Prolog

4.8K 334 29
                                    

W środku nocy poczułam nieprzyjemny powiew zimnego powietrza i sięgnęłam po omacku w dół ciała, aby nakryć się szczelniej kołdrą. Nigdzie jednak nie znalazłam przyjemnego materiału, a poduszka nagle wydawała się szorstka i chłodna. W całkowitej ciemności podniosłam się i odniosłam wrażenie, że coś jest nie tak. Moje dłonie wcale nie opierały się o materac łóżka, na który kładłam się kilka godzin wcześniej, a powietrze było o wiele gęstsze niż pamiętałam. Moje ciało niespodziewanie przeszedł dreszcz. Dreszcz strachu.

Nie znajdowałam się w swoim pokoju. Nie znajdowałam się nawet w swoim domu.

Wciąż znajdowałam się w tunelu.

Moje gardło ścisnęło się nagle, powodując problemy z oddychaniem. Próbowałam złapać powietrze haustami, mając wrażenie, że zaraz się uduszę. Ciemność powoli się rozmywała, ukazując niewyraźne postacie leżące na ziemi obok mnie. Wymacałam różdżkę w kieszeni zakurzonych i lepkich jeansów.

— Lumos — szepnęłam przerażona, mając nadzieję, że się mylę. Nie mogłam tu być, przecież uciekłam. Uciekłam... Ron leżący obok poruszył się nerwowo i zmarszczył brwi.

— Hermiona, co ty...? — mruknął zaspany. Jego nos delikatnie się zmarszczył, kiedy chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie pytająco. — Świecisz mi po oczach...

Nie odpowiedziałam, bo strach sparaliżował całe moje ciało. Mogłam jedynie rozglądać się dookoła i obserwować twarze osób, które uważałam za martwe przez ostatnie miesiące. Nic nie rozumiałam. Do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy, a w głowie rodziły coraz zawilsze pomysły. Żaden jednak nie tłumaczył co się dzieje.

— Granger, zgaś to światło — usłyszałam nagle głos Snape'a i skierowałam różdżkę w jego kierunku. Siedział oparty o ścianę, a na jego kolanach spokojnie spała Elena. Elena. Jego córka. Jego martwa córka... Podniosłam się zbyt gwałtownie z ziemi i na chwilę przed oczami pojawiły się mroczki. — Co ty odwalasz? — warknął mężczyzna, kiedy wyminęłam go z obłędem wypisanym na twarzy.

Musiałam stamtąd uciec. Przeżywając ponownie koszmar, który miałam nadzieję, że skończył się bezpowrotnie ruszyłam przed siebie, w ogóle nie bacząc na krzyki zza pleców. Biegłam co sił w nogach, a słabe światło wydobywające się z różdżki oświetlało wąski i oślizgły korytarz, wypełniony odłamkami skalnymi gruchoczącymi pod stopami i stalagmitami wyrastającymi z ziemi w najmniej odpowiednich miejscach.

Oddychałam nerwowo i szybko, a z moich ust wydobywała się para, rozpływająca się w powietrzu, kiedy tylko w nią wbiegałam. Już było mi wszystko jedno. Chciałam po prostu wydostać się na powierzchnię. Wiedziałam, że ona istnieje, już tam byłam. Musiałam znów ją zobaczyć.

Nagle bez żadnego ostrzeżenia korytarz rozdzielił się na dwie drogi. Wbiegłam w lewe zagłębienie, kierując się własną pamięcią. Ta droga śniła mi się niemal każdej nocy. Może to kolejny sen? Gorączkowe modlitwy zamieniły się w ciche błagania. Zatrzymałam się nagle, uświadamiając sobie, że to jest sen.

Zamknę oczy i obudzę się, tak jak zawsze.

Ale to nie był sen. Byłam w tunelu, z powrotem znalazłam się w tym miejscu. Wszystko, co do tej pory przeżyłam, było halucynacją. Wytworem mojej wyobraźni. Może nigdy się stąd nie wydostaliśmy? Może wyobraziłam sobie to wszystko, a to... To jest prawdziwa rzeczywistość?

Miałam mętlik w głowie. Tunel potrafił płatać figla, tak jak i moja wyobraźnia. Odwróciłam się w kierunku, z którego przybiegłam i otwarłam usta. Widziałam przecież, jak wszyscy giną. Ron, Ginny. Elena. Te obrazy nawiedzały mnie niemal każdej nocy, nie dawały chwili wytchnienia ani odpoczynku. Czułam nadal ten zapach stęchlizny i spalonego ciała ilekroć myślałam o Ginny. Próbowałam przywołać w pamięci jej obraz - szczęśliwej, roześmianej, z rudymi, rozczochranymi włosami. W czerwonym stroju drużyny Quidditcha. Nigdy się to nie udawało.

Czyżbym do reszty straciła rozum?

Zrobiłam bezwiednie krok do tyłu i poczułam zapadający się po stopą stopień. Spojrzałam w dół w momencie, w którym podłoga zniknęła, a ja zaczęłam spadać w dół. Z zatrważającą prędkością. Nagle uderzyłam w coś z taką siłą, że natychmiast straciłam przytomność. Ciemność ogarnęła mój umysł, a ciało znów przeszyła fala potężnego bólu.

— Granger — usłyszałam nagle i z krzykiem otworzyłam oczy. Snape klęczał przy kanapie, na której leżałam i patrzył na mnie marszcząc brwi. Ściskał moją dłoń, która drżała podobnie jak całe ciało. — Uspokój się.

— To znów wróciło — przyznałam się łamiącym głosem, czując, że płacz ściska mi gardło. Zamknęłam oczy, czując jak ciepłe łzy moczą moje policzki i zakryłam dłońmi twarz. Nie chciałam, aby widział mnie w takim stanie.

II Sprzymierzeńcy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz