Przerażona wpatrywałam się w przeciekającą przez palce Snape'a krew. Spróbowałam jakoś mu pomóc, tamując niespodziewany krwotok, ale odepchnął agresywnie moje wystawione dłonie.
— Wynoś się stąd! — warknął, próbując złapać się blatu kuchennego. Jego mokra od krwi dłoń zsunęła się gwałtownie w dół, a ciało mężczyzny poleciało bezwładnie w bok. Odruchowo podtrzymałam go, biorąc na ramiona jego ciężar, który na moment przygwoździł mnie do mebli.
— Chyba pan żartuje — sapnęłam bez tchu, próbując go podnieść. Niestety był za ciężki, a jego upór nie poprawiał sytuacji. Przeciągnęłam jego ramię na swój kark, a drugą ręką objęłam jego plecy. Spojrzał na mnie z mordem w oczach, co w zaistniałych okolicznościach było wręcz absurdalnie śmieszne.
— Łapy przy sobie, Granger.
— Z całym szacunkiem, nie robię tego dla przyjemności! — warknęłam, podnosząc się na drżących nogach, ale jego ciało kompletnie nie chciało współpracować. Był za słaby nawet na to, aby dać się przenieść na kanapę. — To na nic. Wingardium Leviosa.
Wstałam szybko, prawie potykając się o własne nogi. Z różdżką skierowaną na profesora Snape'a zaczęłam wycofywać się do salonu, a ciało poszybowało powoli za mną, wciąż szamocząc się w spazmach bólu.
— Powiedziałem... — sapnął, ale kolejna fala bólu musiała rozejść się po jego ciele, bo syknął głośno, łapiąc się za ramię. — Wynocha...
— Nie rozumie pan, że chcę tylko pomóc? — spytałam, klękając przy nim i sięgając do guzików, ale jego dłoń z zadziwiającym refleksem powstrzymała mnie, prawie miażdżąc mój nadgarstek.
— Pozwalasz sobie... na zbyt wiele... — wycharczał, ale jego uścisk zelżał, a ręka po chwili opadła na brzuch. Spojrzałam na niego spokojniej, widząc krople potu na czole. Dotknęłam go, wyczuwając, że ma gorączkę. Tylko nie panikuj.
— Czy pan musi być tak uparty? — spytałam ostro, kiedy zaczął podnosić się z kanapy. Położyłam dłonie na jego ramionach, ale okazał się zaskakująco silny, więc nie mogłam się patyczkować. Pchnęłam go, przygważdżając do łóżka całym swoim ciałem.
— Nieźle jak... na pierwszą randkę — parsknął słabo, po czym zemdlał, opadając całym ciężarem na poduszki.
— Dobra. Fiolki. Eliksiry — zaczęłam mruczeć pod nosem, szybko wstając i biegnąc do kuchni. Dopadłam lodówkę i na klęczkach zaczęłam przeglądać etykiety, dziękując Merlinowi za pedantyzm Snape'a. Fiolki ułożone były w specjalnej przegrodzie kategoriami, co szybko pozwoliło mi znaleźć eliksir łagodzący, dyptam oraz coś na zbicie gorączki.
Przywołałam ręcznik z łazienki, w drodze powrotnej przypadkiem uderzając kolanem w oparcie fotela. Merlinie, jak boli! Upadłam na kolana, czując przeszywający ból, ale zignorowałam go. Widząc w jakim stanie jest Snape zaczynałam naprawdę się bać. Ułożyłam fiolki na dywaniku, a ręcznik zmoczyłam szybkim zaklęciem. Od razu po przyłożeniu go do czoła Snape'a zauważyłam, że jego twarz nieco się rozluźniła.
Sięgnęłam do guzików jego koszuli, dosłownie na moment się wahając. To w końcu był nauczyciel, do tego sporo starszy. Coś mnie tknęło — może wstyd? Szacunek? Jednak jego przeciągły jęk bólu uświadomił mi, że teraz on potrzebuje pomocy, nieważne kim by nie był.
Jego klatka piersiowa pokryta była małymi, białymi bliznami. Nie chciałam nawet myśleć o ich pochodzeniu, sam ich widok przyprawiał mnie o ciarki. Wylałam esencję dyptamu na obszerną, czerniejącą ranę na ramieniu Snape'a. Zaczęła się zasklepiać, owszem, ale niestety po chwili mężczyzna jęknął jeszcze głośniej. Dlaczego to cholerstwo nie działa?
CZYTASZ
II Sprzymierzeńcy ✔
FanficPo ucieczce z Hogwartu Hermiona i Severus ukrywają się, próbując przystosować się do życia pod władzą Lorda Voldemorta. Mimo różnicy charakterów zmuszeni są do odnalezienia wspólnego języka i do połączenia sił, co w niektórych momentach okaże się tr...