Szarpnięcie w brzuchu spowodowało, że żołądek podszedł mi do gardła i kiedy poczułam pod stopami twardą ziemię upadłam, zwracając jego zawartość. Zakrztusiłam się wymiocinami, łzami i własną śliną. Przez moment czułam, jakbym za chwilę miała się udusić.
— Wstawaj — warknął cicho Snape, łapiąc mnie mocno za ramię i podnosząc z klęczków. — Nie mamy na to czasu.
— Och, a kiedy jest czas, żeby wymiotować? — parsknęłam, opluwając sobie brodę. Ten widok najwyraźniej rozbawił Snape'a, bo uniósł brew i jeden kącik ust. Szybko wytarłam rękawem usta i odetchnęłam kilka razy głęboko. — Gdzie jesteśmy?
— Newhaven — odparł mężczyzna, rozglądając się dyskretnie. — Kawałek od jednej z moich kryjówek.
— Newhaven... — powtórzyłam cicho, próbując przypomnieć sobie jego położenie na mapie. — Strasznie blisko Londynu. Myśli pan, że to bezpieczne?
— Jeśli uważasz, że przygotowanie kryjówki i tożsamości do ukrywania się jest takie proste, z chęcią zobaczę jak sama sobie radzisz — warknął w odpowiedzi, patrząc na mnie złośliwym wzrokiem. Nie odezwałam się już, czując jak zmęczenie i ból przejmują kontrolę nad moim ciałem. Chciałam tylko położyć się i zamknąć choć na chwilę oczy. Snape wyciągnął małą fiolkę z kieszeni szaty i podał mi ją. — Trzymaj.
Przyjrzałam się zawartości i uniosłam brew.
— Eliksir wielosokowy?
— A myślałaś, że będziemy paradować po ulicy jako najbardziej poszukiwany zdrajca i przyjaciółka Wroga Publicznego Numer Jeden? — spytał kpiąco, znów unosząc brew w ten sam, charakterystyczny sposób.
— Szczerze myślałam, że ludzie uznają nas za zmarłych — mruknęłam, dopiero teraz zdając sobie, że to bardzo naiwnie podejście. Snape zmarszczył brwi i spojrzał na mnie z politowaniem.
— Śmierciożercy nie uznają za zmarłych kogoś, kogo nie zabili osobiście.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć wyciągnął z kieszeni drugą fiolkę i odkorkował, połykając na raz całą jej zawartość. Poszłam w jego ślady, chwilę później zamieniając się w niewysoką, dość korpulentną kobietę. Snape za to stał się mężczyzną koło pięćdziesiątki, lekko posiwiałym i zgarbionym.
— A teraz za mną — zakomenderował, lecz zanim wyszliśmy z ciemnego zaułka odwrócił się przez ramię i dodał: — I złap mnie za rękę. Mamy udawać małżeństwo.
Zamurowało mnie, kiedy sens jego słów do mnie dotarł. Wybuchnęłabym śmiechem w normalnych okolicznościach, gdyby przyszło mi udawać żonę profesora Snape'a. Dziwnie jednak nie czułam się ani trochę w nastroju do żartów. Przełknęłam ślinę i dotknęłam jego zimnej, szorstkiej dłoni, dając swoją zamknąć w żelaznym uścisku. Ruszyliśmy przed siebie, spokojnym krokiem przemierzając ulice pogrążonego w wieczornej porze miasteczka.
— Jak tu spokojnie — szepnęłam, kiedy skręciliśmy w alejkę bloków tuż przy rzece. — Myśli pan, że dotrą też tutaj?
— Och, z pewnością — odparł Snape. — Domyślam się, że prędzej czy później przetrzepią każdą wioskę w poszukiwaniu mugoli do zabawy.
Poczułam jak wnętrzności wywracają mi się na drugą stronę. Mimo ciepłego powietrza i kurtki, która otulała moje ramiona, zrobiło mi się zimno, a moje ciało przeszedł dreszcz. Snape chyba to wyczuł, bo zerknął na mnie ukradkiem.
— To chore — szepnęłam pod nosem. — Tak jakbyśmy byli tylko do tego stworzeni.
— Nie jesteś mugolem, Granger. Jesteś mugolakiem, a to różnica. Ciebie mogą chcieć wykorzystać do innych celów — dodał obojętnie, a ja aż musiałam na niego spojrzeć.
— Jak pan może mówić o tym z taką lekkością? Jesteśmy ludźmi, zupełnie takimi, jak wy czarodzieje. Nie różnimy się niczym, nie jesteśmy w niczym gorsi. — Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. Starałam się mówić cicho, ale gniew przepełniał każde słowo.
— Płynie w was krew mugoli, Granger. To wystarczy.
— Wystarczy, żeby po prostu skazać nas na śmierć? Albo nie wiem... Niewolnictwo? Mamy służyć czystej krwi, będąc jeszcze wdzięczni, że trzymają nas przy życiu? Nie słyszy pan jak absurdalnie to brzmi?
Snape spojrzał na mnie i dotarło do mnie, że podpuszczał mnie cały ten czas.
— Zapominasz, że ja sam jestem synem mugola — rzucił z kwaśnym grymasem.
— Ale pana matka jest czarownicą — dodałam ciszej, próbując się uspokoić. — To wystarczy panu, żeby przeżyć.
— Była czarownicą — burknął pod nosem. Zerknęłam na niego czując, że jego dłoń lekko drgnęła, jednak twarz pozostała jak z kamienia. — Co nie zmienia faktu, że jestem najbardziej poszukiwanym zdrajcą i czeka mnie tak samo, jak nie bardziej brutalna śmierć. Naprawdę chcesz się licytować na to, kto ma gorsze życie?
Spojrzałam mu prosto w oczy i pokręciłam po chwili głową.
— Przykro mi z powodu pana matki. Nie miałam pojęcia...
— Jesteśmy na miejscu — przerwał mi bezceremonialnie, w ogóle nie zwracając uwagi na moje słowa. Zerknęłam na budynek, koło którego się znaleźliśmy i westchnęłam. Wysoki, szary blok o bardzo prostym wyglądzie, niemal nie rzucającym się w oczy. Znajdował się w szeregu kilkunastu takich bloków, każdy z wąską klatką schodową i jednym mieszkaniem na piętrze. — Piętro drugie.
Puściłam jego rękę i ruszyłam po schodkach, stają przed oszklonymi drzwiami wejściowymi. Nie zamykały się na klucz, ani nie było przy nich żadnego domofonu. Wspięłam się mozolnie na drugie piętro, a kiedy stanęłam przed ciemnoszarymi drzwiami oznaczonymi plakietką z numerkiem, zerknęłam przez ramię na Snape'a.
— Naciska się klamkę i popycha drzwi — powiedział zjadliwym tonem. Wywróciłam oczami tak, żeby tego nie widział i weszłam do mieszkania. Było małe, urządzone w bardzo prosty sposób. Na pierwszy rzut oka niezamieszkane. Mały przedsionek po kilku krokach przeradzał się w dość duży, otwarty salon, w którym ustawiono jedynie kanapę i niewielki fotel. Od razu ruszyłam w jej stronę.
— Tu jest łazienka — odezwał się Snape, ściągając swoją szatę. Miał pod nią zwyczajny, czarny garnitur i czarną koszulę, w której wyglądał jak zupełnie inny człowiek. Dopiero teraz, kiedy odzyskał swój dawny wygląd, miałam okazję przyjrzeć mu się nieco dokładniej. Jego sylwetka była o wiele szczuplejsza niż sugerowała to obszerna szata szkolna, a ramiona o wiele bardziej wątłe i zgarbione. Czerń potęgowała bladość skóry na twarzy i uwidaczniała sińce pod oczami. — Sypialnię możesz zająć jeśli chcesz. Będę spał na kanapie.
— Nie ma potrzeby. Mi w zupełności wystarczy — odparłam, czując się nagle jak intruz. Jego wzrok wyrażał gniew ilekroć na mnie patrzył, a ja do tej pory próbowałam to ignorować, ale teraz... Stojąc w mieszkaniu, które miało być przeznaczone dla niego i jego córki... Poczułam, że nie powinno mnie tu w ogóle być. — Profesorze...
Spojrzał na mnie pytająco, ale najwyraźniej wyczytał z mojej twarzy co chciałam powiedzieć. Łzy w oczach musiały być dość jednoznaczne. Poczułam, że lekko przełamał barierę mojego umysłu, ale nie zamierzałam się bronić. Nie miałam na to nawet sił.
Przepraszam, pomyślałam. Snape wzdrygnął się i zmarszczył brwi. Bez słowa przeszedł obok mnie i zatrzasnął drzwi do sypialni, zostawiając mnie znów całkiem samą.

CZYTASZ
II Sprzymierzeńcy ✔
FanficPo ucieczce z Hogwartu Hermiona i Severus ukrywają się, próbując przystosować się do życia pod władzą Lorda Voldemorta. Mimo różnicy charakterów zmuszeni są do odnalezienia wspólnego języka i do połączenia sił, co w niektórych momentach okaże się tr...