Ciotka Claire była dokładnie taką samą kobietą, jaką ją zapamiętałam. Zawsze ze spokojem obserwująca świat, racjonalnie analizująca rzeczywistość i w mig dostosowująca się do sytuacji. Mama zawsze się śmiała, że w tym zdecydowanie ją przypominam. Miałam ochotę wyśmiać to podejście. Jedyne do czego się nadawałam to płacz. Nie powinnam była w ogóle Snape'a powstrzymywać przed rzuceniem tego cholernego zaklęcia.
— Możecie zostać tu tyle, ile będziecie potrzebować — odezwała się w końcu Claire, podnosząc wzrok na Severusa. Wysłuchała mocno okrojonej historii bez słowa, nie poruszając głową ani razu. Czułam tylko jej zaciskającą się na mojej dłoń, kiedy opowiedziałam jej o rodzicach. — Przygotuję wam pokój gościnny, jedno z was może spać w mojej sypialni. Łazienka jest na końcu korytarza.
Zaskoczona zauważyłam, że Snape skinął jej głową, na co ona krzywo się uśmiechnęła. Pojawiło się coś między nimi, jakiś dziwny rodzaj porozumienia. Claire wstała, zabierając kubki do kuchni i zaczęła się w niej krzątać, przygotowując dla nas śniadanie. Długo trwaliśmy w ciszy, słuchając brzęków talerzy. Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z mężczyzną siedzącym na przyległej kanapie.
— Nic nie powiesz, Granger? — spytał w pewnym momencie, a ja jedynie zamrugałam w odpowiedzi. — Żadnego krzyku, żadnych pretensji? Żadnego wyzywania od egoistycznych sukinsynów?
Spuściłam głowę, wpatrując się w resztkę zimnej już herbaty, która wystygła dawno temu. Jedyne na co miałam ochotę w tej chwili to sen. Zbawienny odpoczynek, po którym liczyłam, że obudzę się w lepszym miejscu. Gdzie nie będzie śmierciożerców, Voldemorta i zła — za to będzie uśmiechnięty Harry, zajadający się smakołykami Ronald i roztrzepana Ginny, śmiejąca się do mnie wesoło.
— Cokolwiek, Granger — syknął groźniej Snape. — Co się stało z tą dziewuchą, która jeszcze godzinę temu była skłonna stawiać się całemu światu?
— Może ona też zginęła w tym tunelu — wyszeptałam pod nosem, nabierając płytko powietrze do płuc. Zacisnęłam palce na naczynku, podnosząc wzrok do góry i patrząc prosto przed siebie, na półkę wiszącą nad telewizorem. — Miał pan rację. Nie nadaję się do tego.
— A od kiedy słuchasz tego, co ja do ciebie mówię? Od kiedy przejmujesz się moją opinią?
Zaśmiałam się, kręcąc głową z rezygnacją. Nie rozumiał, ile w tym momencie znaczyło dla mnie to, co chciał zrobić. Jak bardzo bolało mnie to, że widział we mnie dziecko niepotrafiące sobie poradzić w dorosłym życiu.
— Od kiedy stał się pan jedyną osobą, która mi pozostała — odparłam, patrząc mu prosto w oczy. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć, nie mogłam i nie chciałam. Wstałam więc i wyszłam do łazienki, zamykając się w niej na klucz. Opłukałam twarz, zmywając krew, łzy i kurz, ale czując płacz przejmujący kontrolę nad moim ciałem osunęłam się po drzwiach i po prostu zamknęłam oczy.
Rozumiałam więcej niż Snape podejrzewał. Zdałam sobie sprawę jak odważnym człowiekiem się okazał, jak zdesperowanym w chęci ochrony ojcem był. W tej chwili z całą mocą uderzyło we mnie poczucie beznadziejności — byłam kulą u nogi, byłam złym wspomnieniem. Snape na każdym kroku patrzył na mnie jak na intruza, który zastąpił miejsce Eleny. W tej chwili byłam w stanie nawet uwierzyć w to, że dałby zabić mnie, aby przywrócić życie własnej córce.
A ja idiotka to rozumiałam. Zapłakana siedząc na zimnej, łazienkowej podłodze sama zaczynałam myśleć, że to ona powinna tu być — nie ja. Nagle klamka poruszyła się, a w następnej sekundzie ktoś cicho zapukał.
— Hermiono?
Zaniepokojony głos Claire otrzeźwił mnie na tyle, żeby wstać i wytrzeć czerwoną twarz. W lustrze zobaczyłam żałosne odbicie kogoś, kogo nie rozpoznałam — podkrążone oczy świadczyły o tych wszystkich nieprzespanych nocach, a rany w okolicach ust boleśnie przypominały o tym, że to co się dzieje, to już nawet nie jest koszmar.
CZYTASZ
II Sprzymierzeńcy ✔
Fiksi PenggemarPo ucieczce z Hogwartu Hermiona i Severus ukrywają się, próbując przystosować się do życia pod władzą Lorda Voldemorta. Mimo różnicy charakterów zmuszeni są do odnalezienia wspólnego języka i do połączenia sił, co w niektórych momentach okaże się tr...