Kiedy wszystkie okna w mieszkaniu lśniły czystością, a na meblach nie został już nawet najmniejszy kawałek kurzu, przyszedł czas przeczytać to, co udało mi się zabrać ze sobą jeszcze przed wyruszeniem na poszukiwania horkruksów.
Severus Snape okazał się jednak tak upartym człowiekiem, że zdążyłam przekartkować wszystkie pozycje w swojej małej kolekcji, a on nadal nie wyglądał, jakby ma zamiar zawrzeć sojusz. Ja natomiast czułam, że powoli zaczynam wariować. Sen z powiek spędzały mi ponowne koszmary z tunelu i wszędzie roznoszący się zapach spalonego ciała Ginny Weasley. Moje myśli coraz częściej zaczęły okupować potworne obrazy wojny i zwłoki leżące pomiędzy zawalonymi murami Hogwartu. A mój wspaniały współlokator właśnie wtedy postanowił znaleźć sobie zajęcie. Na pytające spojrzenie, które rzuciłam mu kiedy któregoś popołudnia wrócił do mieszkania odparł, że ktoś z nas musi zarabiać pieniądze. Zaczął zaopatrywać pobliską aptekę w lekarstwa i eliksiry, nie wydając przy tym ani swojej tożsamości ani twarzy. Nie wiedziałam kogo udało mu się skonfundować, ale z drugiej strony rozumiałam, że przecież pieniądze nie rosną na drzewach.
Z początkiem czerwca jednak sytuacja zaczęła przybierać przerażający obrót. Będąc w piekarni usłyszałam jak sprzedawczyni żali się z jednej klientek, że córka jej przyjaciółki, Rebekah, zaginęła bez śladu. Kobiety mówiły cicho, ale nie na tyle, abym nie wyłapała szczegółów tego zdarzenia. Ponoć w okolicy ich domu kręciło się dwoje podejrzanych mężczyzn, a następnego dnia Rebeki już nie było. Płacąc za bułki i jeszcze ciepłe drożdżówki zastanawiałam się, czy mogą mieć z tym związek śmierciożercy. Jeśli dotarli już do Newhaven, będziemy musieli uważać.
Czym prędzej skierowałam się w stronę domu, dyskretnie rozglądając się dookoła. Serce zaczęło mi bić mocniej na myśl, że mogą mnie teraz obserwować. Mijając kiosk kątem oka zauważyłam zdjęcie młodej kobiety na pierwszej stronie i zamarłam.
Jennifer Starr, lat dwadzieścia jeden. Zaginiona dnia trzydziestego pierwszego maja bieżącego roku. Z nieruchomej fotografii uśmiechała się do mnie piękna, szczupła blondynka, ubrana w błękitny sweterek. Na jej szyi spoczywał delikatny naszyjnik w kształcie serduszka. Ktokolwiek widział zaginioną proszony jest o zawiadomienie policji.
Ściskając kupioną gazetę wróciłam do mieszkania, czując niemal spojrzenia ludzi na plecach. Paranoja, a może rzeczywiście ktoś mi się przyglądał? Mimo, iż nie przypominałam w żaden sposób młodej, atrakcyjnej dziewczyny czułam się nieswojo. Śmierciożercy potrafią być nieobliczalni.
Snape stał akurat w kuchni, kiedy przekroczyłam próg. Rzuciłam na blat gazetę i paczkę z pieczywem, a potem wróciłam do przedpokoju i zdjęłam buty.
— Trzymanie się kilku zasad nie jest takie trudne — powiedział, ale widząc moją minę zmarszczył brwi. Jego zakaz robienia przeze mnie zakupów był śmieszny, nie mógł przecież trzymać mnie w mieszkaniu więźniem. Poza tym, nawet mimo zaistniałej sytuacji, na myśl o profesorze Snape'ie kupującym damskie środki higieniczne miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Stojąc obok niego podsunęłam mu gazetę, a on zmierzył ją szybkim spojrzeniem. — Jakaś nastolatka pewnie uciekła z domu. Co z tego?
Wywróciłam oczami, zniecierpliwiona jego obojętnością. Rozwinęłam gazetę na środkową stronę. Patrzyło na nas dwadzieścia różnych twarzy nastoletnich dziewcząt, każda w podobny wieku, każda ładna i atrakcyjna. Snape zmarszczył brwi i przejechał palcem po jednym ze zdjęć, czytając uważnie wszystkie informacje pod fotografiami.
— Myślisz, że to śmierciożercy je porywają? — spytał nieco kpiąco, ale jakby sam wziął to pod uwagę. Poczułam, że powoli wracam do swojej postaci, a kiedy koszula profesora, którą ukradłam z łazienki zaczęła na mnie wisieć, mężczyzna zmierzył mnie rozbawionym spojrzeniem. — To dla ludzi normalnych rozmiarów. Nie dla karłów.
Wzruszyłam ramionami, kompletnie nic nie robiąc sobie z jego przytyków i skierowałam się do łazienki, rozpinając powoli koszulę.
— Jakbyś zrobiła to tutaj, może odplątałbym ci język — rzucił, zanim zatrzasnęłam za sobą drzwi. Wiedząc, że jestem już sobą, nie potrafiłam spojrzeć w lustro. Cisnęłam koszulę do wanny, ubierając zostawiony na półce nad toaletą podkoszulek. Kątem oka zerknęłam na nagie nogi, które pokrywały małe, blade blizny. Nienawidziłam się za nie. To była moja cena za wolność. Niektórzy zapłacili życiem. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. — Zamierzasz dzisiaj wyjść?
Otrząsnęłam się, otarłam łzy, które znikąd pojawiły się w moich oczach i naciągnęłam dżinsy. Opuściłam łazienkę, nieco zaskoczona mijając Snape'a, który stał tuż za drzwiami i nonszalancko opierał się o framugę.
— Nie sądziłem, że jesteś tak uparta — mruknął do siebie.
— Nie sądziłam, że pan jest tak zawzięty — odparłam, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu słysząc swoje własne słowa.
— Jak widać jestem też mądrzejszy — stwierdził, podchodząc bliżej mnie i wskazując długim palcem gazetę. — Co jeszcze wiesz?
— Rebekah, córka przyjaciółki tej kobiety, która za rogiem sprzedaje bułki też zaginęła — powiedziałam, zakładając ręce na piersi. — Mówiła, że pod domem jej przyjaciółki kręcili się jacyś dwaj podejrzani mężczyźni.
Snape uniósł brew i wykrzywił usta. Spodziewał się tego, co dziwnym trafem ani trochę mnie nie zaskoczyło.
— Seryjny porywacz to raczej nie jest — stwierdził. — Widzisz już, dlaczego zabroniłem ci wychodzić?
— Sugeruje pan, że nie umiałabym sobie poradzić? — warknęłam wojowniczo i założyłam ręce na biodrach, chcąc wyglądać choć trochę poważniej. Po minie Snape'a zrozumiałam jednak, że ani trochę mi nie wyszło.
— Sugeruję, że w starciu z bezwzględnymi mordercami miałabyś marne szanse, Granger. Zabiłaś kogoś tak po prostu? Dla przyjemności? — spytał kpiąco, wwiercając się spojrzeniem w najgłębsze zakamarki pod skórą. Otwarłam usta, kiedy w mojej głowie nagle pojawiła się twarz kobiety, którą zabiłam, żeby bronić jego córkę. Poczułam ucisk w piersi, ale pokręciłam przecząco głową. — Właśnie. A oni nie mają takich oporów.
— Więc co zrobimy, jeśli nas znajdą? Uciekniemy? Znów będziemy się ukrywać? — spytałam, a całe moje ciało przeszły ciarki. Naprawdę zaczynałam się bać przyszłości. Do tej pory nasze życie było sielanką, w porównaniu do tego, co dopiero mogło nadejść.
— Chcesz, to zostań. Jak widać — uniósł wymownie brew — do niczego cię nie zmuszę.
Pokręciłam głową zdecydowanie za szybko. Powstrzymałam się jednak przed stwierdzeniem, że z nim czułam się po prostu bezpiecznie.
— Jesteś małą hipokrytką, Granger — zaśmiał się gorzko Snape, wracając do kuchni. Podążyłam za nim, oczekując dalszego ciągu poniżania, które było stałym elementem jego repertuaru. — Boisz się, że wygarnę ci za wścibstwo i grzebanie w moich rzeczach, ale ufasz mi na tyle, żeby ze mną zostać. Mimo, że jestem właśnie takim bezwzględnym, okrutnym śmierciożercą.
— To nieprawda — odparłam bez wahania. Mężczyzna spojrzał na mnie zaciekawiony, oparł się lędźwiami o blat pod oknem i założył na piersi ręce, skryte pod czarną bluzą. Widok profesora w mugolskich ubraniach wciąż zaskakiwał mnie tak samo mocno, jednak pozwalał mi się rozluźnić i niwelował barierę nauczyciel-uczeń, która zdecydowanie w niczym by teraz nie pomagała. — Gdyby był pan takim człowiekiem jak cała reszta... Nigdy by mi pan nie pomógł. Nigdy nie pomógłby pan Harry'emu. Nigdy nie zgodziłby się pan na to, żebym z panem została.
— Myślisz, że robię to z dobroci serca? — prychnął, a ja nie mogłam powstrzymać się przed krzywym uśmiechem.
— Po części na pewno. Mimo tego, co pan sam o sobie sądzi... — zawahałam się, patrząc w jego oczy. Czekał na to, co chcę powiedzieć, ale wyglądał jakby zaskoczyły go moje słowa. Zaskoczyły, ale i w pewien sposób ucieszyły. — Ja uważam, że jest pan dobrym człowiekiem. Najlepszym z wszystkich.
CZYTASZ
II Sprzymierzeńcy ✔
FanfictionPo ucieczce z Hogwartu Hermiona i Severus ukrywają się, próbując przystosować się do życia pod władzą Lorda Voldemorta. Mimo różnicy charakterów zmuszeni są do odnalezienia wspólnego języka i do połączenia sił, co w niektórych momentach okaże się tr...