Piąty dzień...

930 106 10
                                    

Dziwnym trafem znów zachorowałam i znów siedziałam w domu. Nie czułam się źle fizycznie tyle co psychicznie, ale lekarz twierdził, że moja choroba się nawróciła. Może nie całkowicie, ale w pewnym stopniu.

Smacznie sobie drzemałam na kanapie, śniąc o idealnym życiu, w którym nie czułam wielkiego bólu i tęsknoty, kiedy ktoś brutalnie zdarł ze mnie koc. Nagłe uczucie chłodu powodujące gęsią skórkę, pokrywającą moje ciało, sprawiło, że uniosłam jedną powiekę, aby znaleźć sprawcę. Nie widziałam nic w zasięgu pola widzenia, więc niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam twarz i jęknęłam niezadowolona.

— Długo będziesz jeszcze wciągać żółtko?

Zaskoczona czyjąś obecnością, spojrzałam za kanapę, aby zobaczyć Lauren i Kylera. Oboje z założonymi ramionami pod piersią, patrzyli na mnie z konsternacją. Opadłam z powrotem na sofę, wywracając oczami i ignorując przyjaciół. Od kilku dni próbowali coś ze mną zrobić, zmusić do czegoś, abym jedynie wstała z kanapy czy łóżka, nie scalając się z nimi w jedność. Chcieli, żebym przestała ciągle leżeć i zaczęła robić coś pożytecznego. Nie jednokrotnie Lauren namawiała mnie, żebym zaczęła znowu malować czy nadrabiać materiał z uczelni, ale ja nie miałam na nic ochoty. Wykorzystywałam fakt, że jestem chora i nic nie robiłam, czując się najlepiej w takim stanie. Cisza kojąco działała na mój organizm, dostarczając mi upragnionego spokoju.

Oszukiwałam samą siebie, ale tak było mi łatwiej. Chciałam uciec od rzeczywistości i nie czuć tego bólu, i tęsknoty za Luke'iem.

Cały czas łudziłam się, że go odnajdą i wróci do nas cały, i zdrowy. Stanie przede mną, obdarzając mnie uśmiechem, w którym się zakochałam, a ja będę mogła rzucić mu się w ramiona oraz mówić, jak bardzo go kocham i usłyszeć od niego to samo. Nie dawałam rady pozbyć się emocji, które niszczyły mnie od środka i zamieniały w kamiennego człowieka, dla którego nic nie miało sensu. Blondyn był moją egzystencją, sensem istnienia.

Czy to znaczy, że cierpiałam na Weltschmerz? Dopadł mnie ból świata, ból istnienia? Bez Luke'a nie mogłam znaleźć swojego sensu, celu w życiu, więc jak mogłam żyć normalnie? Czy to było właśnie to? Weltschmerz?

— Dziewczyno, weź się wreszcie w garść. — Kyler złapał się za skronie, prosząc mnie błagalnym tonem. - Nie możesz całymi dniami gnić w łóżku. Pogódź się w końcu z prawdą, z tym, że Luke'a nie ma i nie będzie. Minęły trzy lata. Najlepszy okres w życiu każdego człowieka, a ty spędzasz go, rycząc w poduszkę!

Jak na zawołanie podniosłam się z sofy, stając na przeciwko przyjaciela i rzucając mu wrogie spojrzenie. Już drugi raz na za dużo sobie pozwolił. Cały czas wspominał moje zachowanie, nie wiedząc, co czułam. Przekroczył cienką linię wyznaczającą granicę, którą mógł przekroczyć i którą zbyt mocno nadszarpnął.

A teraz zerwał ją, niszcząc jakąkolwiek nadzieję, na to, że wszystko wróci na dobry tor i poprawi ostatnio podniszczoną relację między nami.

— Cały czas wypominasz mi moje zachowanie! — Wybuchłam, dostając nagłego przypływ energii. — Do cholery jasnej! Nie masz kompletnie pojęcia, co czuję! — Wyrzucałam z siebie wszystko, wyraźniej uświadamiając Kylera, jaki popełnił błąd. — Przez całe trzy lata nawet nie próbowałeś postawić się na moim miejscu, zrozumieć co czuję! Pocieszałeś mnie, żeby potem prawić kazanie o tym, że powinnam zapomnieć! — Jęknęłam żałośnie, czując, że straciłam nad sobą panowanie. Wyciąganie wszystkich wspomnień na wierzch uderzyło w moje serce z ogromną siłą, powodując, że skuliłam się z bólu jak bezbronne dziewczynka. — Zawsze za nim nie przepadałeś, ale to nie znaczy, że masz prawo na każdym kroku mówić, że powinnam zapomnieć. Zapomnieć i tylko zapomnieć... — Ciągnęłam cicho, tym razem wkładając w swoje słowa całe moje cierpienie. — Ty masz szczęśliwe życie, kochaną narzeczoną i zero smutków. Przestań więc prawić mi morały, bo gówno wiesz na ten temat.  — Skończyłam swój monolog, ścierając łzę z policzka. — Nie jestem taka silna, nie radzę sobie — szepnęłam drżącym głosem i spuściłam głowę, opadając na kanapę.

Zanosiłam się głośnym szlochem na środku salonu, a po chwili poczułam obejmujące mnie ramiona. Wtuliłam się w przyjaciółkę, kiedy usłyszałam kroki, które stawały się coraz cichsze, coraz mniej wyraźne. Blondyn wyszedł i nie odezwał się nawet słowem. Po tym jak doprowadził mnie do tego stanu, odszedł jak ostatni tchórz.

"— Wszystko gra, Lexi?

— Tak, czemu pytasz? — Odwróciłam się w stronę Luke'a i posłałam mu lekko uśmiech.

Chłopak dobrze wiedział, że coś mnie trapiło. Nie miał mi za złe, że nie mówiłam mu, o tym co mnie dręczy. Sam uważał, że człowiek nie zawsze musi o wszystkim mówić drugiej osobie. Czasami potrzebujemy przemyśleć pewne sprawy samemu. Próbowałam rozwiązać swój problem sama, ale nie wiedziałam, co mogłam zrobić. Brooke nie odzywała się do mnie od tygodnia i nie chciała mnie  słuchać. Zrobiłam to dla jej dobra, bo wiedziałam, że jej decyzja będzie najgorszą jaką mogłaby w życiu podjąć. Sama raz działała za moimi plecami i nie byłam na nią aż tak zła. Byłam jej wdzięczna, że się o mnie martwiła i nawet kiedy kazałam jej nie mieszać w moje sprawy, i tak to robiła. Dla mojego dobra. A kiedy ja to zrobiłam dla niej, potraktowała mnie jak największą zdrajczynię i najgorszą przyjaciółkę. Nie powiedziała mi tego w twarz, ale tak się poczułam.

— Chcesz mi powiedzieć, co się stało?

Podreptałam w jego stronę, po czym klapnęłam na jego skrzyżowanych nogach. Objął mnie wokół brzucha i oparł podbródek na moim ramieniu, kiedy wcisnęłam się w jego ciepły, gorący tors, wzdychając z przyjemności jego bliskości. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się szeroko na nasz widok. Blondyn był jednocześnie taki słodki, kochany i męski. Był najcudowniejszą osobą w moim życiu. Chyba bym umarła, jeśli by go zabrakło.

— Czemu się tak cieszysz? — Połaskotał mnie w boczkach, powodując mój chichot.

— Obiecaj, że zawsze będziesz ze mną. — Przekręciłam się lekko w jego stronę i pogłaskałam po policzku, patrząc mu intensywnie w oczy.

— A da się być choć kawałek dalej bez swojego serca?

— Tak bardzo się kocham — odparłam rozczulona jego słowami, po czym wpiłam się w jego usta, szarpiąc delikatnie za końcówki włosów."

— Tak bardzo bym chciała, żeby tu był — zaszlochałam w ramię przyjaciółki.




Gdzie jesteś, Luke?

Myślę o tobie każdego dnia...

Każdego dnia | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz