Dziewiąty dzień...

748 123 36
                                    

Nie pojmowałam, o co chodziło. W ciągu jednego dnia widziałam Luke'a dwa razy. Ale za każdym razem okazywało się, że to nie on. Ale jakim cudem? Przecież doskonale widziałam. Byłam pewna tego, że to blondyn. Nie mogłabym się pomylić, nie z nim. Ten chłopak wprawiał mnie w lekkie zakłopotanie i szybsze bicie serca. I tak się czułam, kiedy ponoć zobaczyłam Luke'a. Teraz sama miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam, jak się zachować w tej sytuacji. Przecież to musiało coś znaczyć, a z dnia na dzień przecież nie ześwirowałam. No bo jak mogłam wyjaśnić moje zachowanie? Mocniejszy puls, chwilowe odrętwienie i ten ucisk na sercu? Ewidentnie coś się działo, a ja byłam jedną osobą, która nie miała o niczym pojęcia. Czułam się jak na środku olbrzymiego oceanu, gdzie dookoła mnie była tylko woda.

W którą stronę płynąć, aby dostać się na ląd?

Dzisiaj wymusiłam na Ashtonie spotkanie. Przed zniknięciem Luke'a mieliśmy bardzo dobry kontakt i dobrze czuliśmy się się swoim towarzystwie. Szatyn był chłopakiem o złotym sercu, który nie umiał przejść obojętnie obok osoby potrzebującej jakiejkolwiek pomocy. Przyciągał miliony dziewczyn swoim urocznym sposobem bycia. Sam może tego nie widział, ale taki był i to mimo dwudziestego piątego roku życia. Później nasz kontakt osłabł a w efekcie naszego załamania, straciliśmy go całkowicie. Od tamtej pory nie widziałam go ani razu. 

Musiałam z nim porozmawiać, bo byłam bardziej niż pewna, że coś wiedział.

Pchnęłam szklane drzwi kawiarni i weszłam do środka. Poczułam powiew klimatyzacji, który był wybawieniem dla klientów w tę upalną pogodę. Zajęłam miejsce w kącie lokalu, lustrując wystrój kawiarenki. Całe pomieszczenie było koloru waniliowego z kilkoma namalowanymi brązowymi filiżankami wielkości całej ściany. Okrągłe stoliki z trzema krzesłami w centrum i owalne z dwiema czarnymi kanapami przy ścianach. Każdy z nich nakryty białym obrusem i ozdobiony małym wazonikiem z jedną czerwoną różą. Skromnie, ale bardzo ładnie i przytulnie.

Zamówiłam sobie mrożoną herbatę o smaku mango i kawałek kruchego ciasta. Po kilku minutach, kiedy powoli spożywałam swój napój, pojawił się Ashton. Ubrany z jeansowe spodenki do kolan z opuszczonymi kremowymi szelkami i czarna koszulka z logiem Adidasa. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały posłał mi lekko uśmiech, a potem podszedł do kontuaru, aby złożyć zamówienie.

— Cześć, Lexi — mruknął, siadając na przeciwko.

— Hej, Ash. — Uśmiechnęłam się delikatnie.

Na tym skończyła się nasza wymiana zdań. Niby wiedziałam, po co się z nim spotkałam i o czym chciałam porozmawiać, ale w tym momencie straciłam zdolność mówienia. Dotarło do mnie, co zamierzałam zrobić, o czym porozmawiać. Obawiałam się, że ta rozmowa mogła skończyć się źle. Odetchnęłam głęboko, biorąc się  w garść i zaraz po tym jak kelnerka przyniosła zamówienie szatyna, zadałam mu pierwsze pytanie.

— Wyjechałeś z Sydney, prawda? Nie widziałam cię trzy lata.

— Nie wyjechałem. — Oznajmił, powodując tym moje zdziwienie. — Cały czas byłem w Sydney. Po prostu... po zniknięciu Luke'a trochę się... zamknąłem w sobie i w pokoju — parsknął. — Oboje to przeżywaliśmy. — Posłał mi słaby uśmiech, mieszając łyżeczką w filiżance. - Po roku przeprowadziłem się nad wybrzeże.

— A teraz wróciłeś? — spytałam, uśmiechając się lekko, na co ten kiwnął głową.

Chwilę przypatrywałam się mu w milczeniu, jak skupiał swój wzrok na filiżance kawy. Było po nim widać, że jej potrzebował. Lekkie sińce pod oczami dawały o sobie znać tak jak lekko roztrzepane włosy. Odkąd pamiętam, Ashton zawsze miał ładnie ułożone loczki. Uśmiechnęłam się na myśl, że teraz będę miała chociaż jego.

— A ty jak się trzymasz? — spytał, wygrywając mnie z letargu.

— Ostatnio gorzej, ale nie jest źle. Po jakimś czasie można się przyzwyczaić... — Skrzywiłam się lekko, ale po chwili posłałam mu lekki uśmiech, nie chcąc, żeby się skrępował.

Nie odpowiedział. Utkwił wzrok w  nieokreślonym miejscu, przez co nie mogłam zorientować się, na co spoglądał. Najprawdopodobniej zapatrzył się, intensywnie nad czymś myśląc. Chrząknął, jakby zdał sobie z czegoś sprawę i zmarszczył brwi, nie odrywając wzroku z miejsca za mną. Skrzywił się nieznanie, rzucając mi krótkie spojrzenie, po czym znów skupił się na swojej filiżance kawy. I ten gest mi wystarczył, abym zrozumiała, że czymś się zdenerwował. Nie widzieliśmy się ponad cztery lata, ale ja wiedziałam, że zachowuje się podobnie w sytuacji, kiedy coś go stresuje.

Wiedział coś.

— Wszystko gra? — Uniosłam jedną brew, patrząc na niego przenikliwie. — Troszkę się spiąłeś. — Spojrzałam wymownie na jego barki.

— Przypomniałem sobie o czymś. — Wzruszył ramionami, wyglądając na całkowicie rozluźnionego. — Mam parę problemów, rozumiesz. — Uśmiechnął się delikatnie, wykrzywiając twarz w wyrazie bezradności.

— Rozumiem. — Odwzajemniłam jego gest, po czym pociągnęłam solidnego łyka zimnego napoju.

W ciągu dwóch godzin atmosfera między nami wróciła na dawny tor. Nie było już tej niezręczności i nikłego zawstydzenia. Po prostu potrzebowaliśmy trochę czasu, aby znów poczuć się jak te kilka lat temu. Rozmawialiśmy o wszystkim. O tym jak żył na wybrzeżu, co robił przez ten czas, że ukończył studia medycyny sportowej i że związał się na rok z pewną dziewczyną. Opowieść o moim życiu przez ostatnie czterdzieści osiem miesięcy nie była czymś ciekawym i fascynującym, jednak uważnie słuchał i wtrącał co chwilę swoje trzy gorsze. Szczerze się uśmiechnął, gdy powiedziałam o kierunku swoich studiów. On zanim się zapisał na uczelnię, zastanawiał się pomiędzy fizjoterapią a właśnie medycyną sportową.

— Ash? — Zagadnęłam po jakimś czasie.

— Tak? — Uśmiechnął się, zlizując z ust piankę po ciastku.

— To wtedy w KFC... — Zaczęłam, jednak kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć dalej.

— Daj spokój. — Machnął lekceważąco ręką. — Było minęło.

— Ty coś wiesz — szepnęłam, ignorując chłopaka i cały czas obracając w rękach szklankę po herbacie. — Musisz coś wiedzieć. — Tym razem spojrzałam mu w oczy.

— O czym mówisz? — odchrząknął.

— Przestań, Ash. Dobrze wiesz, o czym mówię. Ukrywacie coś przede mną, ty i rodzice Luke'a. Wiecie coś o nim i nie chcecie mi powiedzieć — odpowiedziałam spokojnym głosem, ale w środku aż się cala trzęsłam ze stresu, który ogarnął moje ciało.

— Lexi... — westchnął.

— Ashton, proszę — jęknęłam błagalnie. — Nie okłamuj mnie.

— Nie okłamuje cię.

— Ale coś przede mną ukrywasz. To nie jest przypadek, że w ciągu jednego dnia widziałam Luke'a, że w ogóle go widziałam! I jeszcze wczoraj w KFC, kiedy widziałam jego, złapałam ciebie. Ash, mów, co wiesz. — Ostatnie zdanie prawie wysyczałam.

Chłopak westchnął i najwidoczniej zrezygnował z dalszej próby ominięcia odpowiedzi. Oparł przedramiona i złączone dłonie na stole, po czym spojrzał na mnie.

— Wiem, że żyje, to jest pewne. O nic więcej nie pytaj.

Po tych dwóch zdaniach wstał od stolika, jednocześnie zostawiając nim kilka banknotów, a następnie ucałował mnie w czoło i wyszedł. Tak po prostu. Zostawił mnie z totalną burzą pod moją czaszką.



Gdzie jesteś, Luke?
Myślę o tobie każdego dnia...









Każdego dnia | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz