Szósty dzień...

803 114 32
                                    

Kreska za kreską, a na kawałku papieru, wbrew mojej woli, powstawał szkic. Nie potrafiłam się oprzeć pokusie, przez co białą kartkę zdobiła grafitowa twarz uśmiechniętego blondyna z kolczykiem w wardze. Kochałam ten kawałek metalu, a on uwielbiał, kiedy się nim bawiłam podczas pocałunku.

Z dnia na dzień Luke coraz częściej i więcej zajmował moje myśli. Co druga rzecz, co drugi wysoki mężczyzna o blond włosach przypominał mi o chłopaku.

Nie wiem, co było przyczyną powrotu mojego zachowania, ale nie podobało mi się to. Powoli mój ból stawał się mniejszy, tęsknota do zniesienia, a moja głowa prawie przez cały dzień była wolna od myśli o chłopaku. Mój stan z przed trzech lat wracał, a ja choćbym zapierała się rękami i nogami, nic na to nie mogłam poradzić. Nie chciałam tego. Nie chciałam znowu czuć tego bólu w klatce piersiowej, który towarzyszył mi czasami nawet przez sen. To wszystko po prostu mnie niszczyło, a ja nie chciałam taka być. Pragnęłam czekać na mojego ukochanego, będąc niezłamaną.

Uniosłam spojrzenie, kiedy usłyszałam pukanie do pokoju.

— Proszę — mruknęłam, wracając do cieniowania.

— Cześć, skarbie. — Tato oparł się o futrynę drzwi.

— Hej. — Uśmiechnęłam się lekko, odwzajemniając jego gest.

— Co robisz?

— Szkicuję. — Uniosłam na potwierdzenie szkicownik.

— Miałabyś może ochotę na spacer?

— Tato — westchnęłam. — Nie, nie miałabym.

— Nawet z nim? — spytał, a wtedy popatrzyłam na niego. Uśmiechnął się zadziornie, a jego brew powędrowała do góry.

Zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc, o czym mówił. Po chwili jednak do mojego pokoju wbiegła karmelowa, futrzasta odpowiedź.

— O rany — pisnęłam z uśmiechem, kiedy piesek wskoczył na moje łóżko. — Skąd go masz? — spytałam, jednocześnie drapiąc miękką kulkę, która wierciła się na moich kolanach i wąchała wszystko, co miała w zasięgu.

— Sąsiadki suczka się oszczeniła. — Posłał mi szeroki uśmiech, zakładając ramiona na piersi.

— O mamo, jest cudowny? To on? — spytałam, drażniąc się z pieskiem, nie pozwalając mu ugryźć mojego palca.

— Tak i czeka na imię.

— Jakby cię tu nazwać... — burknęłam pod nosem, smyrając zwierzaka po brzuchu, kiedy ten machał łapkami. — Wiem, Roki. — Uśmiechnęłam się szeroko ze swojego pomysłu.

— Roki? Skąd ten pomysł?

— A tak jakoś. — Posłałam mu słaby uśmiech, nie chcąc podawać powodu. — Dziękuję — szepnęłam, tuląc do siebie mężczyznę.

— Nie ma za co, najważniejszy jest twój uśmiech. — Pocałował mnie troskliwie w czoło i wyszedł.

— A jest smycz w zestawie? — zawołałam, jednak mężczyzna odszedł na tyle daleko, że nie mógł mnie usłyszeć. — Chodź, Roki, pójdziemy na spacer. — Wzięłam pieska na ręce, rzucając na łóżko blok razem z ołówkiem.

W salonie znalazłam resztę rodziny. Straszy mężczyzna podał mi białe szelki oraz smycz w kostki. Czułam dziwne podekscytowanie, kiedy zakładałam je Rokiemu, a następnie zarzuciłam swoją jeansową kurtkę na białą bokserkę. Poprawiłam leginsy w kolorze khaki i wcisnęłam czarne conversy na stopy. Chcąc wyglądać w miarę znośnie, nim wyszłabym z domu, rozczesałam jeszcze włosy. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę parku. Rokiego rozpierała energia. Szedł, biegnąc. Dosłownie.

Można powiedzieć, że samą swoją obecnością poprawił mi humor. Mimo że był ze mną od nie całych piętnastu minut, zdołał zawładnąć moim kruchym sercem.

"Siedziałam na łóżku mojego chłopaka i czekałam aż wróci. Poszedł tylko do kuchni po kakao, a nie było go dość długo. Wstałam z zamiarem pójścia do niego, ale po tworzeniu drzwi runęłam na ziemię. Byłam kompletnie zdezorinetowana, kiedy ja leżałam na plecach na kafelkach, a wielkie psisko lizało mnie po twarzy.

— O cholerka. — Usłyszałam śmiech Luke'a. — Nie sądziłem, że będzie czatowała pod drzwiami — dodał, odstawiając kubki.

— Możesz ją ze mnie ściągnąć? — mruknęłam, jednocześnie odpychając psi pysk od moich oczu.

— Już, już — znów zarechotał. — Roksi, to moja dziewczyna — mówił do psa, kiedy prowadził go do wyjścia. — Poza tym, co ty lesba?

Pokręciłam głową z politowaniem i znów usiadłam na tym cudownym łóżku, wycierając rękawem resztki śliny z twarzy. Kochałam na nim leżeć. Nie dość, że było wielkich rozmiarów i super miękkie, pachniało nim. Moim światem.

— To może teraz my się pobawimy? — zapytał blondyn z zadziornym uśmiechem."





Gdzie jesteś, Luke?

Myślę o tobie każdego dnia...






Każdego dnia | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz