Trzynasty dzień...

715 120 16
                                    

Jak zaczarowana wdychałam chłodne, wieczorne powietrze. Szurałam granatowymi conversami po żwirowej ścieżce i rozglądałam się dookoła. Szukałam czegoś? Owszem. Miałam tak wielką nadzieję, że tym razem Luke również mnie śledził, że zobaczę jego posturę czy twarz. Specjalnie po to wymknęłam się z domu.

Matka dostała jakieś paranoi i nie chciała mnie wypuszczać. Kiedy poczułam się już lepiej i wypłakałam z siebie wszystko, zaczęłam normalnie funkcjonować. Ostatnie kilka dni było dla mnie czymś strasznym. Nie potrafiłam się uspokoić, non stop płakałam. Nie jadłam praktycznie nic, tylko wtedy, kiedy widziałam już łzy w oczach mamy, która na okrągło coś we wmuszała. I tak za każdym razem zjadałam jedną trzecią tego, co mi przynosiła. A spanie? Chciałabym. Nie mogłam zasnąć każdej nocy. Każdego dnia leżałam owinięta w koc na swoim łóżku. W pokoju panowała ciemność przez zasłonięte okna. Chciałam po prostu odciąć się od świata.

Lauren była jedyną osobą, z którą rozmawiałam. Codziennie się u mnie pojawiała i próbowała jakoś wyciągnąć mnie z dołka. Oglądałyśmy komedie, opowiadała mi swoje przypałowe sytuacje i przynosiła karmelowe lody. Tylko blondynka rozumiała, przez co przechodziłam i nie litowała się nade mną, nie traktowała jak kaleki.

Rozumiała.

Moje włosy powiewały na wietrze, a do nozdrzy dostawało się rześkie powietrze. Może to głupie, ale czułam się dziwnie wolna. Wolna od tych wszystkich myśli, trosk i bólu.

Usiadłam na wolnej ławce, krzyżując nogi i spojrzałam na gwieździste niebo. Tyle ciał niebieskich, a i tak każde jest samotne. Tak jak ja. Miałam wokół siebie tylu bliskich, a i tak czułam się osamotniona, jakbym nie miała nikogo.

— Naprawdę zrobiłam coś złego, że muszę tak cierpieć? — szepnęłam, patrząc raz na jedną, raz na drugą gwiazdę.

— Ty nie. — Usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam głowę w jego stronę i w świetle księżyca mogłam ujrzeć jego pełną spokoju twarz. — Ale są inni, którzy sprawiają wiele zła, a karę ponoszą za to niewinni ludzie. — Dodał, siadając tuż koło mnie.

— Długo tutaj jesteś? Czy może wiedziałeś, że tu będę?

— Tylko chwilę. — Uśmiechnął się, opierając o ławkę. — Czasami tu spaceruję, a skąd miałbym wiedzieć?

— Od Luke'a — szepnęłam, ale po chwili pokręciłam głową z politowaniem i rozbawieniem ze swojej głupoty.

— Przecież ja...

— Przestań, Ashton. Może mi kłamać w żywe oczy, ale ja doskonale wiem, że masz kontakt z Luke'iem. Nie rozumiem tylko, dlaczego to przede mną ukrywasz. Powiedz, że gdybyś tylko mógł, powiedział mi o tym, ale nie możesz. To by zmieniło postać rzeczy, wiesz?

— Jaką postać rzeczy?

— Kiedyś byliśmy przyjaciółmi...

— Byliśmy?

— A uważasz, że teraz jesteśmy? — Spojrzałam mu prosto w oczy. — Teraz, kiedy oszukujesz mnie w takiej sprawie?

—Lexi... — Nie dokończył.

— Nawet nie potrafisz się wytłumaczyć — prychnęłam. — Więc nie dziw się, że naszą relację uznałam za przeszłość. Nie mogę ci ufać.

— Możesz. — Zareagował od razu.

— Nie mogę.

Wstałam z ławki i otrzepałam spodnie z kurzu. Przeczesałam włosy palcami, głośno wzdychając i patrząc w niebo. Ten widok naprawdę uspokajał. W małym stopniu, ale jednak.

Każdego dnia | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz