Trzeci dzień...

1.1K 120 60
                                    

Wbiegłam z powrotem do domu, lekko dysząc, głównie ze złości, i popędziłam do kuchni, z której zabrałam moją torebkę oraz kubek termiczny z kawą. Tak się kończyło zaspanie - zapomnieniem nawet torebki. Znów pognałam do samochodu, o mało nie zaliczając gleby i klnąc siarczyście na moją niezdarność, po czym ruszyłam na uczelnię. Zegarek na panelu wskazywał ósmą czterdzieści pięć, a moje zajęcia zaczynały się o dziewiątej.

Dzisiejszej nocy nie mogłam zasnąć. Pierwszy raz od roku, przez kilka godzin myślałam tylko o nim. Przesiadywał w mojej głowie dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale tej nocy zbyt intensywnie. Przypominał mi o osobie i jak na złość rzucał przed oczy wszystkie nasze wspomnienia. Z naszych randek, leniwych dni, tych bardziej intymnych, z czasów, kiedy byliśmy przyjaciółmi czy spotkań z rodzinami. Czułam jego obecność na drugiej połowie łóżka. Nawet się przekręciłam, aby sprawdzić czy może tam leży, ale spotkałam się z ogromnym rozczarowaniem, widząc nietkniętą kołdrę i zimną poduszkę. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Od kilku dni czułam się inaczej, tak ja kilka miesięcy po jego zniknięciu. Ogromna tęsknota, straszliwy ból na sercu, rozpacz i histeria. Nieprzespane noce i obojętność wobec wszystkiego.

Dziś zaspałam, bo on nie pozwolił mi na sen. Odpłynęłam dopiero wtedy, kiedy mój organizm już nie wytrzymywał, a ja czy mój umysł nie mieliśmy na to wpływu. Zasnęłam z wycieńczenia.

Dziesięć minut po dziewiątej parkowałam samochód na placu pełnym pojazdów. Ledwo znalazłam wolne miejsce pomiędzy studenckimi wozami. O mało nie potykając się o własne nogi, popędziłam do budynku, a w nim do odpowiedniej sali. Kiedy znalazłam się pod tą, w której właśnie trwały zajęcia, odetchnęłam głęboko i weszłam do auli. Wszyscy słuchali z zaciekawieniem pani profesor. Moje gwałtowne wejście zniszczyło panujący nastrój i grobową ciszę, a także sprawiło, że każda para oczu po chwili lustrowała mnie wzrokiem.

— Panno Nelson?

— Dzień dobry, pani profesor. Przepraszam za spóźnienie, miałam mały problem w domu. — Uśmiechnęłam się przepraszająco, oddychając głęboko i kierując się w stronę wolnego miejsca.

— No dobrze — westchnęła. — Zbyt dużo na szczęście cię nie ominęło. — Odpowiedziałam tylko skinięciem głowy i usiadłam tuż obok Kylera, mojego najlepszego przyjaciela.

— Wszystko w porządku? — spytał szeptem.

— Tak, dlaczego miałoby nie być? — wysapałam, wyciągając z torby notatniki.

— Ostatnio jesteś jakaś nieobecna i roztargniona, dzisiaj się spóźniłaś i do tego wyglądasz strasznie. Jesteś cholernie blada — westchnął, posyłając mi zmartwione spojrzenie. — Co się dzieje?

— Po prostu ...

— Proszę nie rozmawiać — rzuciła nauczycielka, rozglądając się po sali.

— Później pogadamy — bąknęłam cicho w stronę blondyna i posłałam mu uspokajający uśmiech.

Wszystkie wykłady ciągnęły się w nieskończoność. Profesorowie chyba zauważyli mój nastrój, a fakt, że go nie komentowali, świadczył, że się domyślali, czemu jestem w takim a nie innym stanie. Kyler wydawał się rozumieć mój stan i więcej o nic nie pytał. Po godzinie piętnastej razem pojechaliśmy do pobliskiej kawiarenki, w której zawsze spędzaliśmy godzinę na plotkach, piciu cynamonowej kawy i wcinaniu jogurtowego rogala. Może brzmi to typowo babsko, ale ten chłopak uwielbiał, gadać o wszystkim i o wszystkich. Przed nim nic nie mogło się ukryć. 

— Okej, a teraz jak u księdza na spowiedzi. — Wziął łyka kawy, po czym kontynuował. — No, słucham.

— Luke — westchnęłam, nie siląc się na bardziej rozbudowaną odpowiedź. Od razu przed oczami ukazał mi się obraz blondyna z kolczykiem w wardze.  — Ja nie potrafię nie pamiętać. — Spojrzałam na niego z rozpaczą. — W sobotę spaliłam obiad, zanim zdążyłam go zrobić, wczoraj namalowałam nas po obu stronach czarnego, obrzydliwe grubego muru, a dzisiaj się spóźniłam, bo nie mogłam spać. Trzy czwarte nocy o nim myślałam.

Każdego dnia | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz