Kaleka

692 40 1
                                    

  „Nawet wieczność nie wystarczyłaby, by ich rany na sercu się zasklepiły, a dusza scaliła.“

  » Steve's pov
  » set after Civil War
     » 2016

Steve rozmyślał samotnie. Powoli przyzwyczajał się do braku żywej duszy przy sobie. Nawet gdyby chciał, nie mógłby spojrzeć przyjaciołom w oczy - nie po tym, co między nimi zaszło. Od kilku dni każdy wieczór poświęcał na błądzenie myślami gdzie tylko im się podobało, by choć na chwilę oderwać się od otaczającej go jak mrok i chłód codzienności. Światła nigdy niezasypiającego miasta koiły jego skołotane nerwy, świszczący wiatr wprowadzał w stan błogiego wytchnienia. Ciemność była dobrym kompanem; wyrozumiałym, wiernym, milczącym. Nie zadawała zbędnych pytań, nie szukała odpowiedzi. Nie wprowadzała w jeszcze większe zamieszanie.

Mimo to, Kapitan zastanawiał się, czy wszystko powinno teraz tak wyglądać. Nieliczni z tych, którzy poszli za nim i przeżyli, musieli niezmiernie żałować swojego wyboru. To nie była wojna z rządem, z przyjaciółmi, nawet nie z błędnymi ideami, tylko ze swoimi lękami i słabościami. A czego on bał się najbardziej?

- Znów siedzisz sam na dachu i myślisz o życiowych błędach?

Znajomy głos nie pomógł jego właścicielowi w wywołaniu jakiegokolwiek objawu radości u Steve'a, wręcz przeciwnie, mężczyzna był bliski zaatakowania przeciwnika, dopóki nie upewnił się, że nic mu nie grozi. Przerażało go to, jak bezszelestnie ostatnio poruszał się jego najwierniejszy towarzysz. Kolejny raz obecność Jamesa nie była wcale powodem do świętowania. Wprowadziła jedynie Rogersa w głębszy stan nostalgii i skierowała myśli ku wspomnieniom przegranych bitew i złych wyborów.

- Nie powinno cię tu być. - Steve przemawiał do kompana odwrócony tyłem, zbytnio bojąc się stanąć z nim twarzą w twarz.

- Jak nas wszystkich - odrzekł tajemniczo. - Znowu się obwiniałeś?

Nie odpowiedział. Nie chciał opowiadać o wszystkim tym, co powracało do niego każdej bezsennej nocy, zawsze gdy tylko zamykał oczy. Nie miał zamiaru obarczać kolejnej osoby swoimi winami. Wiedział, że jedna zła decyzja dała początek kolejnym i doprowadziło to do obecnej sytuacji. A wszystko to przez jeden głupi papier - i choć trudno to przyznać, Stark przynajmniej raz miał rację. Czy gdyby wtedy Steve utracił wolność, za którą tak gorąco walczył, straty żołnierzy i cywili stałyby się mniej bolesne?

- Przecież wiesz, że nic nie mogłeś zrobić - ciągnął Bucky. - To nie w twoim stylu odpuścić. To nie w stylu Kapitana Ameryki.

Kolejną równie zadziwiającą zmianą w zachowaniu Bucka było to, jak bezbłędnie interpretował gesty i zachowania Steve'a. Ten miał wrażenie, że mężczyzna czyta w jego myślach, chociaż swoją postawą nie zdążył jeszcze nic przekazać. A może po tym wszystkim po prostu nie zauważył, jakim bliskim stał się dla niego przyjacielem?

- Teraz i tak jest już za późno. Długo masz zamiar ze mną zostać? - Starał się, by jego ton nie wyraził ani zbytniej nadziei, ani lekkiej frustracji.

- Do samego końca i jeszcze dłużej - wyznał z lekkim rozbawieniem Barnes, parafrazując zapamiętane dawno temu słowa Kapitana.

Jak echo przeszłych zdarzeń na balkonie roznosiły się słowa Bucky'ego. Steve wiedział, że powinien w najlepszym przypadku czuć się nieswojo, jeśli już nie sprawdzać stanu swojego zdrowia psychicznego. Ale ta krótka rozmowa przynosiła mu otuchę. Za każdym razem. Nie wiedział już, co jest realne, a co jest tylko wytworem jego wyobraźni, podyktowanym przez złamane serce.

Widząc stan, w jakim znajdował się tego wieczoru Rogers, Bucky jedynie podszedł do przyjaciela i położył dłoń na jego ramieniu. Wiedział, że czas nic nie zmieni. Nawet wieczność nie wystarczyłaby, by ich rany na sercu się zasklepiły, a dusza scaliła, lecz chciał dać przyjacielowi chwilę. Czasami przyswojenie rzeczywistości jest jedynym sposobem na odnalezienie wewnętrznego spokoju.

- Wróć do nas później - szepnął. Następnie odwrócił się, by jego bezdźwięczne kroki wypełniły i tak już niewesołe myśli Steve'a.

Zastanawiał się, czy była to tylko niewinna prośba o dołączenie na późną kolację. Gdy nieuchwytny cień zniknął za rogiem, Steve powrócił do swoich rozmyślań. W tym momencie nie bał się już niczego - bo jego najgorsze koszmary dawno się ziściły, powoli zacierając się niczym wspomnienia dawnych lat i spokojnych nocy.

640 słów.

Stucky ✨ 𝕠𝕟𝕖-𝕤𝕙𝕠𝕥𝕤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz