Rozdział 4

27 8 7
                                    

- W której sali leży Alexander Windsor? - zapytałam przy wejściu.

- Rodzina? - spojrzała na mnie z ukosa kobieta z recepcji.

- Jestem jego siostrą - odpowiedziałam stanowczo.

- 117 - rzekła po kilkusekundowym przeglądaniu jakiejś wielkiej księgi.

Pojechaliśmy windą, bo nie miałam siły wchodzić na drugie piętro. Jestem roztrzęsiona, zdenerwowana, poziom mojego stresu osiągnął już apogeum.

Kiedy wjechaliśmy, od razu pobiegłam do odpowiedniej sali. Serce mi pękło, gdy zobaczyłam Alexa. Łzy zaczęły strumieniami cieknąć z moich policzków. Oparłam czoło o szybę, nawet nie próbowałam się uspokoić. Zapewne wyglądałam strasznie, bo rozmazał mi się cały makijaż. W jednej chwili Christian objął mnie i przytulił do siebie. Nie opierałam się, nie miałam siły na nic.

- Ciii - szepnął. - Już jest dobrze, cichutko...

Zobaczył nas pan James, który siedział przy Alexie i wyszedł z sali.

- Maggie... - westchnął. - Czemu nie wejdziecie?

- Chyba musimy chwilę zaczekać - odparł Chris nie wypuszczając mnie z ramion.

- Przepraszam cię, wiedziałabyś o tym już wcześniej, ale nie miałem twojego numeru, nie było cię w domu.. - zwrócił się do mnie. - Rozmawiałem z lekarzem i mówił, że wszystko wraca do normy, ale nie ominie go operacja. Niekoniecznie teraz, może za dwa, trzy lata, ale na pewno się odbędzie. Z sercem jest coś nie tak, dlatego jeszcze nie raz może nastąpić tego rodzaju wstrząs i musicie być na to przygotowani.

Właśnie, MUSIMY. Nie mam pojęcia, jak ja to powiem ojcu i Michelle. Przecież oni mnie zabiją.

- Nie chcesz tam wejść? Obudził się i pytał o ciebie.

- Z-za chwilę - odpowiedziałam, puszczając w końcu Christiana.

- Chusteczkę? - wyciągnął paczkę w moją stronę, z której wyjęłam dwie i zaczęłam przecierać oczy oraz wydmuchiwać nos. Chwyciłam nareszcie za klamkę i weszłam do środka.

- Maggie - odezwał się słabym, ale mimo wszystko radosnym głosem.

- Alex.. - ukucnęłam i przytuliłam go z całej siły. - Nigdy więcej nie zostawię cię samego. Nigdy.

- Nie wiedziałem, czemu tu jestem, ale pan James mi powiedział że już jutro mogę wrócić do domku.

- Tak, braciszku - głaskałam go po głowie. - Wszystko będzie dobrze.

Poczułam wibracje telefonu. To Caroline.

- Halo?

- Gdzie ty się, dziewczyno, podziewasz? Byliśmy u ciebie z Jerry'm i Gwen, nikt nam nie otworzył. Byliśmy w naszym parku, kawiarence, ani śladu. Przecież mieliśmy się spotkać po szkole.

- Przepraszam was - westchnęłam. - Mój brat trafił do szpitala.

- Alex?! - krzyknęła. - Boże, co mu się stało?

- Tak zwany wstrząs kardiogenny. To się wiąże z jego wadą serca.

- Jejku, nie wiem co powiedzieć..

- Także spotkamy się kiedy indziej, bo dzisiaj chcę jeszcze pobyć z nim.

- Jasne, nie ma sprawy. Trzymaj się. Masz pozdrowienia od naszej trójki.

- Dzięki, kocham was - uśmiechnęłam się delikatnie i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni.

Chciałam zostać z Alexem na tę noc, ale musiałam wrócić do domu i się położyć, bo padam z nóg. No i jutro szkoła, niestety. Nie wiem, czy w ogóle będę w stanie do niej pójść.

Fulfilled Dreams (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz