2

420 35 23
                                    

Heath 


  Usiadłam na łóżku i wzięłam telefon do ręki. Wybrałam numer mamy i zadzwoniłam. Odebrała po trzech sygnałach.

- Czego ode mnie chcesz? - syknęła. - Jestem trochę zajęta.

- Czemu mi nie powiedzieliście?

  Krótka cisza w słuchawce.

- Ale o czym?

- Jesteśmy demonami...

  Znowu cisza. Westchnęłam głęboko i rozłączyłam się. Kiedyś będzie musiała ze mną porozmawiać. Nie może wiecznie uciekać przed prawdą.

  Przebrałam się w moje ulubione szare dresy i bluzę starszego brata. Zamówiłam pizzę, bo lodówka świeciła pustkami. Rodzice na swój sposób dbają o mnie - na moim koncie zawsze jest dużo pieniędzy, więc nie narzekam na swoje życie. 

  Przeszukałam szafki kuchenne w poszukiwaniu czegoś do picia. Znalazłam ostatnią butelkę wody. Będę musiała wybrać się na zakupy. 

  Już po pół godzinie siedziałam na kanapie i jadłam pizzę z salami, oglądając Zakochaną złośnicę. Gdy film dobiegł końca a opakowanie po pizzy było samym opakowaniem, postanowiłam pójść do sklepu. 

  Dresy przebrałam na legginsy, poprawiłam warkocza i ubrałam glany. Chwyciłam portfel i klucze i ruszyłam do supermarketu. 

  Chodziłam między półkami i wrzucałam do wózka wszystko, na co miałam ochotę. Chrupki serowe, dwie paczki jakichś chipsów, czekolada z orzechami, biała czekolada, lody czekoladowe, makaron, mięso i sos do spaghetti, woda, trzy butelki soku pomarańczowego, czteropak pepsi, płatki kukurydziane i mleko. Honorowe miejsce w wózku zajęło pięć opakowań kwaśnych żelek. Zabrałam też mandarynki, czyli jedyne owoce jakie jem. 

  Nagle doleciał do mnie wspaniały zapach. Skierowałam się za nim i dotarłam do ostatniej alejki w sklepie. Krew w butelkach. I stoisko z darmowymi próbkami. Taki cudowny zapach... Porwałam dwie butelki krwi i wrzuciłam je do wózka. 

  Pani przy kasie uśmiechnęła się przyjaźnie. Pachniała jak demon.

- Szykuje się niezła impreza rodzinna, co? - spytała, kasując chipsy.

- Nie - odparłam, rumieniąc się. - Mieszkam sama.

  Kobieta zaśmiała się.

- Nie widziałam pani tu wcześniej - stwierdziłam.

- Tak - pokiwała głową. - Parę dni temu wprowadziłam się, na szczęście udało mi się złapać jakąś robotę.

- Prawda jest taka, że żadna praca nie hańbi - powiedziałam uprzejmie i uśmiechnęłam się.

- Taka młoda dziewczyna i już taka mądra - westchnęła zadowolona kobieta.

  Wzruszyłam ramionami, rumieniąc się. Popatrzyłam na opakowanie spaghetti w rękach kobiety i zaśmiałam się. 

- Pora nauczyć się gotować...

  Zakupy spakowałam do siatek i zapłaciłam. W tym czasie przyszła starsza pani i zamieniła miłą kobietę na kasie. 

- Poczekaj, młoda damo - zwróciła się do mnie żartobliwie moja rozmówczyni. - Skończyłam na dzisiaj pracę, może pomogę ci z tymi wielkimi siatami?

- Dziękuję, nie trzeba - uśmiechnęłam się szczerze.

- Ale ja z wielką chęcią ci pomogę! - upierała się kobieta. - Co ty na to, żebym nauczyła cię robić najlepsze spaghetti pod słońcem?

Złamane skrzydła demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz