10

236 25 10
                                    

Nick


  Usiadłem w ostatniej ławce w pracowni matematycznej i czekałem na dziewczynę. Do dzwonka zostało jeszcze piętnaście minut.

  Nie pojawiła się w szkole od tygodnia. Byłem parę razy pod jej domem i słyszałem, jak ucisza Kła. Ani razu mi nie otworzyła, choć prosiłem.

- Stary! - zawołał Tobias, który wszedł do klasy. - Wszędzie cię szukałem!

  Przysiadł się do mnie i spytał lekko zmartwiony:

- Co do niej czujesz? Czy ty... Czy ty ją kochasz?

  Byłem zaskoczony. Nie spodziewałem się, że poruszy ten temat. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Chciałem warknąć, że nie... Jednak czy to zgodne z prawdą?

- Nick... - westchnął szatyn i poklepał mnie pocieszająco. - Ty się w niej zakochujesz...

  Nadal milczałem, całkowicie zagubiony w jego słowach i swoich myślach. Tobias poszedł na swoją lekcję. Zadzwonił dzwonek, a miejsce obok mnie ciągle było puste. Zaczynałem się martwić o Heath. A jeśli coś jej się stało? Może coś sobie zrobiła? Albo, co gorsza, przyjechali jej rodzice?

  Po matematyce wybiegłem ze szkoły, nie zwracając uwagi na wołającego mnie dyrektora. Szybko dotarłem do domu dziewczyny. Kieł głośno szczekał ze środka. Nacisnąłem klamkę. Drzwi ustąpiły. Pies na mój widok ucieszył się i rzucił się do schodów prowadzących na górę. Poszedłem za nim. Zaprowadził mnie do łazienki.

  Na beżowych płytkach leżała drobna brunetka. Obok niej rzucone były dwa ostre noże. Jeszcze nigdy nie widziałem tak wiele krwi...

  Zadzwoniłem na pogotowie.

  Uklęknąłem przy dziewczynie i spojrzałem na jej pocięte ręce. Rany miała od nadgarstków aż do ramion, kilka cięć zauważyłem też na jej udach. Była w zwiewnej białej sukience poplamionej przez krew. Dotknąłem jej palców . Była zimna, jej usta zaczynały sinieć. Pokręciłem głową i otarłem ze swoich policzków łzy. Ona nie mogła popełnić samobójstwa... Heath musi żyć i opowiedzieć mi o swoim dzieciństwie...

  Skupiłem całą swoją uwagę na biciu jej serca.

  W mojej głowie panowała cisza.

- Nie! - krzyknąłem, chwytając jej twarz w swoje dłonie.

  Płakałem nad jej ciałem.

  Następne wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Wycie karetki i Kła. Jakiś mężczyzna kazał mi się odsunąć. Zabrali Heath na noszach do pojazdu. Zaprowadzili mnie na siedzenie obok kierowcy. Pies odprowadził nas wzrokiem i gdzieś pobiegł. W szpitalu dali mi jakieś tabletki i pobrali mi krew. Ktoś zapytał, czy moja drobna brunetka jest demonem.

- Tak - odparłem szeptem i spojrzałem tępo na lekarza.

  Słyszałem opanowane głosy pielęgniarek, które pchały razem z ratownikami łóżko z dziewczyną.

- Musimy mieć nadzieję - rzuciła jakaś kobieta. - Uda nam się ją przywrócić...

  Siedziałem na korytarzu przed salą operacyjną. Drżącymi palcami napisałem mamie wiadomość, że jestem w szpitalu.

  Gdy minęła cała wieczność, z pomieszczenia wyszedł lekarz.

- Cholera jasna, Amando - zwrócił się zdenerwowany do otyłej blondynki. - Prawie ją mieliśmy! I nagle ustała praca serca... Byliśmy tak blisko, ale już nic nie mogliśmy zrobić... Być może...

- Czy pan właśnie powiedział, że moja Heath nie żyje? - spytałem, podchodząc do mężczyzny na drżących nogach.

- Bardzo mi przykro - szepnął i popatrzył na mnie smutny.

  Ktoś mnie przytulił. Moi rodzice. Płakałem w ich ramionach jak małe dziecko. Czy to możliwe, że po tych dwóch tygodniach tak bardzo zależało mi na tej dziewczynie? Poczułem się, jakby ktoś wyrwał mi serce, wszystkie wnętrzności. Byłem pusty. Zostałem okradziony ze wszystkiego, co miałem.

- Proszę nie zapominać o jej pochodzeniu - powiedział doktor, z którym przed chwilą rozmawiałem. - Zdarza się, że śmierć demona styka się w czasie z jego przemianą. Wtedy organizm jest mocniejszy i potrafi przywrócić do życia istotę...

  Pokręciłem głową.

- Przemiany następują co kilka lat - zgasiłem z sobie iskierkę nadziei. - Heath przechodziła ją czternaście dni temu...

- My, młody człowieku, wierzymy w cuda - odparł mężczyzna i ruszył z powrotem na salę operacyjną. - Dlatego przeniesiemy twoją ukochaną na oddział demonów.

  Z ręką na klamce dokończył:

- I będziemy czekać na twoją wizytę.

  Rodzice odwieźli mnie do domu i wrócili do szpitala. Chcieli porozmawiać z lekarzem.

  Położyłem się na łóżku i wciągnąłem zapach mojej drobnej brunetki, którym przesiąkła poduszka. Straciłem ją, kiedy zaczynałem się w niej zakochiwać... Heath nie zmartwychwstanie. Nie wróci do mnie. Nie opowie mi o sobie. Nigdy jej nie pocałuję. Nie pójdziemy już na gorącą czekoladę. Nie będziemy chodzić na wspólne spacery z Kłem.

  I jak mam dalej żyć?


Hej... Wiem, że ten rozdział też jest krótki. Ale znowu ta sama sytuacja... On ma taki być. Mam nadzieję, że nie zraziłam kogoś do tego opowiadania... :/

Błędy, jak zwykle, sprawdzę później.

Złamane skrzydła demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz