13

214 24 11
                                    

Heath


  Obudziłam się w środku nocy.

  Znowu to uczucie, jakby ktoś ciął moje ręce. Wypiłam kolejną butelkę krwi, co trochę mnie uspokoiło. Zatrzepotałam skrzydłami i wzniosłam się nieco ponad łóżko. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, a w dodatku było to niewygodne.

  Jako małe dziecko często rozmyślałam o bajkowych istotach. Smoki latały z łatwością, bo były do tego odpowiednio przystosowane, ptaki tak samo. Ale ja? Demon? Nie potrafiłam wznieść się wyżej, niż dziesięć centymetrów. Przeszkadzały mi ręce i nogi, zdawało mi się, że są zbyt ciężkie...

  Poszłam do łazienki i obmyłam twarz wodą. Potem zaglądnęłam do pokoju pielęgniarek. Dyżur miała pulchna kobieta, Amanda, która zapisywała coś przy biurku.

- Witaj, Heath - przywitała mnie z uśmiechem. - Też nie śpisz?

  Pokiwałam głową i usiadłam obok niej, owijając się skrzydłami, aby niczego nimi nie stłuc.

- Będę musiała powycinać w bluzkach dziury na te przerośnięte kości - powiedziałam półżartem.

- Lepiej kup jakieś tanie ubrania z drugiej ręki, żeby nie marnować pieniędzy - doradziła mi i zamknęła wielki zeszyt.

  Dobry pomysł. Zaczęłam skubać bandaż.

- Kiedy mnie wypuścicie? - spytałam, patrząc na Amandę z nadzieją. - Rany już zaczynają się zabliźniać...

  Ta westchnęła i przeciągnęła się.

- Doskonale wiesz, że to nie jest takie proste. - odparła i podała mi ciasteczko z czekoladą. - Szpital musiał zawiadomić policję. Złożyłaś już zeznania, a jeśli tylko ci okrutnicy nie przekupią sądu, czeka was rozprawa. I pewnie trafisz do rodziny zastępczej albo domu dziecka. A póki co, my się tobą opiekujemy.

  Zawiesiłam głowę.

- Oni tak łatwo nie odpuszczą - powiedziałam, myśląc o rodzicach. - Znowu próbowali mnie zabić i prawie się im udało, więc pewnie teraz nie dadzą za wygraną.

  Kobieta przytuliła mnie i zaprowadziła do mojego pokoju.

- Zobaczysz, coś wymyślimy - zapewniła i pocałowała mnie w czoło. - Lepiej jeszcze się prześpij.

  Owinęłam się skrzydłami i przykryłam kołdrą. Zasnęłam z nadzieją, że moi rodzice przestaną istnieć.


********************


- Dzień dobry - usłyszałam przy uchu ciche słowa.

  Wspaniały głos wybudził mnie ze snu.

- Dzień dobry - mruknęłam i przetarłam oczy.

  Przy moim łóżku siedział uśmiechnięty Nick.

- Mama nie mogła przyjść, więc zerwałem się ze szkoły - powiedział, szczerząc się.

  Podał mi dwie butelki świeżej krwi i jabłecznik. Rzuciłam się na ciasto i momentalnie je zjadłam.

- Dziękuję - rzuciłam.

  Brunet popatrzył na mnie i roześmiał się. W końcu nie wytrzymałam. Zamachnęłam się skrzydłami, dzięki czemu znalazłam się tuż obok niego i przytuliłam go.

- Cieszę się, że cię widzę - szepnął i pogłaskał mnie po włosach.

  Zamruczałam po cichu.

- Rozmawiałem z lekarzem - zaczął, odsuwając mnie od siebie i poważniejąc.

  Spojrzałam na niego zmartwiona.

- Każda następna przemiana może okazać się dla ciebie śmiertelna - wyjaśnił ze smutkiem, a w jego oczach zebrały się łzy. - Już nie będzie tego zmartwychwstania...

  Gdy kończył, jego głos drżał.

- Dam radę - zapewniłam go, choć sama wątpiłam w swoje słowa.

  Nick westchnął i schował twarz w dłoniach. Usiadłam przy nim i otuliłam nas skrzydłami.

- Czujesz je? - spytał.

  Trochę mnie to zdziwiło.

- Tak - odpowiedziałam, bawiąc się granatowymi piórkami. - Są trochę jak ręce. Bardzo długie ręce. I opierzone. I wyrastające z pleców...

  Brunet zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Otworzyłam szeroko oczy. Chłopak też wyglądał na zaskoczonego. Szczerze powiedziawszy, odrobinę to mną wstrząsnęło... Całkowicie się tego nie spodziewałam...

- Ee... - zająknął się Nick.

  Rozwinęłam skrzydła i napiłam się krwi.

- Przepraszam, to nie tak... - jego policzki zrobiły się czerwone.

  Zaśmiałam się nerwowo i przygryzłam wargę. Chłopak wyciągnął telefon i wskazał na wyświetlacz.

- Już powinienem się zbierać - powiedział, ciągle zawstydzony.

  Wziął swoje rzeczy i przystanął obok mojego łóżka.

- To nie miało tak być - szepnął ze skruchą w głosie.

  Wstałam i podeszłam do niego. Sięgałam mu tylko do ramion, więc spojrzenie w jego oczy było trochę trudne.

- A jak? - spytałam, opuszczając skrzydła, które z ledwie słyszalnym szelestem opadły na podłogę.

  Chwyciłam jego dłonie i splotłam nasze palce. Nick nachylił się do mnie i pocałował czubek mojego nosa. Oparł swoje czoło o moje i parzyliśmy sobie w oczy. Odezwałam się po kilku minutach:

- Zaczyna kręcić mi się w głowie.

  Brunet pomógł mi wygodnie usiąść i podał mi butelkę krwi.

- Przyjdę do ciebie później - szepnął i pocałował mnie w czoło.

  Pogładził mój policzek i ruszył do drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie.

  Chciałabym go pokochać.


Hej! :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D

Po zjedzeniu ulubionej czekolady mój nastrój się poprawił! ;P

Zapraszam do komentowania i wyrażania szczerych opinii! :)

Błędy sprawdzę później. :D

Złamane skrzydła demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz