Heath
Pies obudził mnie swoim radosnym szczekaniem. I skakaniem po mnie.
Z obolałym brzuchem popatrzyłam na psiaka. Dreptał w miejscu z podniesioną prawą łapą i merdał ogonem. Zarzuciłam na siebie bluzę i wyszłam z nim przed dom. Mimo, że nie miałam żadnej smyczy, pies kulał tuż przy mojej nodze, gdy szliśmy chodnikiem. Załatwił swoje potrzeby i wróciliśmy do domu. Przechodnie patrzyli na mnie ze zgorszeniem. Miałam na sobie piżamę, składającą się z krótkich spodenek i bluzki na ramiączkach ukrytej pod bluzą. Nie mają nic do roboty, tylko gapienie się na mnie?
Na śniadanie dałam psiakowi kolejną porcję mięsa i dolałam mu wody. Dla siebie przygotowałam płatki kukurydziane z mlekiem. Potem poszłam do pokoju. Za mną dreptał wiernie pies. Przebrałam się w czarne rurki i bluzę Jasona wciąganą przez głowę. Podwinęłam rękawki do nadgarstków. Wyrzuciłam z plecaka książki i zeszyty i wpakowałam do niego portfel i telefon. Związałam włosy w wysokiego kucyka i uśmiechnęłam się do psa. Zaśmiałam się na myśl o dziewczynach, które się malują. Ja nie używam nawet tuszu do rzęs. Mój dom nigdy w życiu nie widział innych kosmetyków od szamponów i dezodorantów.
Pies ziewnął głośno i zamerdał wesoło ogonem.
- Idziemy do weterynarza - powiedziałam do niego łagodnie.
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Psiak zbiegł po schodach prawie się wywracając i usiadł zniecierpliwiony przed drzwiami.
Ubrałam glany i wyszłam, zamykając dom na klucz. Mój towarzysz dreptał przy mnie i nie odstępował mnie na krok.
- Znam jednego weterynarza - powiedziałam do psa i podrapałam go za uchem. - Jego klinika jest otwarta już od piętnastu minut.
Psiak zaszczekał i przyspieszył. Po chwili już widziałam charakterystyczny bilbord z kotkami. Weszliśmy do budynku.
- Dzień dobry - przywitałam się z recepcjonistką. - Ja do pana Tomasa.
- Dzień dobry. Doktor jest w gabinecie, proszę zapukać.
Podziękowałam i ruszyłam z psem przy nodze. Zapukałam i uchyliłam drzwi.
- Dzień dobry, panie Tomasie - powiedziałam do niskiego staruszka.
- Cześć, Heath - mężczyzna uśmiechnął się na mój widok. - Dobrze cię widzieć! Wchodź.
Usiadłam na krześle i pogłaskałam psa.
- Wydaje mi się... - zdziwił się weterynarz. - Czy ty trochę się zmieniłaś?
Westchnęłam i podrapałam się po karku.
- Tak... - potaknęłam. - Dowiedziałam się, że jestem demonem.
Staruszek pokiwał głową ze zrozumieniem. Jako nieliczny pamiętał jeszcze Jasona. Pamiętał, przez kogo umarł. Doskonale wiedział, jak nie lubiłam demonów. Tuż po śmierci Jasona każdy demon wprawiał mnie w obrzydzenie. Z czasem to uczucie zmalało, jednak nadal czuję do nich pewną niechęć. Niechęć do samej siebie...
- Ale nie z tego powodu tu przyszłam - powiedziałam, potrząsając głową.
Wskazałam na psa.
- Może pan go oglądnąć? - poprosiłam.
Weterynarz założył rękawiczki i kucnął przy moim towarzyszu. Ten warknął na niego i zbliżył się do mnie. Z jego postawy wywnioskowałam, że chce mnie bronić przed staruszkiem.
CZYTASZ
Złamane skrzydła demona
FantasyKolejne opowiadanie o nienawiści i miłości, o ludziach i demonach, o złamanych sercach i skrzydłach... "Obcowanie ze samym sobą jest niezwykle kreatywne. Poznając siebie, poznaje się miliony różnych osób. Najtrudniejsze jest zrozumienie swojeg...