19

183 25 1
                                    

Nick


  Poszedłem po krew, ale gdy wróciłem, Heath już nie było. 

- Gdzie ona zwiała... - szepnąłem do siebie, siadając przy naszym stoliku. 

  Zostawiła wszystkie swoje rzeczy - plecak, telefon i niedojedzone chipsy. A ona nigdy nie zostawia niedojedzonych chipsów. To nie jest normalne...

  Przymknąłem powieki i zastanowiłem się, gdzie moja brunetka mogła być. I wtedy to usłyszałem. Ciche wołanie...

- Chodź - jej głos przyciągał mnie do niej.

  Wziąłem nasze komórki i pobiegłem.

- Chodź - odezwała się znowu.

  Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że wołanie jest tylko w mojej głowie. Ten głos nie istnieje...

- Chodź - powtórzyła słabo.

  Wziąłem się w garść i wparowałem do niewielkiego pokoju. Krzyknąłem, przerażony widokiem Heath leżącej w kałuży krwi.

  Znowu to samo.

  Oni znowu ją skrzywdzili.

  A przecież obiecałem jej, że będę ją chronił...

  Klęknąłem przy dziewczynie. Jej skrzydła sterczały pod nienaturalnym kątem. Po chwili spostrzegłem coś srebrnego wystającego spomiędzy granatowych piór. 

  Gdy dotarło do mnie, co to jest, myślałem, że zwymiotuję.

  To była kość. Tylko dlaczego srebrna?

  Zadzwoniłem na pogotowie. 

  Heath oddychała, ale jej serce biło bardzo powoli. Zaczęły sinieć jej usta. Pogładziłem jej policzek i pocałowałem ją w czoło.

- Trzymaj się, słońce - szepnąłem, ocierając swoje łzy. - Nie zostawiaj mnie samego.

  Ratownik odsunął mnie gwałtownie.

- Znowu ona - powiedział mężczyzna, oglądając ostrożnie jej skrzydła. - Złamanie otwarte, straciła mnóstwo krwi. Ma srebrne kości, bardzo rzadkie. To się nie zrośnie...

  Przenieśli ją na nosze i szybko przetransportowali do samochodu.

- Muszę jechać z wami - zawołałem do kierowcy i popatrzyłem na niego błagalnie.

- Przykro mi, nie możesz - odparł ze smutkiem i odjechał na sygnale.

- Tracimy ją! - usłyszałem stłumiony krzyk jednego z ratowników. - Praca serca ustaje! 

  Spuściłem wzrok na swoje dłonie dobrudzone krwią Heath. Mojej małej, słodkiej Heath. Nie zwracając uwagi na łzy płynące po moich policzkach, pobiegłem w kierunku szpitala. 

  Byłem przepełniony bólem i poczuciem straty tak wielkim, że mnie przytłaczał. Czułem się, jakbym już ją stracił. Serce przyspieszało mi i zwalniało. W głowie dudniły mi moje kroki. Wpadłem na recepcję, z trudem łapiąc oddech.

- Gdzie - wycharczałem do pulchnej pielęgniarki. - Gdzie moja Heath?

- Drugie piętro, sala operacyjna numer cztery - wyrecytowała szybko Amanda.

  Popędziłem. Przeskakiwałem schody, coś dodawało mi sił. Być może to była myśl o mojej wspaniałej brunetce. Być może strach, że już nigdy jej nie zobaczę. 

  Być może miłość do niej, która wzrastała z każdym dniem.

  Moje serce wariowało. Im dalej byłem, tym bardziej chciałem uciec i się schować.

  Pierwsza sala operacyjna. Znowu zaczynałem płakać.

  Druga. Płacz przerodził się w szloch.

  Trzecia. Ludzie ustępowali mi z drogi, a ja marzyłem tylko o granacie jej piór...

  Czwarta.

  Płakałem, szlochałem, biłem pięściami w ścianę, a później się uspokoiłem i wyciszyłem. Oddychałem równomiernie.

  Uśmiechnąłem się. Oparłem czoło o szybę pomieszczenia i westchnąłem głęboko. Myśląc o mojej małej, słodkiej Heath, zatopiłem swój umysł w rytmicznych dźwiękach bicia jej serca.

Złamane skrzydła demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz