24. Bohaterowie słusznej sprawy.

29 12 36
                                    

Tallis gnał przed siebie na złamanie karku, wyklinając na własną głupotę. Po co kazał im się rozdzielić?! Teraz nie miał pewności, czy którykolwiek z jego przyjaciół przeżył, szczególnie, że nie słyszał odgłosów walki, a z każdej strony nadchodziło coraz więcej przeciwników. Czuł na swoich plecach palący wzrok Marry, której od początku nie podobał się ten pomysł.

-Nigdzie ich nie widać.- powiedziała zdzyszana Rea, która zdawała się w ogóle nie zauważać napięcia, jakie zapanowało między dwójką. A może nie chciała go zauważyć.- Chociaż.. Widzieliście to?- zatrzymała się gwałtownie, po czym mrużąc oczy, zaczęła wpatrywać się w jeden punkt.

-Widzieliśmy co?- zapytała Marra, podtykając pod usta chusteczkę, gdy dym zaczął drażnić jej nozdrza.- Rea, dym jest tak gęsty, że nic nie widać i szczerze wątpię, abyśmy...

-Tam są!- przerwał jej uradowny pisk dziewczyny.- Idziemy!

Rea zaczęła biec przed siebie i mimo tempa, jakie nadała, poruszała się nadzwyczaj cicho, w przeciwieństwie do Marry, której zbroja trzeszczała niesamowicie. Do wrażliwych uszu Pani Kapitan, doleciał dziwny, świszczący dźwięk, jakby co chwilę coś przecinało powietrze. Serce przyspieszyło swoją pracę, a jej ciałem zatrząsł dziwny dreszcz, gdy usłyszała głośne wilcze wycie, które nakazywało jej stawić się. Alfa. Daemon. pomyślała tylko, czując jak jakaś dziwna siła, do tej pory drzemiąca w jej wnętrzu pragnie wydostać się na zewnątrz.

-Rea?- zapytał Tallis, słysząc jak z gardła dziewczyny wydostaje się bliżej nieokreślony dźwięk, jakby bulgot wymieszany z warczeniem, a ona sama zwalnia tempa.

Szatynka upadła na kolana i dysząc głośno trzęsła się cała, gdy każda z jej kości łamała się po tysiąc razy. Krzyczała, a z czasem jej krzyk przemienił się w nienaturalnie wysoki pisk, który trwał i trwał. Jej oczy zrobiły się czerwone, a kły wydłużały się wraz z paszczą. Całe jej ciało zaczęło obrastać w brązowe, lśniące futro, a na miejscu rąk i nóg, pojawiły się wielkie łapy zakończone ostrymi, haczykowatymi pazurami.

-Proponuję odwrót.- szepnęła Marra, wprost do ucha Tallisa. Zatkała dłońmi uszy, nie potrafiąc wytrzymać pisku jaki wydobywał się z ust szatynki.

Nim jednak zdążyli wykonać jakikolwiek ruch, ogromny wilk, wyjąc głośno pognał przed siebie, niknąc pośród dymu. Z oddali doleciał do nich odgłos walki, jakby walczących było jeszcze więcej. Gnani złym przeczuciem, znów zaczęli biec przed siebie.

***

-Cóż za piękny dzień. W sam raz aby umrzeć.- zaśmiała się Mahairi, wciągając nosem dym i z zadowoleniem wypuściła go ustami. Zapach palonego drewna.. coś cudownego.

Za każdym razem, gdy przeczuwała, że dojdzie do walki, wstępowało w nią coś dziwnego. Strach odchodził na bok, a zajmował go spokój i swego rodzaju radość oczekiwania. Nie rozumiała tego, jednak podejrzewała, że czuli to wszyscy wojownicy Dea Nah, gdy dochodziło do potyczki. Sądziła tak, gdyż za każdym razem, gdy szykowali się do walki, byli spokojni, lekko uśmiechnięci, a każdą rzecz wykonywali niespiesznie, ale solidnie.

Byli umazani z krwi, jednak udało im się odeprzeć pierwszą falę, która składała się z kilkunastu chłopców, którzy ledwo co odkryli swój talent. Żaden z nich nie chciał ich zabijać, jednak nie dali im innego wyjścia. Albo oni, albo tamci. Gdy tylko Wróżki wpadły do tunelu, Varen wraz z Larecem opuścili szyb, na który wtoczyli ciężkie kamienie i dołączyli się do potyczki. Później Daemon zapieczętował przejście zaklęciem, które mógł zdjąć tylko on.

-Ciekawe, czy on może umrzeć po raz drugi.- zadumał się Evan, obracając sztylet w ręce. Z jego połatanej zbroi, tak samo jak z broni spływała jeszcze ciepła krew.

Twilight of the Thunder God.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz