33. Wyspa miodem płynąca.

42 8 34
                                    

Nie sprawdziłam. Xx
-On nie lubi, gdy ktoś atakuje jego przyjaciół.- syknął Evan, a na jego twarzy zagościł brzydki grymas.

Oczy mu pociemniały, a z całego ciała wystrzeliła niczym macki czarna mgła, która ominęła się wokół szyi kilku piratów i wzniosła ich do góry, przez co zaczęli się krztusić i prychać, walcząc o oddech. Szatyn zaś, złapał Lorenzo za przegub i z całej siły cisnął nim w przeciwległą ścianę kawiarni, po której zjechał nieprzytomny. Jeden z przybocznych Lorenzo rzucił się na Evana, jednak ten nawet nie odwracając się do niego twarzą, wbił mu dwa sztylety wprost do piersi, nim ktokolwiek zdołał się spostrzec. Z ostrzy spływała jucha, gdy ten zaczął obracać nimi w rękach, powoli przemierzając szeregi zszokowanych piratów.

-On jest cierpliwy.- jego głos stał się zniekształcony, niższy i bardziej mroczny.- Czekał, aż się zreflektujecie i oddacie jego przyjaciół, wy jednak postanowiliście ich stracić, a na dodatek postanowiliście zaatakować jeszcze jednego jego przyjaciela. Błąd.

-Czyli co?- zapytał rozdygotany pirat.

-Czyli spierdalajcie stąd w podskokach!- krzyknęła Mahairi naciągając strzałę na cięciwę, a oni odwrócili się na moment, by móc na nią spojrzeć.

-Ależ to się nie godzi!- krzyknął ktoś, przepychając się przez tłum gapiów.- To się nie godzi!

Przed szereg wyszedł niski, chudy niczym patyk mężczyzna o krótkiej, rudej szczecinie. Ubrany był w wykwintny surdut i długi płaszcz z gronostajów, który ciągnął się za nim po bruku. Podparł się pod boki i z rozczarowaniem spojrzał na gromadę, która wywołała zamieszanie na rynku.

-Zamknij się Matthew.- splunęła Rea.- Nie godzi się latać z kutasem na wierzchu. Wężyca i ta mała są moje, tak samo, jak Zew Północnej Andromedy, Pleśń Głupoty i inne statki, a ten szuja Lorenzo mi je ukradł, wcześniej skazując mnie na śmierć.

-Ależ Panno Torn, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jest Pani rozżalona.- zaczął pojednawczo, gestem ręki nakazując strażnikom opuścić bronie.- Ale gorąco zapewniam, że nie ma żadnych powodów, aby wszczynać burdy w naszym pięknym mieście. Kapitan Lorenzo..

-Chuj mnie to obchodzi.- przerwała mu, a jej oczy błysnęły złowiesczo, dodatkowo zmieniając swą barwę na zgniłozieloną.- Przybyłam tu po to, aby przygwoździć do masztu tę zdradziecką szmatę! I zapewniam, że nic ani nikt mi w tym nie przeszkodzi.

-Rea.- ostrzegł ją Daemon, jednak ona ani myślała skończyć.

Wskoczyła na podest, na którym jeszcze przed chwilą wisiały Relana i Marra, wyciągnęła z pochwy długi zdobiony kordelas, prezent od Mahairi, który dostała jeszcze w Atamanie i zaczęła sunąć nim w powietrzu, jakby wyzywała wszystkich na pojedynek. Ostrze błysnęło, odbijając promienie słońca, a złota rękojeść, uzyskała nową, zdecydowanie ciemniejszą barwę, jakby cała szabla dostosowała się do nastroju osoby, która ją dzierżyła.

-Jestem Rea Torn, córka Złotobrodego, jedyna i prawowita spadkobierczyni całej jego floty i wszystkich skarbów. Nie dalej jak cztery miesiące temu, Lorenzo podstępem wyciągnął mnie na brzeg by, jak planował wcześniej z innymi spiskowcami, pozbawić mnie życia, w tym i całego dorobku mojego ojca jak i mojego. Plany jego stety, albo i niestety, pokrzyżowali Templariusze z Khoris, którzy stacjonowali w pobliżu Mglistych Równin. Wraz z mą dzielną kompanią, wydostaliśmy się z zamku w Diakar i od tamtej pory, staraliśmy się wytropić tę szuję, a gdy nam się udało, Lorenzo bez wcześniejszego powiadomienia, przystąpił do ataku.- wśród zebranych ludzi, powstało niemałe zamieszanie. Wszyscy patrzyli teraz złowrogo na Lorenzo, który nadal leżał nieprzytomny przy ścianie kawiarni.

Twilight of the Thunder God.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz