Nie sprawdziłam. Xx
-On nie lubi, gdy ktoś atakuje jego przyjaciół.- syknął Evan, a na jego twarzy zagościł brzydki grymas.Oczy mu pociemniały, a z całego ciała wystrzeliła niczym macki czarna mgła, która ominęła się wokół szyi kilku piratów i wzniosła ich do góry, przez co zaczęli się krztusić i prychać, walcząc o oddech. Szatyn zaś, złapał Lorenzo za przegub i z całej siły cisnął nim w przeciwległą ścianę kawiarni, po której zjechał nieprzytomny. Jeden z przybocznych Lorenzo rzucił się na Evana, jednak ten nawet nie odwracając się do niego twarzą, wbił mu dwa sztylety wprost do piersi, nim ktokolwiek zdołał się spostrzec. Z ostrzy spływała jucha, gdy ten zaczął obracać nimi w rękach, powoli przemierzając szeregi zszokowanych piratów.
-On jest cierpliwy.- jego głos stał się zniekształcony, niższy i bardziej mroczny.- Czekał, aż się zreflektujecie i oddacie jego przyjaciół, wy jednak postanowiliście ich stracić, a na dodatek postanowiliście zaatakować jeszcze jednego jego przyjaciela. Błąd.
-Czyli co?- zapytał rozdygotany pirat.
-Czyli spierdalajcie stąd w podskokach!- krzyknęła Mahairi naciągając strzałę na cięciwę, a oni odwrócili się na moment, by móc na nią spojrzeć.
-Ależ to się nie godzi!- krzyknął ktoś, przepychając się przez tłum gapiów.- To się nie godzi!
Przed szereg wyszedł niski, chudy niczym patyk mężczyzna o krótkiej, rudej szczecinie. Ubrany był w wykwintny surdut i długi płaszcz z gronostajów, który ciągnął się za nim po bruku. Podparł się pod boki i z rozczarowaniem spojrzał na gromadę, która wywołała zamieszanie na rynku.
-Zamknij się Matthew.- splunęła Rea.- Nie godzi się latać z kutasem na wierzchu. Wężyca i ta mała są moje, tak samo, jak Zew Północnej Andromedy, Pleśń Głupoty i inne statki, a ten szuja Lorenzo mi je ukradł, wcześniej skazując mnie na śmierć.
-Ależ Panno Torn, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jest Pani rozżalona.- zaczął pojednawczo, gestem ręki nakazując strażnikom opuścić bronie.- Ale gorąco zapewniam, że nie ma żadnych powodów, aby wszczynać burdy w naszym pięknym mieście. Kapitan Lorenzo..
-Chuj mnie to obchodzi.- przerwała mu, a jej oczy błysnęły złowiesczo, dodatkowo zmieniając swą barwę na zgniłozieloną.- Przybyłam tu po to, aby przygwoździć do masztu tę zdradziecką szmatę! I zapewniam, że nic ani nikt mi w tym nie przeszkodzi.
-Rea.- ostrzegł ją Daemon, jednak ona ani myślała skończyć.
Wskoczyła na podest, na którym jeszcze przed chwilą wisiały Relana i Marra, wyciągnęła z pochwy długi zdobiony kordelas, prezent od Mahairi, który dostała jeszcze w Atamanie i zaczęła sunąć nim w powietrzu, jakby wyzywała wszystkich na pojedynek. Ostrze błysnęło, odbijając promienie słońca, a złota rękojeść, uzyskała nową, zdecydowanie ciemniejszą barwę, jakby cała szabla dostosowała się do nastroju osoby, która ją dzierżyła.
-Jestem Rea Torn, córka Złotobrodego, jedyna i prawowita spadkobierczyni całej jego floty i wszystkich skarbów. Nie dalej jak cztery miesiące temu, Lorenzo podstępem wyciągnął mnie na brzeg by, jak planował wcześniej z innymi spiskowcami, pozbawić mnie życia, w tym i całego dorobku mojego ojca jak i mojego. Plany jego stety, albo i niestety, pokrzyżowali Templariusze z Khoris, którzy stacjonowali w pobliżu Mglistych Równin. Wraz z mą dzielną kompanią, wydostaliśmy się z zamku w Diakar i od tamtej pory, staraliśmy się wytropić tę szuję, a gdy nam się udało, Lorenzo bez wcześniejszego powiadomienia, przystąpił do ataku.- wśród zebranych ludzi, powstało niemałe zamieszanie. Wszyscy patrzyli teraz złowrogo na Lorenzo, który nadal leżał nieprzytomny przy ścianie kawiarni.
CZYTASZ
Twilight of the Thunder God.
FantasyNadchodzą ciężkie czasy dla mieszkańców Khoris. Dzieją się coraz to dziwniejsze rzeczy; nieludzie zaczynają znikać, a stworzenia zachowują się tak, jakby postradały zmysły. Dodatkowo na granicach Khoris coraz częściej kręcą się wygnani. Tallisowi ja...