-No, no, no. Czy dobrze usłyszałem? Zamierzasz pozbyć się Alfy i Luny? Toż to jawny bunt.
Kilku mężczyzn otoczyło Kolgrema i patrząc na niego wrogo, spletli ręce na piersiach, eksponując przy tym imponujące mięśnie. Blondyn uśmiechnął się blado, nie wiedząc co ma powiedzieć. Nie podejrzewał, że sprawy przyjmą dla niego tak niekorzystny obrót. Wiedział, że oni nie zaakceptują jego planów, wszak przysięgali swoją wierność Daemonowi, nie mniej miał nadzieję, że uda mu się załatwić to po cichu. Pozbyć się i jego i Luny.
-No, wytłumacz się.- głos znowu zabrał starszy mężczyzna.
-A co? Może wolicie aby rządził nami bękarci mag-odmieniec?- jego głos ociekał jadem.
-Daemon jest naszym Alfą.- zagrzmiał jeden z mężczyzn.
-Ioweth też nim był, Jarnem.- syknął odpychając go.- Był czystej krwi Wilkołakiem! Nie jakimś plugastwem, mieszkańcem! Nie zasłużył sobie na taki los, tak jak my na takiego Alfę.
-Ioweth był zwykłym skurwysynem, który wykorzystywał swoją pozycję.- krzyknęła Mirren.- To przez niego i jego zaplaczywość zostaliśmy zdziesiątkowani! To przez niego od lat żadna z nas nie..
-Zamilcz!- uderzył ją w twarz z taką siłą, że upadła na ziemię. Kobieta złapała się za szczękę, która pulsowała boleśnie i z przerażeniem spojrzała na Kolgrema, wybranka jej serca, którego teraz nie poznawała.- Nie masz o niczym pojęcia. Jesteś kobietą, małą, słabą dziewczynką, którą my; mężczyźni mamy bronić. I dobrze Ci radzę: nie mieszaj się w sprawy, które przerastają Twój kobiecy rozumek i możliwości.
-Kolgrem, bacz na słowa.- ostrzegł go jeden z mężczyzn, pomagając wstać Mirren.- Jeśli Alfa się dowie..
-Nie dowie się, jeśli wszyscy będziecie trzymali gęby na kłódkę.- przerwał mu.- Jak długo zamierzacie kulić się przed tym Plugawcem i jego ludzką mate? To ujma nie tylko dla nas, ale i dla naszych przodków. Nie zamierzam dłużej na to pozwalać, a tego, kto zechce się do mnie dołączyć, przyjmę z otwartymi ramionami.
-Nigdy nie pozwolimy tknąć Ci ani Daemona, ani Luny.- powiedziała jadowicie jego siostra Dewnra, a jej oczy błysnęły złowieszczo.
-Nie mieszaj się w to.- rozkazał jej Atecon, jej mate, który popierał Kolgrema.- On ma rację. Nie zamierzam patrzeć, jak Daemon bawi się w bohatera Północy, kiedy to my potrzebujemy jej najbardziej. Zostawił nas, miesiące temu, a kto jest jego rodziną my czy oni? Ta grupa zdziwaczałych oszołomów, którzy myślą, że skoro mają kilka świstków, to są w stanie ocalić całe Khoris.
-To my jako stado, powinniśmy być na pierwszym miejscu.- podchwycił kto inny.- To nasze potrzeby powinny być brane pod uwagę jako pierwsze.
Kilkoro Wilkołaków mruknęło z aprobatą, kwiając ochoczo głowami, większość jednak była temu przeciwna, gdyż uznawali Daemona za jednego z lepszych przywódców, który dbał o nich i o ich bezpieczeństwo, jak na przykład wtedy, gdy natrafili na grupę Minotaurów. Później pozwolił im także powrócić do swoich kobiet, gdyż wiedział, że rozłąka z nimi źle wpływa na każdego z nich. Także często się z nimi kontaktował, pytał jak u nich i rozstrzygał spory między nimi. A to, że poszedł bronić Północy, według nich świadczyło tylko i wyłącznie o jego odwadze, a także o tym, że myślał o swojej watasze, nie chcąc narażać jej na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
-Nie pozwolimy wam na bunt.- warknął zwierzęco starszy mężczyzna.
Zatrząsł się niebezpiecznie, a jego kości zaczęły się łamać, wydając przy tym charakterystyczne chrupinięcia. Twarz mu się wydłużyła i nabrała bardziej wilczego wyglądu, ciało pokryło się gęstym, lśniącym, białym futrem, a kończyny zmieniły się w grube łapy. Kłapnął ostrymi zębami na Kolgrema, jeżąc przy tym sierść na grzbiecie, po czym zaczął go okrążać warcząc nisko. Pozostali poszli w jego ślady i już po chwili ponad czterdziestu mężczyzn w postaci wielkich basiorów krążyło wokół reszty watahy, składającej się z trzydziestu Wilkołaków.
CZYTASZ
Twilight of the Thunder God.
FantasyNadchodzą ciężkie czasy dla mieszkańców Khoris. Dzieją się coraz to dziwniejsze rzeczy; nieludzie zaczynają znikać, a stworzenia zachowują się tak, jakby postradały zmysły. Dodatkowo na granicach Khoris coraz częściej kręcą się wygnani. Tallisowi ja...