Rozdział 14

18 9 0
                                    

***

Mogę ogłosić wszem i wobec, że mam za sobą nieprzespaną noc i lepiej, aby mi nie wchodzono dzisiaj w drogę. Co jakiś czas się budziłam. W końcu nie wytrzymałam i po 4 nad ranem wstałam. Miałam jeszcze 4h do szkoły, więc postanowiłam pobiegać. Ubrałam jakieś legginsy, bluzę, białe nike i resztę rzeczy, które zazwyczaj ze sobą zabieram. Związałam włosy w kucyk i mogłam zaczynać. Wybrałam trasę tą co zawsze. Biegłam nie rozmyślając o niczym, co się wydarzyło. Musiałam wyluzować. Zboczyłam trochę z wyznaczonej drogi i skręciłam w prawo, kierując się w stronę parku. Słońce zaczynało wschodzić, ale wokół mnie nie było żywej duszy. Zatrzymałam się przy jednej z ławeczek i ustałam przy jej tyle. Oparłam przedramiona na oparciu i pochyliłam głowę do przodu, aby zaczerpnąć powietrza. Oddychałam głośniej niż lokomotywa. Moja kondycja jest serio do dupy. Usłyszałam głośniejsze odgłosy i śmiech po mojej lewej stronie. Uniosłam głowę, aby zobaczyć do kogo należą te dźwięki. Pięcioosobowa grupka mężczyzn szła w moim kierunku. Zachowywali się naprawdę głośno. Ewidentnie wracali z jakiejś imprezy lub coś w ten deseń. Zazdroszczę im-pomyślałam. Serio Elis? Zazdrościsz im, bo zamiast imprezować i pić różne trunki, ty byłaś świadkiem śmierci-pomyślałam. No okey niezbyt optymistycznie, ale lepiej nie mieć kaca, kiedy słucha się zjebanych głosów nauczycieli w poniedziałkowy poranek. Nie myśląc dłużej, ponowiłam bieg ścieżką, skręcając w prawo. Nie chciałam ich wymijać. Tym bardziej, że byłam pewna, że na pewno nie są trzeźwi, a w razie czego nie mam zamiaru testować mojej samoobrony w parku, w którym nie ma nikogo oprócz mnie i tamtej grupy mężczyzn. Zaczęłam biec.

-Ej mała gdzie tak pędzisz?- krzyknął jeden -Potrzebujesz towarzystwa? Możemy się dogadać-dodał, również krzycząc. Na koniec głośno się zaśmiał. Zagotowało się we mnie. Nie będzie mnie zaczepiać, jakiś mało ogarnięty skurwiel. Zważając na moje nie wyspanie, jestem jednym wielkim zapalnikiem, który tylko czeka na okazję do wybuchu. Odwróciłam się, biegnąc równocześnie do tyłu i pokazałam mu środkowe palce. Jak się okazało na środku grupy stał niski łysol i to on kierował do mnie te słowa, a wokół niego byli, wyżsi od niego o około 10 cm, blondyni. Pieski na posyłki-pomyślałam. Na koniec uśmiechnęłam się sarkastycznie i wróciłam do biegu. Będę musiała wrócić również parkiem. Nie ma innej drogi. No nic, zrobię parę kółek wokół budynków na Newburry Street i na pewno w tym czasie pójdą sobie stamtąd.

***

Zrobiłam trzy okrążenia i serio mam dość. Powinnam już wracać jest 5:32, a miałam dzisiaj wcześniej pojechać po Noah'a. Dłużej nie czekając skierowałam się w stronę parku. Wyszłam zza zakrętu i ciśnienie powoli ze mnie zeszło, kiedy nikogo nie zobaczyłam na ścieżce. Dwa ogromne drzewa zakrywały 'moją' ławkę i nie mogłam dostrzec czy jest przez kogoś zajęta, czy nie. Zbliżałam się do niej. Będąc naprawdę blisko usłyszałam rechoczenia. O nie..

-Już myśleliśmy, że nas nie zaszczycisz swoją obecnością laluniu- powiedział łysy -Ale biorąc pod uwagę to, że wcześniej biegłaś tędy, to byłem przekonany, że będziesz też tą drogą wracała-zaśmiał się, na co się wzdrygnęłam, ale biegłam dalej, jeszcze trochę i minę tą nieszczęsną ławkę -Zachowałaś się bardzo niegrzecznie i muszę ci to wyjaśnić- powiedział. Już miałam ich mijać, ale pociągnął mnie z całej siły za ramię, w wyniku czego upadłam na ścieżkę i uderzyłam głową o pień drzewa za mną. Zamroczyło mnie. Odczuwałam ból w barku, lewej ręki.

-Już nie jesteś taka odważna, co? -zapytał ironicznie i zaśmiał się w stronę kolegów, na co oni zawtórowali.

-Czego ode mnie chcesz?- zapytałam ze złością, patrząc w jego oczy -Nic ci nie zrobiłam, to ty niegrzecznie mnie zaczepiłeś- odpyskowałam i splunęłam w jego stronę. Gniew zagościł na jego mimice twarzy. Podszedł do mnie szybkim krokiem i ukucnął przede mną.

SemenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz