Prolog

365 22 4
                                    

- Lucy! Wstawaj leniu! Śniadanie! - otworzyłam oczy by spojrzeć na moją wesołą mamę stojącą nad moim łóżkiem. 

- Daj mi minutę... - nawet w niedzielę nie mogę dłużej pospać.

- Minuta! - Emily, czyli moja kochana mama uśmiechnęła się wychodząc z pomieszczenia.

Wstałam z łóżka rozglądając się po moim pokoju. Był głównie w kolorach szarości oraz bieli z detalami w miętowym kolorze.

Po wykonaniu porannej toalety i zrobieniu makijażu wróciłam do pokoju.

Ubrana w szarą bluzę i joggery zeszłam do kuchni siadając na przeciwko mojego taty o imieniu George. 

Mama po kilku minutach postawiła na stole kanapki. Wzięłam dwie i zaczęłam jeść.

- Co masz dziś w planach? - mama spojrzała na mnie z zainteresowaniem.

- Nic konkretnego. A czemu pytasz?

- Ciekawość moja droga, ciekawość.

Później zapadła cisza. Każdy jadł w spokoju. Gdy skończyłam swoją porcję, poszłam do mojego małego królestwa.

Usiadłam na parapecie patrząc na widok za oknem. Często tak robiłam, gdy nie miałam pomysłu na dany dzień. Czyli tak, jak dziś.

Niby mieszkam w Los Angeles od dzieciństwa ale każdego dnia za oknem widzę coś innego. Widzę dorosłych, którzy spieszą się do pracy tracąc przy tym połowę życia.

Ciekawi mnie to, że ludzie będąc zatraceni w codziennej rutynie nie zwracają uwagi na to, co dzieje się dookoła. Przecież praca nie ucieknie, a nawet jeśli, to są rzeczy ważniejsze od pieniędzy. Sporo ludzi tego jednak nie zauważa.

Zresztą... Od jutra do piątku sama "wpadnę" w rutynę.

Obiecujesz mi? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz