Obudziło mnie pikanie budzika więc jest 7:00.
Wstałam z łóżka rozglądając się po pokoju. Zastanawiałam się, czy te wydarzenia z wczoraj to był tylko sen.
Ubrałam się, i zeszłam na dół. Mama robiła śniadanie, a tata... Tia to nie był sen.
Przetarłam oczy podchodząc do stołu. Usiadłam na krześle patrząc, jak moja mama kończy robić kanapki.
- Jak się spało misia? - zaśmiałam się cicho, patrząc na kobietę.
- Okej. Czemu nazwałaś mnie "misia"? - zapytałam robiąc cudzysłów w powietrzu. Mama usiadła na przeciwko mnie z uśmiechem na ustach.
- Nazywałam cie tak, gdy byłaś mała. Nie pamiętasz? Miałaś wtedy takiego dużego czarnego misia, który był większy od ciebie. Wszędzie z nim chodziłaś... Do szkoły, do sklepu. Wszędzie. Naprawdę nie pamiętasz? - spojrzała na mnie, a ja się zamyśliłam.
- Hmm to ten co miał na imię chyba... Simba? - mama pokiwała głową.
- Czyli pamiętasz. Miałaś wtedy chyba 5 latek.
Spojrzałam na zegarek nad stołem. Była już 7:26. Powiedziałam mamie, że wychodzę już do szkoły.
Kilka minut później byłam już pod budynkiem schodząc z mojego maleństwa. Położyłam kask na siedzeniu i powolnym krokiem zaczęłam iść w stronę wejścia.
Na głównym korytarzu stała święta trójca oraz Nancy. Wkurwiłam się na sam jej widok. Niestety, muszę jeszcze obok nich przejść.
Chwyciłam ramię od plecaka i zaczęłam iść. Właśnie ich mijałam, gdy nagle usłyszałam czyjś głos.
- Hej Lucy. - chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam.
- Hej Luke. - on jest inny od Dylana, Camerona czy też Nancy.
- Co tam? - zapytał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Okej, a tam? - zapytałam siadając na ławkę pod klasą, w której zaraz będę miała lekcje.
- Spoko. Mam do ciebie pytanie. - powiedział, i stanął na przeciwko mnie.
- Więc pytaj.
- Alison ma chłopaka? - na policzkach chłopaka pojawiły się rumieńce, a ja się zaśmiałam.
- Prawdopodobnie nie ma. A co? Zakochałeś się? - uniosłam prawą brew.
- Już idę Cameron! Pa, ja muszę lecieć. Papa. - zaczął "iść" w stronę "Camerona", który przecież go "wołał".
Z uśmiechem na ustach zaczęłam iść z w stronę sali, w której miała się odbyć moja pierwsza lekcja w tym dniu.
Po kilku minutach, gdy siedziałam pod klasą, zadzwonił dzwonek. Wchodząc do klasy, wzrokiem szukałam Alison albo Hazel.
Usiadłam na swoim miejscu. Kilka minut po rozpoczęciu lekcji, obok mnie usiadła Alison, a zaraz później za nami usiadła Hazel.
Wzięłam kartkę, na której napisałam wiadomość dla Alison.
"Luke się w tobie prawdopodobnie zakochał. Pytał mnie czy masz chłopaka. Szczęścia!"
Podałam "list" dla dziewczyny. Wpatrywała się w niego, co jakiś czas uśmiechając się. Na koniec spojrzała na mnie, a jej policzki były czerwone.
*5 godzin później*
Przez ten czas, nie stało się nic ciekawego. Przed chwilą minęła moja ostatnia lekcja, więc teraz szłam w stronę mojego maleństwa.
Zauważyłam, że stoi przy nim Cameron.
Gdy już byłam na miejscu, zignorowałam chłopaka i spokojnie usiadłam na ścigaczu.
Przypomniałam sobie, że przecież muszę jechać do szpitala. Odpaliłam silnik i jak gdyby nigdy nic, odjechałam.
Po jakiś dwudziestu minutach byłam na miejscu. Weszłam do budynku, rozglądając się po korytarzach. Ten typowy zapach szpitala mnie dobił. Chyba faktycznie mogłam sprzątać ulice.
- Dzień dobry. Pani Lucy Palvin? - podążyłam wzrokiem za głosem. Kilka kroków ode mnie, stała starsza kobieta o siwych, krótkich włosach.
- Dzień dobry. Tak, jestem Lucy. Z tego co wiem, mam pracować na oddziale dziecięcym.
Kobieta spojrzała w swój notes, a następnie na mnie. Powiedziała, abym szła za nią, więc tak zrobiłam.
Weszłyśmy do małego pokoiku, w którym dostałam specjalny kitel. Pielęgniarka wyjaśniła mi, że moim zadaniem będzie umilanie dzieciom pobytu w szpitalu. Powiedziała również, że dzieci będą miały od czterech do dziewięciu lat.
Kobieta zaprowadziła mnie na świetlice, w której między innymi miałam pracować.
Dzieci patrzyły na mnie jak na kosmite. Szczerze, to lubię dzieci, ale widok ich w szpitalu jest dla mnie smutny.
Pielęgniarka już poszła, zostawiając mnie tu samą. Usiadłam na krześle patrząc na nich.
- Jak masz na imię? - jakiś chłopczyk zaczął delikatnie szarpać moją bluzkę, uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- Ja jestem Lucy, a ty?
- Tommy. Ile masz latek? - chłopczyk mówiąc to, podał mi piłeczkę abym się z nim bawiła.
- 17, a ty? - Tommy chwilę się zastanawiał, ale po chwili pokazał sześć palców.
- Dlaczego tutaj jesteś? - zapytałam, a chłopczyk uśmiechnął się smutno.
- Lekarze mówią, że został mi jeszcze nie cały miesiąc życia, więc muszę tu zostać. - Tommy mówiąc to, cały czas odbijał piłką o podłogę.
- Przykro mi. - w moich oczach zebrały się łzy. On ma zaledwie sześć lat!
- Mama mówi, że później pójdę do nieba. Do Pana Boga i on będzie się ze mną bawił w co tylko będę chciał. - Tommy uśmiechnął się.
- Twoja mama ma rację. - chłopczyk przytaknął mi i zaczęliśmy się bawić.
CZYTASZ
Obiecujesz mi?
Roman pour Adolescents"Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w so...