Po skończonym "remoncie" zasnęłam na kanapie w salonie, ponieważ w moim pokoju śmierdziało farbą.
- Myślisz, że ona żyje? - te słowa wybudziły mnie ze snu.
- Nie. Umarłam. - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam przede mną Luke'a.
- Mogę zrobić usta-usta. - blondyn poruszył zabawnie brwiami.
- Wolę umrzeć. - powiedziałam i usłyszałam czyjś jeszcze śmiech. Podniosłam głowę rozglądając się. Zobaczyłam jeszcze Dylana i Camerona.
Wstałam z kanapy kierująca się do swojego pokoju. Meble ustawiłam wczoraj, więc już wszystko gotowe.
Z komody wyjełam szare dresy i granatową bokserke. Ubrana oraz lekko pomalowana wróciłam na dół.
Święta trójca grała w fife, a ja poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Dziś niedziela, więc właściwie mogę wywalić Camerona z domu.
Darowałam sobie śniadanie, i poszłam do salonu.
- Cameron dziś niedziela. Nasi rodzice wracają, więc właściwie możesz już wracać do siebie. - chłopak mnie nie słuchał, bo był zajęty grą.
Stanęłam przed nim tak, że zasłoniłam mu telewizor.
- Mówiłam coś. - powiedziałam kładąc dłonie na biodrach.
- Kurwa przez ciebie przegrałem! - chłopak wstał i podniósł rękę jakby chciał mnie uderzyć.
- Jezu stary, ona tylko chciała żebyś na nią spojrzał. - powiedział Luke, a ja w duchu mu podziękowałam.
- Za godzinę mnie nie będzie. - Cameron bardziej warknął niż powiedział.
Uśmiechnęłam się idąc znowu do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki, usiadłam przy stole, i zaczęłam jeść.
Na przeciwko mnie usiadł Luke. Szybko przestałam jeść, i patrzyłam na chłopaka.
- Czemu dalej nie jesz? - zapytał patrząc na moje jedzenie.
- Nie lubię jak ktoś patrzy, gdy jem. - powiedziałam prawdę, a chłopak lekko się uśmiechnął.
- Przecież cie nie oceniam. Możesz jeść. - blondyn zabrał mi jedną kanapkę i zaczął ją jeść.
- Ej! - zaśmiałam się i również zabrałam się za jedzenie.
*30 minut później*
Siedziałam w salonie. Luke i Dylan już poszli, a Cameron dalej się pakował na górze. Usłyszałam kroki na schodach, brunet niósł na ramieniu torbę.
- To na pamiątkę. - zaśmiał się i włożył do swojej kieszeni MOJE koronkowe majtki...
- Ej! - krzyknęłam, ale nie zdążyłam nawet wstać, bo chłopak wyszedł już na zewnątrz.
Ekstra. Teraz będzie wszystkim gadał, że mnie przeleciał...
*Następnego dnia*
- Wstawaj kochanie! - głos mojej mamy obił mi się w głowie.
Otworzyłam oczy patrząc na nią. Uśmiechnęłam się, a kobieta wyszła z mojego pokoju.
Przetarłam twarz dłonią, wstałam z łóżka i podeszłam do komody. Wyjełam z niej szarą, dużą bluzę, a do tego jeansy z przetarciami na kolanach.
W łazience wykonałam poranną toaletę oraz makijaż. Z plecakiem na ramieniu poszłam do kuchni, w której mój tata pił kawę i rozmawiał o czymś z mamą.
Po zjedzeniu śniadania wyszłam z domu. Dziś postanowiłam się przejść.
Kilka minut później byłam na miejscu. Witaj szkoło.
- Lucy! - usłyszałam wołania Alison. Odwróciłam się w jej stronę, by napotkać jej uśmiech.
- Hej Ali. - przytuliłam ją na przywitanie.
Przy wejściu stał Cameron z Nancy, która była szkolną dziwką. Jest jedną z tych lasek, które działają mi na nerwy.
Razem z Alison szłyśmy obok siebie, gdy byłyśmy przy wejściu, Nancy popchnęła "przypadkiem" Alison tak, że dziewczyna upadła.
- Przeproś ją szmato. - powiedziałam do dziwki, gdy pomogłam przyjaciółce wstać.
- Pieprz się. - powiedziała stanowczo i położyła dłonie na biodrach.
Chwyciłam Nancy za włosy i pociągnęłam je w dół.
- Powiedziałam, że masz ją przeprosić. - warknełam, a dziewczyna widocznie się przestraszyła.
- Cameron zrób coś. - powiedziała prawie płacząc.
- Lucy odpuść. - powiedział brunet podchodząc do mnie.
Puściłam dziwke i zaczęłam odchodzić, ale ta szmata oczywiście musiała coś jeszcze powiedzieć.
- Hahha wystraszyła się. - nie wytrzymałam. Podeszłam znowu do dziewczyny i uderzyłam ją z całej siły tak, że poleciała na ziemię.
- Masz jeszcze coś ciekawego do powiedzenia? - stanęłam nad nią, a ona zaczęła płakać. Z uśmiechem na ustach weszłam razem z Alison do szkoły.
- Nie musiałaś tak reagować. - powiedziała Ali, gdy byłyśmy pod klasą.
- Jesteś moją przyjaciółką. Po prostu cie bronie. - uśmiechnęłam się, a po szkole rozbrzmiał dzwonek.
Mieliśmy teraz Angielski. Siedziałam w ławce, a obok mnie Alison. Kilka minut później przyszła Hazel.
Naszą lekcje przerwał dyrektor, który właśnie wszedł do klasy.
- Dzień dobry. Proszę do swojego gabinetu Lucy Palvin. - powiedział i od razu wyszedł.
Oho, będzie zabawnie.
________________________________
😇⭐💭😇
CZYTASZ
Obiecujesz mi?
Teen Fiction"Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w so...