Atmosfera panująca w komnacie była tak ponura i ciężka niczym mgła pochłaniająca sobą wszystkich obecnych. Ponad tuzin zakapturzonych postaci siedziało nieruchomo przy długim czarnym stole, czekając w napięciu. Pomimo że ich twarze były przysłonięte maskami, nikt nawet nie śmiał poruszyć głową, a co dopiero na siebie spojrzeć.
Nagle drzwi po przeciwnej stronie komnaty przeraźliwie skrzypnęły, mącąc przy tym idealną ciszę. Do sali wszedł mężczyzna w przebraniu identycznym jak jego towarzysze. Echo jego długich kroków odbijało się od ścian, kiedy podchodził do stołu. Zatrzymał się, spoglądając na rząd pustych krzeseł na drugim końcu oraz na jedno wolne na samym początku, mieszczące się po prawej stronie srebrnego masywnego tronu. Mężczyzna ruszył, powiewając swoimi czarnymi szatami niczym nietoperz i zajął miejsce przy ostatniej osobie.
Nikt w tej sali nie miał swojego stałego miejsca, ale oczywiste było, że osoby siedzące po prawej oraz lewej stronie tronu, miały specjalne względy u Czarnego Pana. Nie wiedzieć czemu aktualna prawa ręka ich pana, właśnie zajęła najbardziej oddalone miejsce. Tym razem zamaskowane twarze śmierciożerców odwrócone były w jego kierunku. Kobieta z ciemnymi rozczochranymi włosami nachyliła się lekko w jego stronę, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, w komnacie rozległ się cichy, lecz doskonale słyszalny głos. O ile było to możliwe śmierciożercy napięli się jeszcze bardziej. Powietrze w sali stało się suche i chłodne.
- Tak mało was przybyło?- Czarny Pan stał tuż przy drzwiach prowadzących do komnaty. - Jakże szkoda...
Żaden ze śmierciożerców nie odważył się drgnąć, pomimo, że głos Voldemorta był spokojny tak samo, jak wyraz jego wężowej twarzy. Jednak w oczach mrocznego lorda błyszczała istna furia. Czarny Pan powoli podszedł do stołu i usiadł na tronie.
- Mam dla was wspaniałą nowinę, a niemal połowa z was zignorowała moje wezwanie... - Voldemort zmierzył spojrzeniem wszystkich przybyłych. Już dawno nikt nie widział go w takim stanie. Jakby spojrzenie jego szkarłatnych oczu mogło zabijać, już dawno leżeliby martwi.
- Mój panie, jeśli mogę... - Bellatrix uniosła się ze swojego krzesła, kłaniając tak nisko, że jej nos niemal dotykał stołu.
- Nie pozwoliłem ci się odezwać! - Voldemort rykną tak donośle, że echo jego słów jeszcze długo odbijało się od ścian komnaty.
Bellatrix opadła z powrotem na krzesło, a jej oddech drżał tak bardzo, że nie potrafiła go opanować. Na długi czas zaległa grobowa cisza, tak jakby nikt nie miał, już nic więcej do powiedzenia.
Czarny Pan mierzył ich pełnym pogardy spojrzeniem.
- Jesteście tak bezużyteczni - jego głos wręcz ociekał jadem - że zastanawiam się, czy was nie zabić.
W komnacie rozległ się cichy pisk przerażenia i po chwili ktoś się znowu odezwał głosem tak niskim i cichym, wręcz ledwo słyszalnym.
- Panie mój... błagam, pozwól mi... - Tym razem z krzesła podniósł się wysoki mężczyzna, którego niemal białe włosy wypływały spod kaptura na ciemną szatę na piersi. Wzrok Voldemorta przeniósł się na jego postać i wściekle zmrużył oczy. Zanim zdążył się odezwać, Lucjusz Malfoy, jakby wyczuwając jaki błąd popełnił, zamarł w pół ukłonie, nie ważąc się więcej drgnąć. - Błagam...
Voldemort powoli wstał i niespiesznym krokiem podszedł do Malfoy'a.
Śmierciożercy, których mijał, wstrzymali oddech. Kiedy mroczna postać stanęła tuż obok Lucjusza, ten sztywno wyprostował się i delikatnie odwrócił głowę w stronę Voldemorta, nie ważąc się jednak spojrzeć mu w oczy. Czarny Pan uniósł dłoń i machną nią przed oczami śmierciożercy tak, że jego maska rozpłynęła się w powietrzu.- Śmiesz do mnie cokolwiek mówić Lucjuszu? Ty śmiesz mnie błagać? - Mówiąc to złapał jego brodę swoimi dłgimi palcami, zmuszając go do spojrzenia mu w oczy. Śmierciożerca jednak nie podniósł nawet powiek. - Jesteś bardziej bezużyteczni niż robak. Nie potrafisz niczego zrobić... Wszystko muszę robić sam!- Ryk Voldemorta był tak przeszywający, że niemal przenikał do kości. Gwałtownym ruchem ręki odtrącił od siebie Lucjusza tak, że ten upadł na siedzącego obok śmierciożercę.
Czarny Pan powrócił na swoje miejsce. Jego wzrok padł na puste krzesło po jego prawej stronie, a następnie na ostatnią osobę przy stole.
- Severusie, dlaczego siedzisz tak daleko? Podejdź, tu jest twoje miejsce. - Wskazał swoją długą ręką na krzesło po jego prawej.
Snape powoli podniósł się, podszedł do swojego pana i usiadł na wskazanym miejscu.
- Gdybym cię nie znał Severusie, pomyślałbym, że się mnie boisz... z jakiegoś powodu... czyżbyś wiedział, dlaczego was wezwałem?
- Nie mam pojęcia mój panie - głos Snape'a pomimo swojej stanowczości drżał. Na te słowa oczy Voldemorta zajażyły się wściekle czerwienią.
- A czy ktokolwiek z was ma pojęcie?- Mierzył spojrzeniem wszystkich obecnych.- Ach... no tak, przecież jesteście bezużyteczni.
- Panie - Bellatrix ponownie odezwała się i już miała powiedzieć coś więcej, gdy przerwał jej donośny huk. Voldemort stracił resztki swojej samokontroli i uderzył pięścią w stół, mierząc różdżką w Bellatrix.
- Jeszcze raz odezwiesz się niepytana Bella, a Nagini będzie miała prawdziwą ucztę z twojego tępego mózgu!
Kbieta wydała z siebie zduszony okrzyk i drżąc na całym ciele pokornie skłoniła głowę.
- A więc Severusie, może masz jakieś informacje na temat Pottera?
Snape powoli pokręcił głową.
- Przykro mi, panie...
-Bla, bla, bla. Spędzasz z Dumbledorem tyle czasu i nie powiedział ci niczego nowego?
- Nie, panie...
- Zamknij się! - Czarny Pan powoli podniósł się z krzesła, różdżkę wciąż trzymał w ręku.
- A ja się dowiedziałem czegoś bardzo ciekawego... - Jego głos stał się nagle niezwykle spokojny. - A może jednak Severusie? - Voldemort podszedł od tyłu do Snape'a i położył mu dłonie na ramionach. - Może Dumbledore powiedział ci, że Harry Potter jest moim horkruksem?
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, brzęczała w uszach tak długo, dopóki Snape nie odpowiedział.
- Nie miałem pojęcia, mój panie... - Jego głos się załamał. Kiedy poczuł, że palce Voldemorta mocno wbijają się w jego ramiona, zesztywniał jeszcze bardziej. Czarny Pan nachylił się do ucha Severusa.
- Nie wierzę - wyszeptał. - Nie mam teraz czasu, żeby cię karać Severusie, jednak przyjdzie na to pora. - Wycharczał, a po ciele Snape'a przeszły ciarki.
Voldemort wyprostował się i zaczął obchodzić wszystkich zebranych dookoła. Jego kroki były takie ciche a postawa pełna gracji, iż mogłoby się wydawać, że nie chodzi, tylko unosi się w powietrzu. Dlatego kiedy się odezwał, a jego mroczny głos odbijał się od ścian komnaty, wszyscy wstrzymali oddech.
- Macie czas do końca tygodnia, żeby porwać chłopaka i przyprowadzić go do mnie. Nie obchodzi mnie, jak to zrobicie. Ma stanąć przede mną.
- Mój panie, co z nim zrobisz?- Tym razem Voldemort nie uciszył Bellatrix. Jej głos drżał z jakiegoś powodu, a oczy świeciły chorym blaskiem. Voldemort spojrzał na nią z pogardą, kiedy schyliła głowę pod intensywnością jego spojrzenia.
- Dowiesz się w swoim czasie. - Czarny Pan spojrzał na pozostałych. - No co czekacie? Do roboty!
![](https://img.wattpad.com/cover/98580536-288-k520608.jpg)
CZYTASZ
Primus inter pares
Fanfiction!ZAWIESZONE! Voldemort dowiaduje się, że Harry Potter jest jego horkruksem. Wcale mu się to nie podoba, rozkazuje porwać chłopaka i przyprowadzić go do siebie. Składa Harry'emu propozycję nie do odrzucenia, tylko czy Złotemu Chłopcu się ona spodoba?