Blady księżyc świecił wysoko, kontrastując mocno z ciemnogranatowym niebem. Mrok spowił całą ogromną posiadłość, otoczoną ciągnącym się niemal w nieskończoność labiryntem. Ciemność przenikała przez mury, wchłaniana do środka posiadłości niczym jej główna siła, budulec podtrzymujący mury, podstawowa substancja, z której była wykonana.
Harry odwrócił się na drugi bok, ze zmęczeniem przymykając powieki. Światło księżyca przebijało przez ciemne zasłony, rzucając bladą poświatę na twarz chłopca. Harry westchnął ciężko i obrócił się na plecy. Był niesamowicie zmęczony i powieki same mu opadały. Czuł, że sen jest blisko. Wbił wzrok w ciemną przestrzeń nad sobą i starał się o niczym nie myśleć. Było mu wygodnie i ciepło. Pragnął spać i o niczym nie myśleć, oddać w zapomnienie kilka ostatnich dni, choćby na chwilę.
Ogłuszająca cisza przelewała się przez szpary w drzwiach i oknach, oblepiając sobą wszystko, co napotka. Mrok panujący w komnacie zdawał się tak gęsty, że wyczuwało się go każdą komórką ciała. I wtedy właśnie Harry poczuł, że coś jest nie tak. Ciężko uchylił powieki i spojrzał na przeciwległą ścianę. Koło szafy coś stało. Przerażenie, jakie go ogarnęło, ścisnęło jego wnętrzności niczym lodowata ręka. Przez chwilę nie miał pojęcia co robić. Ostatecznie usiadł powoli i nie spuszczając wzroku z dziwnej postaci, starał się wymacać różdżkę i okulary, leżące na małej szafce obok łóżka. Kiedy je znalazł, wciągnął okulary na nos i ścisnął mocno różdżkę, dodając sobie tym samym odwagi. Kiedy spojrzał w dwa płonące tunele, należące do jakiejś niezwykle chudej i wysokiej postaci, Harry miał wrażenie, że całe ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Powoli podniósł się na kolana i wycelował końcem różdżki w monstrum. Chłopak zaczął się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jest sen i mówiąc szczerze, miał nadzieję, że tak właśnie jest.
Kontur postaci nie był dokładnie widoczny w ciemności, ale tego, że jest chuda i wysoka Harry był pewien. Była niemal jak szkielet obleczony skórą z nienaturalnie długimi członkami. Nie było widać twarzy, tylko dwa duże płonące wściekle tunele tam, gdzie powinny być oczy. Harry przełknął głośno ślinę. Nie miał odwagi wymówić zaklęcia i oświetlić pokoju, żeby się lepiej przyjrzeć postaci.
W tym momencie monstrum uniosło swoją długą, kościstą dłoń, wskazując palcem na drzwi. Dopiero teraz Harry dostrzegł, że kontur postaci nie był dokładnie widoczny, ponieważ się rozmywał, a raczej falował jak płomień świecy. Po chwili w komnacie dało się słyszeć stłumiony, syczący głos:
- Chodź ze mną... Harry.
Harry poczuł ciarki na plecach. Z przerażeniem patrzył, jak postać wyciąga swoje długie nogi i idzie w kierunku drzwi. Najdziwniejsze było to, że monstrum szło do niego bokiem, ale jego twarz wciąż była nienaturalnie zwrócona w stronę Harry'ego. Dwa przerażające tunele wpatrywały się w chłopaka. W końcu monstrum złapało za klamkę i otworzyło drzwi. W tym momencie do komnaty wpadło słabe światło z korytarza, a postać zniknęła.
Harry przez chwilę się wahał. To było oczywiste, czego ta dziwna mara od niego chciała, ale nie był pewny, czy rozsądne byłoby za nią podążyć. W końcu zszedł z łóżka. Teraz było słychać tylko kroki bosych stóp chłopaka na zimnej podłodze. Powoli szedł w stronę drzwi, co chwilę zaglądając przez ramię, czy przypadkiem dziwaczne monstrum nie stoi za nim. Ale go nie było.
Harry przystanął przy framudze drzwi, spoglądając na korytarz. W mętnym świetle nie było widać niczego poza jednym małym szczegółem. Harry głośno wciągną powietrze. Duże, mahoniowe drzwi na korytarzu były uchylone. Serce niemal podeszło mu do gardła z przejęcia i niepokoju. Rozejrzał się jeszcze raz, czy przypadkiem nikt za nim nie stoi. Wyglądało na to, że był sam.
CZYTASZ
Primus inter pares
Fanfiction!ZAWIESZONE! Voldemort dowiaduje się, że Harry Potter jest jego horkruksem. Wcale mu się to nie podoba, rozkazuje porwać chłopaka i przyprowadzić go do siebie. Składa Harry'emu propozycję nie do odrzucenia, tylko czy Złotemu Chłopcu się ona spodoba?