Wciągnął głośno powietrze.
Tylko spokojnie.
Miał wrażenie, że przy każdym wdechu jego płuca kurczą się i płoną.
Jeszcze raz, spokojnie.
Kolejny oddech. Drżący i głęboki.
Starał się z tym walczyć, ale następna fala bólu zalała go ze zdwojoną siłą. Zerwał się z łóżka i pobiegł do łazienki. Ledwo zdążył i o mało nie zwymiotował na podłogę. Po wszystkim padł bez sił na płytki i skulił się, starając zwalczyć ćmiący ból w czaszce.
Musiał szybko wrócić do siebie. Harry poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa i odgarną do tyłu, przyklejone do spoconego czoła kosmyki włosów.
Zastanawiał się, co to miało być. Jakaś kara?Zaraz po wyjściu z zebrania śmierciożerców, blizna zaczęła go tak mocno boleć, iż myślał, że nie zdoła wrócić do swojego pokoju. Kiedy wreszcie wspiął się na najwyższe piętro, czuł się, jakby wracał z przegranej bitwy. Czaszkę rozsadzał mu tak okropny ból, że ledwo utrzymywał się na nogach.
Odetchną głęboko i przewrócił się na plecy. Nie miał pojęcia, która jest godzina, ale czuł, że musi, jak najszybciej doprowadzić się do porządku. Zebrał resztki swoich sił i dźwigną się na nogi, miał wrażenie, że stąpa po niestabilnym gruncie. Kiedy wreszcie dotarł do łóżka, padł na nie bez sił.
Jeżeli za chwilę, a jest to bardzo prawdopodobne, wkroczy tu któryś ze śmierciożerców, to choćby chciał, nie byłby w stanie wstać. W duszy błagał, aby ten moment nastąpił jak najpóźniej.
Harry wcześniej nie miał, kiedy zastanawiać się nad przebiegiem spotkania. Teraz kiedy jego umysł wydawał się trzeźwiejszy niż choćby dziesięć minut wcześniej, miał wrażenie, że to wszystko po prostu się nie wydarzyło. Uroił to sobie, wymyślił, a teraz zdawał sobie sprawę z absurdu własnej wyobraźni. No bo, jak on, Harry Potter, miałby brać udział w zebraniu śmierciożerców? I to jeszcze jako śmierciożerca! Czy to w ogóle mogło być możliwe? Oczywiście, że nie. To wszystko tylko i wyłącznie jego własna imaginacja.
Więc jak, na Merlina, się tutaj znalazł? Dlaczego łóżko pod nim jest tak prawdziwe, a wspomnienia ostatnich godzin tak żywe, skoro tego tak naprawdę nie ma?
Harry zmarszczył brwi i zagryzł mocno wargę. Boże, dlaczego jego życie musi być tak popieprzone? Wybawca czarodziejskiego świata u stóp największego wroga. Harry skrzywił się na tę myśl.
Po chwili przed oczami ukazał mu się obraz rozśmianych Rona i Hermiony, i poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Czy uznają go za zdrajcę? Nie, niemożliwie, znają go, będą wiedzieli, że to jakiś spisek, podstęp... Będą chcieli mu pomóc, to pewne! Przyjaciół nie traci się ot tak.
I znowu jego pierś przeszył okropny ból.
On właśnie stracił jednego przyjaciela. Właśnie ot tak. Bez powodu. Neville nic nie zrobił... a on go zabił.
No właśnie.
Zabił go. Zamrugał, żeby odegnać napływające do oczu łzy. Udało się, ale palące poczucie winy pozostało.
Czyli, że teraz jest... mordercą? Zagryzł wargę jeszcze mocniej. Metaliczna ciecz rozlała się mu na języku.
Nagle drzwi trzasnęły z hukiem. Harry drgną tak gwałtownie, że tępy ból z powrotem zapulsował w jego czaszce. Usiadł szybko i chwycił się krawędzi łóżka, żeby z niego nie spać. Zamrugał kilka razy, odpędzając mroczki sprzed oczu i dopiero wtedy spojrzał na intruza.
CZYTASZ
Primus inter pares
Fanfic!ZAWIESZONE! Voldemort dowiaduje się, że Harry Potter jest jego horkruksem. Wcale mu się to nie podoba, rozkazuje porwać chłopaka i przyprowadzić go do siebie. Składa Harry'emu propozycję nie do odrzucenia, tylko czy Złotemu Chłopcu się ona spodoba?