Nieprzyjemna cisza dzwoniła w uszach i ogłuszała bardziej niż dudniące bębny. W kątach ponurego pokoju zdawało się coś czaić, a postacie z obrazów łypać złowrogo na ciemnowłosego chłopca, leżącego bez ruchu na obszernym łóżku. Ogromny baldachim rzucał cień na jego bladą twarz, która przypominała teraz manekina.
Pomieszczenie było bardzo ponure, pomalowane na ciemnozielony kolor. Nawet promienie porannego słońca, wyglądające spomiędzy masywnych zasłon, nie zdołały go rozjaśnić.
Choć Harry nie spał, to zdawał się być w jakimś transie. Jego zielone oczy patrzyły pusto w przestrzeń nad sobą, nic nie widząc i nic nie chcąc zobaczyć. Oddech miał bardzo płytki i powolny, równomierny. Ręce rozłożone bezwładnie gdzieś po bokach, od dłuższego czasu nawet nie drgnął. Po jego skroni spłynęła łza, idąca mokrym śladem poprzedniej, i ginąca gdzieś w ciemnych włosach.
Nie wiedział, ile dokładnie tak leżał, ale zdawało mu się, że o wiele za krótko. Zresztą nie miało to dla niego większego znaczenia. Pomimo spokoju, jaki okazywał na zewnątrz, w środku wszystko w nim szalało. Przed oczami bez przerwy stawał mu obraz poprzedniej nocy i tego, co zrobił. Nie rozumiał, jak to się stało. Wyobrażał sobie wiele razy starcie z Voldemortem, a także to, co mogłoby się stać, gdyby przegrał. Ale nigdy nie przyszłoby mu nawet do głowy, że tak to się skończy. Jakim w ogóle cudem? Przecież priorytetem tego drania było zabicie go, Harry'ego Cholernego Pottera, Chłopca Który Przeżył! Więc dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego zrobił z niego swojego kolejnego, cholernego sługusa?!
Bo chciał go dobić. Zniszczyć w nim wszystko, co kochał i co było dla niego ważne. Harry przypomniał sobie znowu Neville'a.
No tak, przecież to proste -pomyślał.
Kolejne łzy spłynęły po jego skroni.
Tylko że Harry wiedział coś, czego ten potwór nie. Znał przepowiednie i wiedział, że któryś z nich musi umrzeć. I o ile Voldemort znowu go nie zaskoczy, to choćby się wszystko waliło i paliło, zniszczy go. To, że przyrzekł mu posłuszeństwo, do niczego go nie zobowiązuje, nie po raz pierwszy złamie zasadę.
Usiadł gwałtownie, nie zważając na tępy ból w czaszce i zawroty głowy. Drżącymi palcami otarł łzy i przeczesał zlepione kosmyki włosów. W jego głowie już powoli zaczął kiełkować plan.
Harry zacisną mocno powieki i złapał się za skronie, czując nagłe mdłości. Miał wrażenie, że zaraz zwróci to, czego jeszcze nie zjadł. Łapiąc głębokie oddechy, rozejrzał się dookoła.
Pokój był mały i ponury, urządzony bardzo skromnie. Naprzeciwko niego, po drugiej stronie pokoju stała duża drewniana szafa, a obok niej dwie pary drzwi. Z lewej strony ogromne zielone zasłony przysłaniały ogromne okna.
Harry spojrzał na małą szafkę, stojącą obok łóżka, na którym siedział. Zmrużył oczy i przyczołgał się bliżej niej. Jego uwagę przyciągnęły, leżące na niej dwa przedmioty. Różdżka i okulary. Bez wahania wyciągną po nie rękę i wsuną okulary na nos. Z ulgą stwierdził, że nareszcie wszystko nabrało wyraźnego kształtu. Przyjrzał się dokładniej różdżce. Oczywiście była cała i nienaruszona. Wsuną ją za pasek spodni i już miał się odwrócić, kiedy jego uwagę przykuła mała karteczka, leżąca koło złotego zegara. Musiał ją wcześniej przeoczyć bardziej zainteresowany swoją własnością niż czymkolwiek innym.
Wziął ją i przyjrzał się dokładniej schludnemu pismu.
10:00, pierwsze piętro
I tyle.
Harry odwrócił kartkę na drugą stronę, ale jak się spodziewał, nic więcej tam nie było. Zmarszczył brwi.
CZYTASZ
Primus inter pares
Fiksi Penggemar!ZAWIESZONE! Voldemort dowiaduje się, że Harry Potter jest jego horkruksem. Wcale mu się to nie podoba, rozkazuje porwać chłopaka i przyprowadzić go do siebie. Składa Harry'emu propozycję nie do odrzucenia, tylko czy Złotemu Chłopcu się ona spodoba?