Harry szedł powoli opustoszałym, pogrążonym w półmroku korytarzem. Starał się stąpać na tyle cicho, żeby echo jego kroków było jak najmniej słyszalne. Na nic się to zdawało, dźwięk stąpających stóp chłopca rozchodził się niczym krew w żyłach po korytarzach posiadłości. Harry naciągną mocniej kaptur, zsuwając go sobie bardziej na twarz. Sam nie wiedział, po co mu to było. Prawdopodobnie każdy, kto by go teraz zobaczył, od razu wiedziałby, kim jest ten tajemniczy nocny wędrowiec.
Chłopiec szybko i zwinnie przestępował ze stopnia na stopień. Wiedział, że nie ma chwili do stracenia, jeżeli, a najprawdopodobniej tak właśnie jest, Voldemort doskonale zdawał sobie sprawę z nocnej wędrówki Harry'ego. A Harry nie chciał dać się zaskoczyć.
Miał ogromny mętlik w głowie i tak naprawdę, nie miał zielonego pojęcia czy robi dobrze, ale podjął decyzję. Sam doskonale wiedział, że nie ma wiele do stracenia, ale i nie powinien za bardzo ryzykować.
Otwierając ogromnie drzwi wyjściowe, poczuł, jak po jego karku przebiegają ciarki. Chłopiec ścisną mocniej różdżkę w dłoni i zrzucił winę na chłodne nocne powietrze.
Drzwi przeraźliwie skrzypnęły i zamknęły się z głuchym trzaskiem. Harry zaklną cicho. I to by było na tyle, jeśli chodzi o zachowanie resztek dyskrecji.
Chłopiec westchną ciężko i nie czekając ani chwili, wbiegł do ogromnego labiryntu. Cisza, jaka zapadła, po tym, jak gryfon w końcu się zatrzymał, była nieprzenikniona. Mógł doskonale słyszeć bicie własnego serca. I właśnie wtedy chłopiec uświadomił sobie, że tak naprawdę nie wiedział, gdzie konkretnie ma dojść do umówionego spotkania ze śmierciożercą.
W labiryncie...
No, ale gdzie?Harry okręcił się na pięcie, wypatrując jakichkolwiek oznak życia, ale w aksamitnej ciemności ginął każdy drobny ruch.
Oczywiście Harry brał pod uwagę fakt, iż całe to spotkanie jest zmyślone, że to jakiś mało zabawny żart, ale jak sam stwierdził, nie miał wiele do stracenia.
Chłopiec przestąpił z nogi na nogę i spojrzał na górującą nad nim posiadłość. W żadnym z okien nie paliło się światło. Z tej perspektywy budynek wyglądał na mroczny i opuszczony, żywcem wyjęty z mugolskiego horroru. Harry na chwilę tracąc uwagę, nie spostrzegł, że ktoś stanął tuż za nim i dopiero kiedy poczuł, zaciskające się na jego ramieniu palce, drgnął i odwrócił się gwałtownie, celując w nieznajomego różdżką.
Rozległ się cichy śmiech i ciemna postać zdjęła kaptur, odsłaniając znajomą blond czuprynę i niebieskie oczy, których kolor teraz przypominał czerń.
- Spodziewałeś się tu kogoś innego? - Zapytał Drew, odciągając chłopca w bok, co nie za bardzo się Harry'emu podobało. Nie lubił być przez kogoś ustawiany, ale widząc, że teraz nie są tak na widoku, jak wcześniej, przemilczał to.
- Sam nie wiem. - Harry zerkną, na stojącego przed nim blondyna. - Spodziewałbym się wszystkiego, ale z pewnością nie pomocy od śmierciożercy.
Drew z beznamiętnym wyrazem twarzy przyjrzał się Harry'emu.
- Nie? Więc dlaczego tu jesteś?
Chłopiec prychną cicho.
- Liczyłem, że to ty mi powiesz.
Blondyn posłał Harry'emu delikatny uśmiech.
- Powiem.
Harry oparł się o stojący za nim posąg jakiejś hybrydy, mając nadzieję, że ten będzie na tyle stabilny, że nie przewróci się pod naporem jego ciała. Na szczęście hybryda ani drgnęła.
CZYTASZ
Primus inter pares
Fanfiction!ZAWIESZONE! Voldemort dowiaduje się, że Harry Potter jest jego horkruksem. Wcale mu się to nie podoba, rozkazuje porwać chłopaka i przyprowadzić go do siebie. Składa Harry'emu propozycję nie do odrzucenia, tylko czy Złotemu Chłopcu się ona spodoba?