Fotel

3.2K 131 10
                                    

-Severusie? - zawołała Hermiona, wchodząc do mieszkania.
-Czego?! - głos dochodził z pokoju na końcu korytarza. Z jego gabinetu, lub jak ona go nazywała „ciemni". Było to jedyne pomieszczenie gdzie okna były szczelnie zasłonięte.
-Już nic - powiedziała zrezygnowanym tonem. Choć powinna być przyzwyczajona do humorów Severusa, od kilku dni skrajnie ją irytował. Weszła do kuchni i zaczęła rozpakowywać zakupy. Praktycznie rzucała zakupionymi produktami. Gdy oderwał się od książki zdziwił się, że nie wparowała do gabinetu jak zawsze. Słyszał jak w kuchni z impetem otwiera i zamyka szafki. Wyszedł ze swojego azylu, by zobaczyć, co biedne meble zawiniły Gryfonce. Oparł się o framugę i przyglądał jej się rozbawiony. Cicho podszedł do niej od tyłu, zakleszczył w swych ramionach i pocałował w szyje.
-Puść mnie - próbowała się oswobodzić, lecz przytulił ją mocniej.
-Co się stało?
-Nic. No zostaw! - wyrwała się i stanęła dalej. Wyciągnęła nóż i zaczęła zacięcie kroić warzywa. Patrzył na nią zdziwiony jej zachowaniem.
-O co ci chodzi?
-O nic. Po prostu mnie zostaw i nie dotykaj. Najlepiej zejdź mi z oczu - jego szok powoli zmieniał się w rozdrażnienie. Nie miał ochoty z nią się kłócić.
-Hermiono zachowuj się jak osoba dorosła - prychnęła tylko i nic nie odpowiedziała. Wrzuciła warzywa do miski. Rozzłościła się jeszcze bardziej, gdy kilka kawałków uciekło na ziemie. Kucnęła, a zbierając je mówiła pod nosem, że to wina Severusa, bo gdyby tak nie stał i patrzy jej na ręce to nic by się nie stało. Kompletnie nie rozumiał zachowania tej młodej czarownicy. Ostatnio była bardzo rozdrażniona. Dziś była gotowa przekląć go za to, że za głośno oddycha. Wyprostowała się gwałtownie tak, że plecami uderzyła o tors Severusa. Znowu chciała się odsunąć, ale był szybszy. Jednym ruchem przekręcił ją twarzą do siebie. Nie patrzyła na niego. Przez zaciśnięte zęby powiedziała tylko:
-Możesz dać mi święty spokój?
-Nie, nie mogę. Teraz jako duża czarownica, dodatkowo podobno jedna z najmądrzejszych, wytłumaczysz co się stało i czemu zachowujesz się jak rozjuszony hipogryf. - Spojrzał na nią z góry, unosząc jedną brew. Używszy tonu jakim przemawiał do swoich uczniów, wcale nie polepszył jej nastroju.
-Mam po prostu dość... A zresztą jako nieprzeciętny Mistrz Eliksirów powinieneś się domyślić - sama tak naprawdę nie wiedziała. Po prostu działał jej na nerwy i to jego wina. Spojrzał na nią jak na wariatkę. Tym razem on się odsunął, odpychając ją od siebie. Kątem oka sprawdził czy nie zrobił tego za mocno.
-Ty jesteś nienormalna. Powiedz wreszcie kobieto, o co ci chodzi i miejmy to za sobą. Zachowujesz się jakbyś była w ciąży. Co mój tytuł mistrza z eliksirów ma do tego? Nie jesteś ingrediencją. Może chociaż wtedy byłoby mi łatwiej cię rozpracować. Jedyna moja umiejętność, jaka mogłaby się tu sprawdzić to Legilimencja, ale przecież mi jej zabroniłaś i wściekłabyś się jeszcze bardziej. No powiedz coś w końcu – odwrócił się w jej stronę. Widział, że nad czymś intensywnie myśli i pewnie w ogóle go nie słucha. Usłyszał jej jęk oraz, że jej złość zmienia się w szok i smutek.
-Nie. Nie, nie. To niemożliwe...- zaczęła mamrotać pod nosem. Podszedł do niej i kucnął łapiąc jej ręce. Nie wyrwała się. Był to dla niego dobry znak.
-Hermiono... Co się stało? - pytanie to padało już wiele razy w trakcie tej rozmowy, ale liczył na to, że w końcu uzyska sensowną odpowiedź. Spojrzała mu w oczy, po czym skierowała swój wzrok na brzuch. - Chcesz powiedzieć, że...
-Nie wiem. Musze iść do apteki.- przerwała mu i ruszyła w stronę wyjścia. Zatrzymał ją.
-Hermiono wystarczy zwykłe zaklęcie sondujące. Nie musisz nigdzie wychodzić.
-Nie. Muszę. - była otępiała. Chciała wyjść wszystko przemyśleć. Nie tak miało być. Dopiero ze sobą zamieszkali. Miała mieć swój staż w ministerstwie. Mieli być tylko we dwoje. Nigdy nie rozmawiali o zaręczynach, a co dopiero o dzieciach. Nawet nie wie czy chciała być matką. Zabawa i przebywanie chwile z czyimiś dziećmi, to coś innego niż posiadanie własnych. Była przerażona. Stała sparaliżowana w korytarzu.
-Chodź. Usiądziesz w gabinecie i to sprawdzimy - pociągnął ją lekko by poszła za nim. Posadził ją w fotelu. Chciał już rzucić zaklęcie, ale go powstrzymała.
-Sama to zrobię – machnęła różdżką, rzucając zaklęcie. Energia rozeszła się po jej ciele. Czuła jak ciepły prąd przeszywa jej ciało promieniując najcieplejszym ciepłem w okolicy brzucha. Wynik był jednoznaczny. Hermiona Granger i Severus Snape właśnie spodziewali się dziecka. Gdy ta wiadomość dotarła do Seva był przeszczęśliwy. Byli ze sobą trzy lata, a mieszkali oficjalnie pół roku, ale posiadanie własnej rodziny było czymś, o czym marzył. Nie chciał jeszcze, by wydarzyło się to tak szybko. Nie chciał nawet naciskać na Hermionę, by zrezygnowała ze swoich planów. Nawet nie był pewny czy kiedykolwiek jej zaproponuje, by założyli wspólnie rodzinę. Była młoda, ambitna i tak szczęśliwa, gdy mówiła o swoich wszystkich planach. Teraz na taką nie wyglądała. Chciał jej dać dużo czasu, by mogła się wycofać ze związku z takim człowiekiem jak on. Był święcie przekonany, że ten dzień właśnie nastąpił. Myślał, że zdecydowała się odejść i tylko nie wie jak mu to powiedzieć, że to właśnie stąd te napady złości. Cisza, która zapanowała miedzy nimi była zbyt długa. Postanowił ją przerwać.
-Nie cieszysz się? - zmarszczyła czoło i spojrzała na niego.
-Severusie... Ja... Nie wiem - ostatnie zdanie wyszeptała.
-Chciałaś odejść? - zapytał w końcu.
-Co?! Nie! Nigdy! - zaprzeczyła od razu.- Myślałam, że jeśli już to nastąpi - tu wskazała na swój brzuch - to za minimum 10 lat. A ty się cieszysz?
-Tak - odpowiedział krótko całując jej dłonie.
-Nigdy o tym nie rozmawialiśmy - westchnęła.
-Nie chciałam cię znowu do czegoś zmuszać. Znałem twoje plany.
-Jak znowu? Nie rozumiem.
-Wystarczyło mi po prostu, że chcesz ze mną być.
-Severusie, co my zrobimy?- jęknęła.
-Co masz na myśli?
-My nie mamy gdzie umieścić dziecka - w tym momencie Hermiona się rozpłakała. Severus, rozbawiony absurdalnym problemem swojej ciężarnej kobiety podniósł ją, posadził na swych kolanach i mocno przytulił.
-Na to Granger mamy jeszcze kilka miesięcy. Zostaw to mnie - pocałował ją w skroń i zaczął drapać po plecach wiedząc, że to ją uspokoi. Gdy przestała płakać przekręciła głowę i pocałowała go w usta.
-Przepraszam - powiedziała cicho.
-Za co?
-No wiesz... No, że tak przez ostanie dni się zachowywałam.
- Jak rozwścieczona wieczna dziewica Dolores Umbridge?
-Raczej nie dziewica... Zważywszy na mój stan - przewróciła oczami.
-Zważywszy na twój stan wspaniałomyślnie ci wybaczam - Chciała coś odpyskować, ale skutecznie uciszył ją pocałunkiem.
-Cieszysz się? - zapytał ponownie.
-Oswajam się z tą myślą - odpowiedziała szczerze i wróciła do czynności, którą właśnie przerwał. Całowali się coraz namiętniej, a poszczególne części garderoby lądowały na ziemi. Severus był zajęty całowaniem szyi oraz dekoltu swojej wybranki, gdy usłyszał:
-Przeklęty fotel - dopiero po czasie dotarł do niego sens jej słów. Dokładnie miesiąc temu z inicjatywy Hermiony kochali się w tym samym miejscu.

Sevmione. MiniaturkiWhere stories live. Discover now