Rozdział 21.1 Biała ściana

18.1K 1.3K 365
                                    

miesiąc później...

Przyroda rządzi się swoimi prawami, a żaden człowiek nie jest w stanie tego zmienić. Ludzki gatunek, tak naprawdę wiele setek lat temu zapomniał, skąd pochodzi, gdzie są jego korzenie — wyodrębniliśmy się. W świecie dziś każdy z nas jest w większym lub mniejszym stopniu egoistą. Na większe zagrożenia reagujemy strachem o samego siebie, wielu z nas prowadzi to do zguby. Gdzie się podziały czasy, gdzie sąsiad sąsiada bronił, gdy ktoś zhańbił jego imię? Matka oddałaby życie za los dziecka, a ukochany nie zdradziłby swojej oblubienicy. Zawsze tego: ja!, ja! Wywyższamy się w tej nieistniejącej hierarchii i zobaczmy, do czego to nas doprowadziło? Wyzywamy się od świń i krów! Dlaczego? Co w świniach i krowach jest złego? Żyją, oddają nam potomstwo, którym będziemy zatykać żołądki milionom ludzi, a ty nadal uważasz, że określenie krowa jest dobre? Powinniśmy brać przykład ze zwierząt, one jako jedyne mają honor. Weźmy na to mrówki, które podczas powodzi zbijają się w grupę liczącą setki, a nawet tysiące osobników, łączą się swoimi pseudo łapkami. Potrafią dryfować tak tygodniami. Dlaczego ludzie nie mogą wziąć z nich przykładu? Bo są małe? Nic nieznaczące? Bo mają cechę, której nam brakuje? Małe, czerwone owady, mają więcej oleju w głowie niż ludzie, obok których przechodzimy codziennie. Bo wiedzą, że same zginą. Więc dlaczego ludzie nie wezmą z nich przykładu? Ja już swoją tratwę mam — nie jest wielka, trzyosobowa — ale jest. A ty? Masz kogoś takiego?

▬▬▬▬♡▬▬▬▬

— Ja nadal nie wiem jakim cudem spaliłaś budyń, a łącznie z nim połowę kuchni? — pyta Greg, kręcąc z niedowierzaniem głową i przejeżdżając pędzlem po ścianie.

— Długo będziesz się jeszcze tak dąsał? — pytam.

— Moja kuchnia... — jęczy. — Spaliłaś mi dziecko.

Zanoszę się cichym śmiechem.

W gruncie rzeczy, sama do tej pory nie wiem, jak i kiedy to się stało. Czy to było przed tym, jak wróciłam myślami do urywków owej nocy, czy przesłuchania, przy którym musiałam wypowiedzieć słowa, które wepchnęły mnie w otchłań piekła?

— Farba się kończy — mamrocze brunet. — Ty maluj, a ja pojadę szybko do sklepu. Zajadę też do 7-Eleven po jedzenie.

Mruknęłam w odpowiedzi, kontynuując malowanie ściany, gdzie wezbrały się grudki.

—Taquitos? — pyta.

— Taquitos.

— Dobra — mówi, wycierając brudne od białej farby palce— tylko błagam, nie gotuj już.

Przy akompaniamencie swojego śmiechu opuszcza mieszkanie, zostawiając mnie z przeszywającą na wskroś ciszą. Tak jak kiedyś cisza i spokój były dla mnie spełnieniem, teraz są przekleństwem. W ciszy się dobrze żyje, gdy koszmary nie próbują się dostać do rzeczywistości.

Odkładam umorusany białą farbą pędzel na wieczku puszki i wycieram po drodze ręce o spodnie, zostawiając na nich długą smugę na udzie. Chwytam w drżące dłonie — kolejna pamiątka po Holdenie — telefon i robię jedyną rzecz, która odsunie mnie od dziennych maszkar. Muzyka. W momencie naciśnięcia „play" pokój rozbrzmiewa ciąg łączących się ze sobą dzięków, które, każda kolejna jest dla mnie jak antydepresant. Dźwięki łączą się ze sobą, aby z ostatnim dźwiękiem stworzyć całość. Zazdroszczę im, ja nie potrafię się zebrać nawet w dwa kawałki z setki porozrzucanych. Łatwiej jest mi się rozpaść na kolejne, niż pozbierać.

Odkładam telefon na stoliku kawowym, który teraz jest przykryty folią i wracam do malowania ściany.

Biała farba jest najlepszym wyborem. Nakładana wielokrotnie potrafi zakamuflować największy brud, a każde nowe malowanie oznacza dla niej nowy początek. Zaczyna od nowa z czystą kartką, dostaje kolejne szanse. W przeciwieństwie do ludzi, którzy muszą chodzić z bliznami, nie tylko na ciele, ale i na duchu.

Moje NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz