—Bo zabiłam ojca— mówię łamiącym się głosem, a po strunach głosowych spływają mi słone łzy. — To przeze mnie on nie żyje! BO GO KOCHAŁAM!
Zabiłam go...
—Że co? Sky nie rozumiem!
Aaron wyrzuca patyk i patrzy na mnie z niedowierzzaniem, a ja zakrywam twarz w dłoniach.
—Zabiłam go, czego tu nie rozumiesz?—krzyczę.
—Sky— uspokaja mnie swoim ciepłym głosem.— Sky, spójrz na mnie— prosi.
Czuję, że jego dłonie chcą złapać moje. Odtrącam je.
Podnoszę się i idę w stronę domu.
-Sky! Zaczekaj! — Ignoruję wołanie blondyna i biegnę przed siebie.
Załzawione oczy utrudniają mi drogę powrotną, co jakiś czas potykam się o jakieś korzenie czy skały.
Po co ja mu to powiedziałam?
Mijam las, wychodzę na ścieżkę prowadząca do domu. Właśnie mam wejść po schodach, gdy w pasie łapie mnie para rąk, które przynoszą mnie z powrotem na ścieżkę.
—Puść mnie! —Jego dłonie przyciągają mnie do swojego torsu. Próbuję się uwolnić, ale on nie poluźnia chwytu. — Aaron! Puszczaj!
Zaczynam uderzać go w klatkę piersiową, kopię go, wyzywam, a on nadal nic. Jego uścisk nie słabnie, nic nie mówi, tylko tuli mnie.
— Puść mnie... — Moje wysiłki słabną, nie mam już siły. — Puść...
Aaron poluźnia uścisk i patrzy na moją twarz, szuka mojego wzroku.
—Spójrz na mnie— mówi delikatnie.
—Przestań... —proszę. Przekręcam głowę na lewo i przegryzam środek policzka, aby się jeszcze bardziej nie rozpłakać.
—Spójrz na mnie Sky. — Wyciąga dłoń, którą trzymał na moich plecach i dwoma palcami przekręca moją głowę, tak że jest teraz prosto.
Jego dotyk mnie uspokaja, nie protestuję, gdy podnosi moją głowę wyżej, jestem teraz na wysokości jego wzroku. Te zielone oczy.
—Przestań... — proszę cicho.
Blondyn patrzy w moje oczy i nic nie mówi. Przygląda mi się i odgarnia z mojej twarzy zagubione kosmyki włosów. Głaszcze mnie grzbietem dłoni po policzku, a drugim zgarnia płynące łzy. Jego dotyk mnie pali, pali żywym ogniem, a ja muszę być masochistką bo mi się to podoba.
—Sky, powiedz mi, dlaczego płaczesz?
Skończ z tym idiotko. — mówi cichy głos w mojej podświadomości.
—Zostaw mnie!
Próbuję się uwolnić, ale on jest zbyt silny. Jestem jak dziecko, słaba.
—Nie. — Jego głos jest poważny i stanowczy. — Porozmawiamy.
—Powiedziałam puść mnie! — krzyczę mu prosto w twarz.
Chłopak odsuwa dłonie z mojej twarzy i przenosi je na moją talię. Podnosi mnie i zanosi w stronę domu.
—Puść mnie! — krzyczę, gdy on nadal mnie niesie. — Nienawidzę cię! Słyszysz?! Nienawidzę cię!
Wchodzimy do środka domu. Jego silne ramiona nadal oplatają ciasno moje ciało.
—Puść mnie!
Jednak tym razem Aaron słucha mnie i sadza mnie na miękkim materiale. Dopiero teraz się rozglądam, jesteśmy w sypialni. Podnoszę się, nie mam zamiaru tu zostać.
CZYTASZ
Moje Niebo
Fiksi Remaja-Dupek - mówię. -Nie. AARON. A-A-R-O-N. Powtórz. -Niech ci będzie, DUPKU. Od lat wznosiłam wokół siebie mur. Cegła po cegle, doświadczenie po doświadczeniu. Mur miał być dla innych fortecą nie do zdobycia, gdzie bezpiecznie przeczekam resztę życi...