Rozdział 5

93 14 4
                                    


Kamil

    Po południu poszliśmy z Leną do naszej ulubionej pierogarni. Może nie widać tego po nas, ale oboje kochamy pierogi, i to w wszystkich odsłonach !

Z serem ? Obowiązkowo !
Ruskie ? Tylko Ona, je jadła, nie przepadałem za nimi, kiedy Lena wręcz pochłaniała je samym wzrokiem.
Z kaszą gryczaną ? Tylko Ja je jadłem, ona wręcz krzywiła się na ich widok.
Z owocami ? Na koniec ! – Kiedy je zamawialiśmy, nasz kelner już wiedział, że zaraz wychodzimy i przynosił nam rachunek.

   Jako, żejesteśmy stałymi klientami często dostawaliśmy na wypróbowanie jakieś noweodsłony pierogów. Pamiętam, jak kiedyś przynieśli nam po 2 pierogi, opiekane, aw środku mieszanka z serem i jagodami, a wszystko było polane miodem. Byłydobre, a wręcz pyszne, ale miały jedną wadę : nie można było ich zjeść więcejniż trzy. Człowiekowi robiło się tak słodko w buzi, jakby połknął półcukierniczki cukru. 

   Około 14, zaczęliśmy się zbierać się zrestauracji. Kiedy wyszliśmy na dwór Lena wydała z siebie, ciężkie westchnięciei spojrzała na mnie.
- Kocham te pierogi, są prawię najlepsze !
-Dlaczego prawię najlepsze ? – zdziwiłem się. Nie rozumiałem do czego zmierza.
- Są prawię najlepsze na tym całym świecie, bo najlepsze na świecie robi TwojaMama !- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
   No tak, zapomniałem. Lena wręczubóstwiała kuchnię mojej Mamy. Fakt, moja rodzicielka ma talent do gotowania,dlatego często rozpieszcza Nas, czyli swoich chłopaków. Mój brat Antek, jakwidzi, że Mama kuchci, coś w kuchni, a tym bardziej coś nowego, to byłby wstanie odwołać nawet spotkanie z Prezydentem i zostać w domu, alby tylkoskosztować kolejnego cuda.
-Gdzie teraz idziemy ? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Lenki.
-Yyy, może do galerii ?
-Serio ? Kamil, od kiedy Ty lubisz chodzić po sklepach ?! – zapytałarozbawiona.
  Fakt. Nie przepadałem, za chodzeniem potysiącach sklepów. Musiałem mieć naprawdę humor, żeby pójść na zakupy. Na szczęście,w moim mieście jest galeria, a dotarcie do niej zajmowało mi nie więcej niż 15minut, więc kiedy tylko naszła mnie chęć pójścia na zakupy (co zdarzało sięmax. 4 razy w roku ), dzwoniłem do Antka albo Leny i szliśmy razem na zakupy.
-A na co Ty masz ochotę ? – zapytałem zrezygnowany.
-Możemy pójść do mnie i zająć Daniela konsole ! – kiedy to mówiła jej głosskoczył o oktawę wyżej.
-To idziemy.
   Zapomniałbym, Lena jest dziewczyną,która kocha grać. Może dlatego, że wychowała się z chłopakami, więc trochęzostało w niej z chłopczycy ? I teraz czas, na kolejną szokującą wiadomość !Lena nie grała w jakieś dziewczyńskie gry, tańczenie, śpiewanie, przy tymokropnie się nudziła, albo po prostu po przebyciu pierwszej rundy nie miałaochoty na następną. Czasami było tak, że ja dłużej grałem tańcząc, niż ona. Ale kiedy włączaliśmy, grystrzeleckie a jeszcze z Zombie, jakby było to możliwe zamiast tęczówek, miałabyserduszka w oczach ! Potrafiła przegrać cały dzień, a kiedy dochodziła północ,była tak zrezygnowana, że musi przestać grać, że szła do swojego pokoju, wmilczeniu ze spuszczoną głową. Nie raz śmieliśmy się z Danielem, z niej. Jakbyła młodsza próbowaliśmy jej wytłumaczyć, że jutro też będzie mogła zagrać inie ma powodu to takiej rozpaczy, ale do niej to nie przemawiało. I nawet terazkiedy ma 16 lat, nadal się tak zachowuję. Wyobraźcie sobie 16-letnie dziewczę,które zaczynana grać o 15 a kończy o północy i idzie z spuszczoną głową wmilczeniu, jak na skazanie do swojego pokoju. Nigdy jej to nie przeszło, mimo wielu naszych prób zmienienia tego, iwiem, że to nigdy się nie zmieni, dlatego już odpuściliśmy z Danielem i PanemArkiem- ojcem Leny.
   Dochodziła 15, kiedy usiedliśmy przedkonsolą. Lena skakała z radości, po każdej przebytej rundzie. Uwierzcie mi tobyło lepsze niż kabaret ! Wyglądałakomicznie, kiedy tak skakała, żeby po chwili szybko wrócić na łóżko i w pełniskupić się na kolejne 2 minuty. Kiedy grała, wyglądała tak, jakby nic się nieliczyło, była tylko ona, pad i telewizor, ale kiedy tylko była przerwa, wracałado tego świata i cieszyła się jakwariat. Zadziwiał mnie jej entuzjazm. Czasami miałem chęć posądzić ją orozdwojenie jaźni, bo tak wtedy się zachowywała.
-Wygrałam, wygrałam !!! Uhhhu. Tak, tak ! – tryumfowała, skacząc cały czas.-Ha, ha, ha ! Kto jest najlepszy, no kto ?! A widziałeś tego zombiaka, którywyskoczył mi zza ściany, myślałam, że już po mnie ! – mówiła, to z takimprzerażeniem, że jakbym jej nie znał i wierzył w zombie, stwierdziłbym, żeprzydarzyło, jej się to naprawdę.- Alepokonałam go !- mówi z szerokim uśmiechem.
-Lena, jest 20, może pójdziemy coś zjeść ?
-Jeszcze tylko jedna runda. – powiedziała to tak słodko, jak jej minka, którąrobiła zawsze, kiedy chcieliśmy przestać grać.
- „Czytaj, 10 rund, do póki nie będzie północy." – w powietrzu zakreśliłemniewidzialny cudzysłów.
- No dobra, chodź pójdziemy coś zjeść, bo w sumie też zgłodniałam.- powiedziałapo czym pociągnęła mnie za rękę do kuchni.
- Tosty ?
-Mogą być. – odpowiedziałem.
   Zabraliśmy się do robienia tostów.Oczywiście normalni ludzie biorą chleb tostowy, smarują go masłem, kładą ser,albo szynkę, na to drugą kromkę chleba i wkładają do tostera. Ale nie My !
Lena właśnie, próbowała, wyciąć z chleba gwiazdkę, która wyglądała trochępokracznie, ale jej tego nie powiedziałem. Ja natomiast, wyciąłem zwykłe kółko,na to położyłem 2 cm kawałek sera i przykryłem drugą zwykłą kromką. Lena swojągwiazdkę, posypała startym serem na tarce. Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby wchwili tarcia sera na swoje tosty, ser wylądował nie tylko na kanapce, ale teżi na całym blacie kuchennym i podłodze. Nasze dzieła kulinarne wsadziliśmy dotostera i czekaliśmy aż się upieką. Kiedy już mieliśmy jeść tosty, złapałem naketchup i polałem swój tost. Lena zabrała się za jedzenie swojej gwiazdki,kiedy przyszedł mi do głowy szatański pomysł. Nalałem na dłoń trochę czerwonegowytworu z pomidorów, oczywiście pod stołem, żeby nie widziała. Musiałemzachować kamienną twarz, ale to było trudniejsze niż się spodziewałem. W środku,aż kipiałem z stłumionego śmiechu. Od stawiłem ketchup na stół jakby nigdy nici pochyliłem się nad stołem, w stronę mojej ofiary. Lena spojrzała na mnie.

 -Czekaj, coś masz na policzku, nie przeszkadza Ci ? – i wyciągnąłem jej stronęzłożoną dłoń, żeby nie zauważyłam ketchupu.
   Na chwile przestała jeść, i nadalpatrzyła mi prosto w oczy. Po chwili, jej cały policzek był w ketchupie, a onawstała i zaczęła, krzyczeć na mnie w żartach i biec w moją stronę. Wiedziałem,że mi nie dopuści, dlatego od razu zacząłem uciekać. Ganialiśmy się po całymdomu, jak małe dzieci. Śmiałem się do rozpuchu. Miałem ochotę opaść na ziemię iskręcać się ze śmiechu, ale nie mogłem to by oznaczało, że przegrałem. A ja nieprzegrywam ! Nie z Nią ! Na chwilę straciłem czujność i po czułem jak ketchupspływa z moich włosów, przez czoło, i chce dostać się do oczu.
Kątem oka zauważyłem jak Lena wybiega z salonu, tryumfując. Teraz nie było jużmi do śmiechu.
   Szybko udałem się do łazienki, żeby nie wybrudzić wszystkiego w jej domu. Wumywalce, zacząłem spłukiwać ketchup z włosów, i otworzyłem na chwilę oczy. Tobył błąd. Ketchup był pikantny, dostając się do mojego oka, wywołam falę łez ikrzyku. Po chwili, usłyszałem jak wbiega do łazienki Lena.
- Co się stało ?! – spytała wystraszona.
- Moje oko. Aaa.
W odpowiedzi usłyszałem tylko jejśmiech.
-Lena, to nie jest śmieszne ! Pieczę jak cholera ! – odburknąłem.
- Już, już, przepraszam. Przepłucz je wodą, powinno pomóc.
  I tak zrobiłem. Czując jak piekło opuszcza moje oko, odetchnąłemz ulgą. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem jak zbity kundel. Naprawdę ! Moje mokrewłosy, opadły mi na czoło, moje prawe oko, było zaczerwienione, a powieka byłaczerwona od tarcia. W lustrze, zauważyłem twarz Leny stojącej trochę, za mną.Przez jej twarz przelała się fala emocji. Szok, poczucie winy, współczucia,miałem wrażenie, że chce mi powiedzieć przepraszam, ale wtedy usłyszałem jejśmiech. Myliłem się. Za to musi być zemsta ! Szybko odwróciłem się iprzyciągnąłem do siebie. Nie spodziewała się, więc miałem przewagę. Miałemnadal mokre włosy, a ona nadal suche. Nim się spostrzegła już i ona miała mokrewłosy. Odwróciłem się w poszukiwaniu jakiś ręczników dla nas. Moja koszulkabyła już mokra na ramionach, a toczące się krople wody po karku łaskotały mnie.Kiedy się odwróciłem, ona zdążyła już uwolnić swoje mokre włosy z koka, ispojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
-No to teraz jesteśmy kwita ! – powiedziała.
  Oniemiałem ! Jej długie włosy, opadałyna jej ramiona, plecy, i klatkę piersiową, przemaczając białą bluzkę, którarobiła się przezroczysta. Jej buzia, niby gniewna, ale jak słodka. A te kropletoczące się jej po policzka. Rannny. Teraz już nie miałem wątpliwości ! Zrozmarzenia, wyrwał mnie odgłos zamykanych wejściowych drzwi. Podałem jej ręcznik,i sam zacząłem osuszać swoje włosy.
- Jest tu kto ? – dochodził głos Pana Arka, z korytarza.
-Tak, jesteśmy w łazience. – od krzyknęła Lena.
-Przygotuj się na docinki.- szepnąłem do niej.
- Bądź cicho ! – skarciła mnie i posłała gniewne spojrzenie.
Kiedy drzwi od łazienki się otworzyły,zobaczyłem rozbawione miny Daniela i Taty tej dwójki.
-U hu hu. Może nie będziemy Wam przeszkadzać. – zaśmiał się Pan Stefański.
-Tato, chyba przeszkodziliśmy młodym w wspólnej kąpieli. – powiedział Daniel poruszającbrwiami.
-Niestety, ale pudło Danielu. – powiedziałem z udawanym grymasem na twarzy.
- Może następnym razem, Ci się poszczęści Brachu. – podszedł do mnie i poklepałmnie po ramieniu.
-Mam nadzieję, że nie zrobiliście mi wnuka ! – powiedział Pan Arek, puszczającdo mnie oczko.
Wtedy Lena wyprostowała się i odrzuciłaswoje długie włosy na plecy.
-Ty ! – powiedziała wskazując na mnie palcem. – Mówiłam Ci, żebyś się nieodzywał.- po czym przeniosła wzrok na Daniela.- Żadnej wspólnej kąpieli nie byłoi nie będzie. A to, że mamy mokre włosy to tylko jego sprawka ! – spojrzała namnie, gniewnie. Który to już raz dzisiaj ? Chyba trzeci. Muszę się obronić !
-Moja ?! A kto oblał mi włosy ketchupem ?
-A kto wysmarował mi cały policzek ketchupem ? To było w zemście ! –powiedziała z rozbawionym wzrokiem.
- Dobra dzieciaki, już spokój. – powiedział Daniel.
- A i spokojnie wnuka nie będzie. – powiedziała spokojnym głosem.
-A szkoda, wielka szkoda już wiedziałem jak go nazwę. Fryderyk Stefański.-zakpił Pan Arek.
Odchrząknąłem.
- Panie Arku, chyba Fryderyk Festa.
-Ej ! Przestańcie. – oburzyła się Lena. – Zaraz się dowiem, że jużzarezerwowaliście mi salę na weselę. – Odpowiedziała ironicznie i wyszła złazienki.
-Uuu.. Chyba zły humorek. – powiedział dramatycznie Daniel.- Może to te dni,kiedy musimy chodzić na paluszkach. – powiedział i zaczął iść do wyjściałazienki, na paluszkach z przyłożonym palcem do ust.
   Po chwili wszyscy się roześmialiśmy iruszyliśmy do kuchni. Mój tost już dawno wystygł, i nie nadawał się dozjedzenia. Ale wtedy z ratunkiem przyszedł Pan Arek, wnosząc do kuchni, świeżoprzywiezioną pizze. Zabraliśmy się do jedzenia. Kiedy po 30 minutach, Lenynadal nie było z nami, poszedłem sprawdzić czy wszystko w porządku. Zapukałemdo drzwi, i otworzyłem nie czekając na „proszę". Siedziała na łóżku, już zsuchymi włosami i intensywnie zapisywała kartkę papieru. Nawet nie spojrzała namnie, kiedy wszedłem. Usiadłem naprzeciwko niej, i dotknąłem jej kolana.Chciałem, aby spojrzała na mnie.
-Lena...- nic.- Przepraszam. Przepraszam, za wszystko.
-Kamil, nie masz za co mnie przepraszać.- nadal coś piszę, na kartce.
-Dlaczego nie przyszłaś do nas zjeść ? – pytam stroskanym głosem.
-Bo piszę, nie widzisz. A tak po za tym nie ma mnie 10 minut. Nie przesadzacie?
Nie wierzę. 10 minut. ? Wybucham śmiechem. Odrywa wzrok od karki i patrzy namnie.
-Lena zaszyłaś się w tym pokoju od jakiś. – spoglądam na zegarek, na jejszafce. – 40 minut. To 4 razy więcej niż myślałaś.
-Jak to ? – pyta zdziwiona. Odłożyła długopis i kartkę, po czym wstała. –Przepraszam, nie wiedziałam. – wybełkotała.- Myślałam...
-Dobrze, ciii. Chodź po prostu ze mną do kuchni.
No i poszła.


Hej :) Przepraszam za moją nieobecność ! Mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy. Zapraszam do komentowania i wyrażania opinii.

Ps. Przepraszam, za błędy.  

Ostatnie wspomnienie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz