Rozdział 20

2.2K 135 16
                                    

Dziś być może przylatuje Loki! Jestem podekscytowana. Nie widziałam go już jakiś czas i mówiąc szczerze to lekko za nim tęsknię.

 Wstałam pełna energi co było dosyć nienormalne dla mnie, przez te koszmary i zwidy popadłam w lekką depresję... W dość nietuzinkowy sposób wyszłam z łóżka bo z niego wyskoczyłam przez przód o mało nie skręcając kostki. Wzięłam jakieś wygodne ciuchy i bieliznę po czym pobiegłam do łazienki biorąc szybki prysznic i ubierając się w czarne materiałowe spodnie z wysokim stanem, czarny t-shirt i biało czarną koszulę w kratę. Włosy zostawiłam rozpuszczone i ubrałam moje czarno szaro białe buty do fitnessu. Nie ćwiczę tego, po prostu te buty są wygodne. Wybiegłam z pokoju biegnąc truchtem w stronę jadalni w której za kilka minut odbędzie się śniadanie. Dziś jest też wielki dzień ponieważ w końcu skończę rękę dla Buckiego. Cieszę się że będzie mógł już normalnie funkcjonować. Weszłam do jadalni gdzie siedział już Clint, Steve i Sam ale nigdzie nie widziałam Jamesa.

-Hejka!- przywitałam się z moimi znajomymi, cała złość na Clinta wyparowała przez noc.

-Cześć, co ty taka wesoła?- spytał Sam.

-Dzisiaj już kończę rękę dla Jamesa.- uśmiechnęłam się. Usiadłam na swoim miejscu niedaleko Steve'a i oparłam głowę o rękę.

-I pewnie też dlatego że przylatuje ten twój Bożek od siedmiu boleści.- mruknął Clint

-Thor przylatuje?- spytał Steve a Clinton tylko prychnął.

-Chciałbyś by to był on- odpowiedział Barton

-Loki przylatuje?- zdziwił się

-Będzie pomagać Anie uporać się z jej mocą- usłyszałam Głos Buckiego.

-Metalowa ręka jak miło cię widzieć- oznajmiłam uśmiechając się do niego co odwzajemnił.

-Weźcie sobie jakiś pokój wynajmijcie kochasie- jeknął Clint

-Co ty dzisiaj taki nie w sosie?- spytał Steve

-Jeden z moich największych wrogów najprawdopodobniej przylatuje dziś by zająć się moja najlepszą przyjaciółką, jak mam być w nastroju?- spytał

-Clint, on nic mi nie zrobi-przewróciłam oczami- Thor na sto procent będzie go nadzorował z Asgardu, wiem jaki jest. Nie pozwoli by coś się stało jego przyjaciołom i jego ulubionej planecie. - oznajmiłam

-Obyś miała rację bo jak nie to osobiście wyrwę mu serce o ile takowe ma - powiedział bez emocji.

-Wychował mnie i nie jestem jakimś zwyrolem czy coś w tym guście- wzruszyłam ramionami.

-Zastanawiam się jakim sposobem nim nie jesteś- westchnął.

-Loki kiedyś taki nie był- oznajmiłam

-Nie był zły do szpiku kości od samego początku?- spytał Sam a ja zaprzeczyłam

-Kiedyś był dumą naszej matki Friggi, potem jak Thor przyniósł mnie z Midgardu zaczęła mnie chować na księżną. Po jakimś czasie Loki zaczął jej pomagać i kiedy Thor pakował się w kłopoty i Odyn i Frigga mieli kupe roboty z doprowadzeniem wszystkiego do porządku to właśnie on się mną opiekował czyli w sumie cały czas, czytał mi baśnie na dobranoc, pokazywał sztuczki magiczne i uczył mnie języków oraz matematyki. Kiedy wydarzył się wypadek przez który zyskałam swoje moce, pomógł mi je opanować do perfekcji. Więc nie sądzę by był zły od samego początku. Wszystko zmieniło się gdy dowiedział się że jest synem Laufeya a nie Odyna. Stracił całkowicie zaufanie do każdego oprócz mnie i Friggi. Potem było już tylko gorzej nie chciał się mnie słuchać gdy mówiłam że to co robi to szaleństwo. Dla mojego własnego dobra dał mi straże które wszędzie za mną chodziły.- opowiedziałam a w tym czasie- a resztę już znacie. No może nie Sam i Bucky ale Steve i Clint tak.-skończyłam opowiastkę

-Ciekawe- skwitował Sam a ja pokiwałam głową potwierdzając.

-Oh, Buck- skierowałam się do Jamesa biorąc gryza kanapki, Chłopak spojrzał się na mnie z zaciekawieniem.- Dziś postaram się skończyć twoją rękę i mam nadzieje że uda mi się ją jeszcze dziś przy montować- oznajmiłam z przyjaznym uśmiechem który odwzajemnił. Widziałam jak Sam spogląda na Steve'a poruszając brwiami i uśmiechając się jak głupi do sera. Wywróciłam oczami wracając do jedzenia. 


Po sowitym śniadaniu poszłam do pracowni wstępując jeszcze na chwile do mojego pokoju po odtwarzacz MP3. Cisza mnie irytuje a jak leci coś w tle to łatwiej mi się skupić na robocie, kiedy nie słyszę dźwięków z zewnątrz moje myśli są bardziej klarowne* i kreatywne. W trakcie drogi włożyłam słuchawki do uszu i puściłam moją ukochaną Playlistę. Schowałam kabel od nich pod koszulkę by nie stopić ich czasem wraz z cyną którą będę spawać odpowiednie części. Weszłam do pracowni chowając MP3 do kieszeni i pogłaśniając muzykę na maksa. Stanęłam przed głównym stołem patrząc się na gołą mechanikę. Wzięłam jeden z wielu elementów i przyłożyłam do odpowiedniego miejsca wzdychając z rezygnacją. To będzie długi dzień. Poszłam do jednej z szafek po lutownice i Moją najukochańszą cynę oraz preldyriard zawiasików i zawiasów które odpowiadają za poprawną motorykę ramienia. Kolejne kilka godzin wyjęte z życiorysu czas zacząć.


Właśnie zaczynała się piosenka "Seven Nation Army" The White Stripes kiedy poczułam dłoń na ramieniu, podskoczyłam wystraszona puszczając jeden z kawałków na ziemie a lutownice rzucając na stół niedaleko prawie skończonej dłoni. Odwróciłam się  w stronę oprawcy stając jednocześnie w pozycji bojowej twarzą w twarz. Napastnikiem okazał się jak zwykle James który chyba chce mnie o zawał serca przyprawić.

-Czy ty mnie do grobu chcesz wpędzić?- spytałam wyjmując słuchawki z uszu.

-Chyba nie, chodź nie jestem pewien- oznajmił śmiejąc się lekko z mojej reakcji.

-Dzięki ci wiesz- wywróciłam oczami- więc z jakiego powodu zakłucasz moją pracę w punkcie kulminacyjnym? Bo w sumie została mi tylko dłoń do dokończenia.- spytałam się, widać było że się lekko zawstydził.

-B-Bo może.... poszłabyśzemnąnalodyjutro?- spytał tak szybko że nie zrozumiałam ani jednego słowa.

-Mógłbyś powtórzyć bo nie zrozumiałam- poprosiłam zakłopotana

-Chciałem się spytać czy poszłabyś ze mną jutro na lody?- powiedział wolniej, zdziwiłam się lekko tą propozycją, wcześniej się mnie nie pytał czy chciałabym pójść tylko przychodził do mnie do pokoju brał z szafy moją kurtkę i rzucał nią we mnie mówiąc że idziemy na lody czy tam do małego kina w Wakandzie na jakiś film a tu przychodzi i się pyta jak człowiek.

-Wow, w końcu się pytasz- zaśmiałam się- i tak, chętnie pójdę z tobą na lody, ale więcej mnie tak nie strasz to na zawał zejdę- uśmiechnęłam się a on wyglądał na szczęśliwego- a teraz jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia to wracam do roboty, a i przyjdź za jakąś godzinę, ramię powinno być gotowe do przetestowania i przy montowania.- powiedziałam do niego a on kiwnął głową wychodząc z pracowni i zostawiając mnie w spokoju na kolejną godzinę.

*Moja reakcja to takie "*0* napisałam dwa trudne słowa w jednym akapicie, Tato!!!! Bądź ze mnie dumny!!!!!!"


Jest Rozdział!!!!, w następnym planuję w końcu dać Buckowi tą jego biedną rękę i wprowadzić Lokiego co mam nadzieje że nie zakończy się tragedią i uda mi się to zrobić :/

Pytania do Bohaterów!!!!! proszę oznaczać je symbolem [P] bo wtedy łatwiej się połapać XP Postacie na następną edycje PDB:

Bucky
Annabeth
Bruce
Clint
A chuj Loki

Now if you excuse me I have to Destroy Jotunheim b0i!!! <3 

Soldier/ Bucky Barnes FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz