Rozdział 32

1K 59 3
                                    

Objaśniłam całą sytuacje Tonemu, wcześniej chowając się do łazienki by nikt mnie nie usłyszał.

-No to rzeczywiście jesteś w dupie. - odpowiedział miliarder. - Peter nie teraz! Rozmawiam. - usłyszałam w słuchawce.

-Peter nie daje spokoju? - spytałam z głupim uśmieszkiem samozadowolenia.

-Nie mów "a nie mówiłam". Znalazł jakiegoś gostka handlującego bronią zrobioną z pozaziemskich źródeł i jest w stu procentach pewien, że może go załatwić sam. - westchnął niczym zmęczony rodzic, na pewno pocierając skronie. - Peter powiedziałem nie teraz! Mam ważny telefon poczekaj na zewnątrz! - krzyknął, a ja zaśmiałam się. - Więc jak to zrobimy?

-"Zrobimy?" Czyli, że się zgadzasz? - spytałam nie będąc pewna.

-Jesteśmy drużyną Ann. Nawet jeśli pomagałaś Capowi, nie odpowiedziałaś się po żadnej ze stron, co szanuję, więc oczywiście że ci pomogę. Poza tym uratowałaś mi życie już z dwa razy, czas się odwdzięczyć, czyż nie? - odpowiedział. - Musisz jakoś upozorować swoje samobójstwo, a skoro możesz kontrolować rzeczywistość to powinno być prostsze. Będę czekać w samolocie z gotowym wszystkim pojutrze. Tak, czy siak, Fury jest mi winny przysługę. Przylecimy do nowej siedziby, a tam ogarniemy coś z tą twoją mocą. Tylko licz się z tym, że znikasz już na zawsze. Już nie będzie ani Annabeth Banner, ani Novy Odinson. Jedynym kontaktem z tym życiem będę ja. Jesteś pewna, że jesteś gotowa poświęcić swoje stare życie? - spytał miliarder, próbując mi uświadomić nie odwracalne szkody które wyrządzę drużynie.

- Dla dobra większości zrobię wszystko, nawet jeśli to oznacza zakończenie mojego życia. Jestem gotowa to zrobić żeby nikomu nic się nie stało. - oznajmiłam doskonale wiedząc na co się piszę, będę musiała zacząć od nowa. Wiem, że najprawdopodobniej popełniam największy błąd mojego życia, ponieważ równie dobrze mogłabym zgodzić się na pomoc Lokiego i Bruca, ale sęk jest w tym, że nie chce ich w to mieszać, i tak mają już wiele na swojej głowie. Loki musi odsiedzieć swoje. Bruce najchętniej zająłby się problemem Buckiego. A James... James najprawdopodobniej mnie nienawidzi za to jak go nazwałam wczoraj i nie chce mnie znać. Reszta też ma swoje problemy które muszą rozwiązać, a ja im tylko przeszkadzam.

-Dasz radę, wiem że jesteś silna psychicznie i nie łatwo jest cię złamać. Odezwę się jutro rano, jak będę miał papiery. Sfejkowanie śmierci pozostawiam tobie. - oznajmił - Widzimy się jutro.

-Do jutra. - pożegnaliśmy się.

Wzięłam swoje ciuchy i poszłam pod prysznic rozmyślając nad tym jak mogłabym umrzeć na kilka godzin, a potem wstać i się wymknąć. Moje moce nie działają na mnie. To było pierwsze co próbowałam, kiedy je dostałam... Trucizna? Praktycznie każda zabija, nawet jak weźmiesz jej tylko odrobinę. Chyba, że... Belladonna znana ze swojej toksyczności jest dostępna w Afryce zachodniej, a ponadto może położyć w śpiączkę atropinową, lub zabić i nie smakuje aż tak źle, ponoć jest słodka...*Jakbym stworzyła swoją kopie, co raczej mi się uda, nazbierała kilka z tych jagód i użyła ich jako trucizny która by mnie zabiła? Napisałabym list pożegnalny tłumaczący "dlaczego popełniłam samobójstwo", schowałabym się gdzieś w pokoju dla pewności, że mi uwierzą, a potem spotkała z Tonym. Tylko musiałabym mieć pewność, że ciało nie rozpłynie się w powietrzu... Jeśli zrobiłabym dokładną kopie swojego ciała. Materialną kopię, która grałaby role mnie i na zawsze pozostała pod ziemią... Z tego co wiem kamień rzeczywistości pozwala mi na wszystko, więc stworzenie ciała nie byłoby problemem... Plan jest praktycznie idealny...

Wyszłam z pod prysznica i przebrałam się w ciuchy, które wzięłam ze sobą idąc tutaj, włosy rozczesałam, a potem związałam luźno gumką z tyłu głowy by kiedy wyschną nie zostały żadne ślady po gumce. Przeszłam z łazienki do sypialni, gdzie nie zastałam nikogo. A Loki tak bardzo mi się odgrażał, że przyjdzie. 

Soldier/ Bucky Barnes FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz