Rozdział 2

3.2K 198 21
                                    

Weszłam na 3 piętro kamienicy i otworzyłam drzwi do mieszkania. Rozpakowałam zakupy i przygotowałam sobie jajecznicę. Usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam spożywać posiłek. 

Moje mieszkanie było całkiem ładne i przytulne ale w niektórych miejscach także trochę zdewastowane. Zawalony regał na książki, urwana i prowizorycznie naprawiona klamka do drzwi, mała dziura w ścianie zasłonięta obrazem oraz zbite lustro w łazience. Autorem tego wszystkiego byłam ja. Robiłam to w momencie gdy ogarniała mnie złość z powodu tego, kim jestem. W takim wypadku, aby ją rozładować, najczęściej uderzałam w coś metalową ręką. Wiem, że przemoc nie jest rozwiązaniem ale to mnie w pewnym stopniu uspokajało.

Włączyłam telewizor i akurat trafiłam na wiadomości. Strzelanina na przedmieściach, kilka przecznic stąd. Nie przejęło mnie to, takie rzeczy bardzo często zdarzają się w Nowym Yorku. Normalni ludzie na moim miejscu pewnie nie wychodziliby wieczorem z domu, ale nie ja. Jedyne czego się obawiałam to tego, że Hydra znajdzie mnie i z powrotem zrobi ze mnie maszynę do zabijania. Jednak nie znaleźli mnie do tej pory a ja nie miałam zamiaru siedzieć jak mysz pod miotłą i całe życie się ukrywać. Zdawałam sobie sprawę z tego, że za kilka tygodni będę zmuszona zmienić moje miejsce zamieszkania aby nie przebywać zbyt długo w jednym mieście. Już do końca życia będę musiała uciekać. 

Do wieczora siedziałam w domu i zajmowałam się zwykłymi czynnościami jak sprzątanie czy gotowanie. Dochodziła godzina 22 a ja siedziałam przy oknie i wpatrywałam się w ciemne, wieczorne niebo, na którym pojawiło się kilka chmur przysłaniających gwiazdy. Postanowiłam wybrać się na spacer do parku. Ubrałam moją ulubioną skórzaną kurtkę, czarne trampki i po chwili już zmierzałam w stronę mojego wcześniej objętego celu. Pogoda wyraźnie się popsuła, zrobiło się chłodno i zaczął wiać lekki wiatr. Gdy po 10 minutach spaceru dotarłam do parku, od razu rozsiadłam się na jednej z ławek. Nie było tam nikogo oprócz mnie. Zastanawiałam się dlaczego tak mało osób wychodzi na wieczorne spacery. O tej porze było przecież najpiękniej. W parku nie świeciła się żadna lampa. Moją twarz delikatnie oświetlał jedynie księżyc, któremu przyglądałam się ze skupieniem. Tego dnia pełnia prezentowała się jeszcze lepiej niż zwykle. 

Nagle lekki wietrzyk zamienił się w mocny wiatr a całe niebo przykryły czarne chmury, z których po chwili zaczęły spadać duże krople deszczu. Było ich coraz więcej. Nałożyłam kaptur na głowę i ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Nie spieszyło mi się, lubiłam deszcz. 

Skręciłam w ciemną uliczkę, w której znajdowało się wejście do kamienicy. W momencie gdy już chwytałam za klamkę, by wejść na klatkę schodową, usłyszałam huk wystrzału broni. Pierwsze co przyszło mi do głowy to Hydra. Rozpętała się burza, pioruny waliły niemiłosiernie z nieba a ja stałam cała przemoknięta w wąskiej uliczce na obrzeżach Nowego Yorku i nie wiedziałam co mam zrobić. Jeśli to Hydra to powinnam uciekać ale jeśli ktoś potrzebuje pomocy?

Wolnym i ostrożnym krokiem ruszyłam w stronę przeciwległej uliczki, na której było jeszcze ciemniej. Zacisnęłam pięści i gotowa do walki wychyliłam się zza ściany. Moim oczom ukazało się dwóch mężczyzn leżących na ziemi w kałuży krwi, obaj byli martwi. Pod ścianą siedział widocznie wycieńczony mężczyzna z kapturem na głowie. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie nie należy on do Hydry lub jakieś innej złej organizacji. Mimo wszystko postanowiłam mu pomóc. Nie byłam bezbronna. 

Mężczyzna został postrzelony w kolano oraz w brzuch, ponieważ uciskał to miejsce z całych sił. Gdy podeszłam bliżej wzdrygnął się lekko i spojrzał na mnie. Był wycieńczony, w jego oczach widziałam tylko ból. Szybkim ruchem chwyciłam go pod ramię i pomogłam mu wstać. Trochę się upierał ale dałam mu do zrozumienia, że chcę mu pomóc więc odpuścił. Metalową ręką podtrzymywałam go mocno nie pozwalając mu upaść. W tej chwili podziękowałam za to przekleństwo, bez którego najpewniej nie dałabym rady. To wszystko kosztowało mnie sporo siły, ponieważ mężczyzna ważył sporo. Nie był gruby, wręcz przeciwnie, był bardzo umięśniony. Przez cały ten czas gdy prowadziłam go do mieszkania próbował mi jakoś pomóc, czułam to, ale był wyczerpany a w dodatku z jego ran sączyło się mnóstwo krwi co dodatkowo go osłabiało. 

Cold Heart ♦ Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz