Rozdział 7

2.4K 174 6
                                    

 Szłam długą ścieżką prowadzącą przez las. Ciemność otaczała mnie ze wszystkich stron. Przerażająca cisza odbijała się echem w mojej głowie. Czułam narastający strach i niepewność tego co przyniosą kolejne kroki. Uniosłam ręce i zaczęłam się im przyglądać. Lewe ramię nie było metalowe. Dotknęłam swojej twarzy i poczułam przyjemne ciepło moich dłoni. Uśmiechnęłam się szeroko.

Cały czas szłam przed siebie, jakby ścieżka prowadziła mnie do konkretnego celu. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam jedynie ogromne drzewa, które pod osłoną nocy przypominały raczej ludzi. Blask księżyca delikatnie oświetlał mi drogę. Przez cały czas to miejsce wydawało mi się dziwnie znajome. 

Nagle zatrzymałam się a moje nogi nie pozwoliły mi ruszyć się z miejsca. Zaczęłam rozglądać się dookoła ale nie zauważyłam niczego konkretnego. Po chwili jednak usłyszałam przerażający krzyk i warkot silnika. Oślepiło mnie ostre światło, przez co na chwilę zasłoniłam oczy ręką. Gdy ponownie spojrzałam przed siebie ujrzałam młodą kobietę, która leżała na ziemi cała we krwi. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo powoli. Nad nią stał mężczyzna ubrany cały na czarno, w długich włosach raz z maską na twarzy. W prawej dłoni trzymał nóż, z którego kapała krew. Mężczyzna pochylił się nad kobietą i podniósł ją do góry. Nie opierała się, nie miała już na to siły. Jedynie z jej oczu spływały łzy jedna po drugiej. Zamaskowany facet przybliżył się do jej twarzy po czym wbił nóż w jej serce aż po rękojeść. W tym momencie wydałam z siebie ciche jęknięcie z przerażenia. Mimo tego, iż w swoim życiu widziałam mnóstwo śmierci a większość z nich była spowodowana przeze mnie, to ta scena bardzo mną wstrząsnęła. Nie mam pojęcia dlaczego. Po prostu poczułam ostre ukłucie serca gdy zobaczyłam jak bezwładne ciało kobiety osuwa się na ziemię. 

Spojrzałam na zamaskowanego mężczyznę a on odwrócił się w moim kierunku. Czułam narastający niepokój ale w dalszym ciągu nie mogłam ruszyć się z miejsca. Wszystkie odgłosy lasu ucichły i słychać było jedynie nasze ciężkie oddechy. 

Nagle mężczyzna zdjął maskę przesłaniającą jego twarz i spojrzał mi prosto w oczy. W tamtym momencie poczułam jak moje serce przyśpiesza a ręce zaczynają się trząść. Od razu poznałam te brązowe tęczówki, które nigdy nie wyrażały szczęścia, jedynie smutek i złość. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć ale w moim gardle pojawiła się gula, która mi to uniemożliwiła. James stał kilka metrów ode mnie i również się nie odzywał. 

Poczułam ostry ból lewego ramienia przez co odruchowo się za nie złapałam. Znów było ono całe z metalu. Zagięłam i wyprostowałam palce kilka razy ale nie poczułam tego. Znów stałam się maszyną do zabijania, czułam to w sobie. Czułam tą narastającą nienawiść do samej siebie.

Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać a mężczyzna jakby rozpłynął się w powietrzu. Usłyszałam stłumiony głos ale nie byłam w stanie zidentyfikować do kogo należał. Po chwili gwałtownie otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji stojącej odruchowo przygotowując się do ataku. Przede mną stał jedynie zdezorientowany James. 

To był tylko cholerny sen. 

- Co się stało? - spytałam i momentalnie opadłam na kanapę, bo poczułam że moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. 

- Straciłaś dużo krwi przez ranę w podbrzuszu przez co zemdlałaś w trakcie naszej rozmowy - James patrzył na mnie tak intensywnie jak jeszcze nigdy dotąd. Przejechałam ręką po swoim brzuchu i poczułam bandaż. Gdyby nie Bucky pewnie już dawno by mnie nie było. 

- Dziękuję - powiedziałam i podniosłam się z kanapy ale ramię Jamesa skutecznie zablokowało mi przejście dalej. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem na co on pokręcił lekko głową. 

- Zostań, powinnaś teraz odpoczywać. Przynieść ci coś? - jego ton głosu był inny. Wyczułam w nim jakby troskę, co bardzo mnie zaskoczyło. Bucky zawsze był dla mnie miły ale teraz miałam wrażenie, że martwi się o mnie. To było dla mnie coś nowego i zarazem tak wspaniałego, że dosłownie poczułam jakby opadł mały kawałek lodu oplatającego moje oziębłe serce. 

- Szklankę wody - odpowiedziałam skupiając wzrok czymś za oknem. 

Już po kilku minutach upijałam spory łyk przezroczystej cieczy. Odstawiłam puste naczynie na stolik i opadłam na oparcie kanapy. James przez cały ten czas nie spuszczał ze mnie wzroku. 

- Często masz takie koszmary? - spytał po dłuższej ciszy - Jesteś niespokojna w czasie snu i zrywasz się nagle. Domyśliłem się, że to przez koszmary - dodał po chwili tłumacząc swoje pytanie. 

- Tak, dość często - odpowiedziałam spuszczając głowę w dół. To, co najbardziej przeraża mnie w moim snach to fakt, iż mogą być one po części prawdą. Nie wiem co robiłam gdy kontrolowała mną Hydra. 

James usiadł obok mnie na kanapie i położył prawą dłoń na moich plecach na co wzdrygnęłam się lekko. Nie byłam przyzwyczajona do takich gestów. Mężczyzna najwyraźniej to poczuł, ponieważ na chwilę odsunął rękę ale po chwili z powrotem zaczął gładzić nią moje plecy. 

Nagle w mieszkaniu rozległ się ostry dźwięk dzwonka do drzwi. Obydwoje gwałtownie podnieśliśmy się do pozycji stojącej. Podeszłam szybkim kokiem do drzwi i wyjrzałam przez wizjer. Przed wejściem stał młody chłopak a w ręce trzymał stos gazet i ulotek. Odetchnęłam z ulgą.

- To tylko roznosiciel ulotek - powiedziałam szeptem do Jamesa i odwróciłam się do tyłu aby wrócić na kanapę. Nie miałam zamiaru mu otwierać, nie w tym stanie. 

Mężczyzna stał dosłownie za moimi plecami więc w momencie gdy się odwróciłam, wpadłam na niego, na co on zatoczył się kilka kroków do tyłu. Chcąc utrzymać równowagę Bucky chwycił się rozwalonego już wcześniej regału, który nie wytrzymał nacisku i złamał się. Stos zakurzonych książek spadł na ziemię a ja od razu schyliłam się aby je podnieść. James zrobił to samo. W czasie gdy ja zebrałam już całą literaturę z podłogi, uwagę mężczyzny przykuł granatowy segregator, który na skutek upadku otworzył się na przypadkowej stronie. Spojrzałam na zdjęcia i wycinki z gazet, które były zamieszczone w przezroczystych koszulkach i w tym momencie moje tętno podskoczyło gwałtownie do góry. Pospiesznie schyliłam się aby zabrać segregator z rąk Jamesa ale on odsunął się nie dając mi na to szansy. Przerzucał strony jedna po drugiej i dokładnie oglądał każdą z nich. 

W segregatorze znajdowały się wszystkie artykuły oraz zdjęcia z gazet na temat Zimowego Żołnierza, które udało mi się znaleźć. Nie raz przeglądałam je nocami wylewając tony łez. W tym segregatorze znajdowała się cała moja mroczna przeszłość udokumentowana w prasie. Chciałam ją zebrać aby dowiedzieć się choć trochę na temat tego, co robiłam gdy byłam pod kontrolą Hydry. 

Spojrzałam na Jamesa, który najwyraźniej był ogromnie zaskoczony tym, co zobaczył. Mimowolnie chwyciłam swoją lewą rękę i przycisnęłam ją mocno do piersi. 

- Co to jest? - głos mężczyzny się załamał a ja nie do końca rozumiałam dlaczego. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że James mimo maski rozpoznał mnie na zdjęciach i dowiedział się kim jestem.

Spanikowałam i wyrwałam mu segregator z rąk. Bucky spojrzał na mnie ale chwilę później odwrócił wzrok. 

- Co wiesz o Zimowym Żołnierzu? - głos Jamesa nie był już tak troskliwy i opiekuńczy jak przed chwilą. W tamtym momencie nie wyrażał on żadnych uczuć. 

Postanowiłam stawić czoła mojej przeszłości. Nie chciałam już dłużej tego w sobie ukrywać. Teraz albo nigdy. 

_________________________________________________

Przepraszam, że nie wstawiałam nic tak długo. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. 
Do następnego :)



Cold Heart ♦ Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz