Rozdział 11

2.1K 142 9
                                    

 Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Dookoła mnie panowała przytłaczająca cisza. Słyszałem swój niepewny oddech i nierównomierne bicie serca. Ciemność również otaczała mnie ze wszystkich stron. Chciałem się podnieść ale poczułem, że moje ręce są unieruchomione. Zacząłem się szarpać na wszystkie strony. W tej chwili nawet metalowa ręka nie dawała rady. Znów poczułem się tak samo jak wtedy, gdy byłem niewolnikiem Hydry. Oni często zostawiali mnie w takiej sytuacji, bo doskonale znali mój największy strach. Najbardziej bałem się samego siebie. Dlatego w tamtej chwili próbowałem zachować spokój, nie chciałem okazywać im swoich słabości. 

 Po dłuższej chwili siedzenia w ciszy poczułem jak narasta we mnie złość, której nie mogłem opanować. Nie chciałem uwalniać z siebie Zimowego Żołnierza ale czułem, jak powoli on zaczyna przejmować kontrolę. Próbowałem się uspokoić. Zamknąłem oczy i oddychałem głęboko w nadziei, że złość mi przejdzie. Moja prawa dłoń trzęsła się niemiłosiernie a czoło stało się mokre od potu. 

- Cholerna Hydra! Czego ode mnie chcecie? - krzyknąłem i w tym momencie drzwi na przeciwko mnie otworzyły się. 

Na początku światło oślepiło mnie przez co nie mogłem dostrzec niczego konkretnego. Po chwili mój wzrok wyostrzył się i zobaczyłem dość wysokiego, dobrze zbudowanego, czarnoskórego mężczyznę z przepaską na oku. Zmierzył mnie swoim przenikliwym wzrokiem i zaczął zbliżać się w moją stronę. 

- Panie Barnes, my nie jesteśmy Hydrą - zatrzymał się w krótkiej odległości przede mną - Nazywam się Nick Fury i jestem dyrektorem S.H.I.E.L.D - po tych słowach przerwał swoją wypowiedź jakby czekał na moją reakcję. 

Nie miałem pojęcia co mam myśleć. Nie wiele wiedziałem o tej organizacji i zastanawiałem się jaki jest ich stosunek do mnie. Przypomniałem sobie też o blondynie, z którym się spotkałem. Czy miał z tym wszystkim coś wspólnego? Czy wiedział? A może sam to wszystko zaplanował? 

W moim życiu pojawiło się jeszcze więcej pytań, na które nie znałem odpowiedzi. 

- Nie chcemy zrobić panu krzywdy, ale słyszeliśmy, że jest pan bardzo niebezpieczny dlatego wolimy być ostrożni - zbliżył swoją twarz do mojej - jeśli będzie pan współpracował to nie stanie się panu nic złego - poczułem ukłucie w prawym ramieniu. 

Po chwili ciężkie kajdany krępujące moje ruchy rozluźniły się a dwóch mężczyzn podniosło mnie do pozycji stojącej. Czułem się bardzo osłabiony. Widziałem i słyszałem wszystko ale nie bylem w stanie ustać samemu na nogach. Musieli mi wstrzyknąć coś na uspokojenie. 

Wyprowadzili mnie z ciemnego pomieszczenia i skierowali się wzdłuż korytarza. Prowadził on do oszklonego ze wszystkich stron biura, w którym znajdował się ogromny, drewniany stół. Posadzili mnie na krześle a ja nie mogłem nawet utrzymać głowy w górze, przez co opuściłem ją w dół. Nagle usłyszałem krzyki a po chwili usłyszałem jak szklane drzwi gwałtownie się otwierają. Zmusiłem się do podniesienia głowy chociaż na chwilę. Ujrzałem blondyna, który szarpał się z kilkoma mężczyznami. Tego samego blondyna, z którym spotkałem się w parku. 

- Zostawcie go! - krzyknął i wyrwał się w moją stronę - co mu zrobiliście? Dlaczego? - chciałem się odezwać ale nie miałem siły. 

- Nic mu nie będzie Kapitanie - do pomieszczenia wszedł ten sam czarnoskóry mężczyzna, który przedstawił się jako dyrektor tej całej organizacji. 

- Dlaczego to zrobiliście? On nie jest niebezpieczny, jest moim przyjacielem - zaczął tłumaczyć Steve. Przypomniałem sobie jego imię. 

- Jesteś tego taki pewien Rogers? - mężczyzna zaśmiał się cicho pod nosem i wskazał na rzutnik, na którym pojawiło się mnóstwo nagrań. Każdy z nich przedstawiał Zimowego Żołnierza. Nie pamiętałem tych sytuacji ale pamiętałem wszystkie te przerażone twarze ludzi, którzy nie byli niczemu winni. 

Steve patrzył przez dłuższy czas na nagrania a potem spojrzał na mnie. W jego oczach widziałem ból. Spuściłem wzrok. Byłem winny i właśnie taki się czułem. Pomyślałem w tej chwili o Emily, która być może martwiła się o mnie, ponieważ nie wracałem do domu. Chciałem ją zobaczyć chociaż ostatni raz i przeprosić ją za to, że narobiłem jej niepotrzebnych problemów. 

Do pomieszczenia weszła rudowłosa kobieta, która popatrzyła na wszystkich i zawiesiła swój wzrok na mnie a później spojrzała na rzutnik. 

- Nick , co to ma znaczyć? - spytała nagle a Steve podszedł do niej.

- Romanoff to nie twoja sprawa - czarnoskóry podniósł ton głosu.

- Nie tak miało być - twarz rudowłosej nie wyrażała żadnych uczuć. Była znakomicie wyszkolona w ukrywaniu swoich emocji. 

- Natasha ma rację, inaczej się umawialiśmy - do rozmowy wtrącił się Steve - miałem z nim tylko porozmawiać a wy zrobiliście z niego więźnia!

Już niczego nie rozumiałem.  Czułem się zagubiony. 

- Zmieniłem zdanie. On jest niebezpieczny a my musimy zachować ostrożność - dyrektor Tarczy spojrzał na blondyna - przykro mi Kapitanie ale na razie nie możemy go wypuścić. 

- Miałem cię za honorowego człowieka Nick - Steve zacisnął pięści i ruszył w jego stronę ale rudowłosa kobieta, stojąca obok niego, położyła dłoń na jego ramieniu i szepnęła mu coś do ucha przez co mężczyzna zatrzymał się. 

Cała ta sytuacja strasznie mnie irytowała. Uważali mnie za potwora i wcale im się nie dziwiłem ale Steve oraz ta kobieta bronili mnie. Czułem narastającą we mnie wściekłość ale nie mogłem nic zrobić. Próbowałem się nawet podnieść ale substancja, którą mi wstrzyknęli była bardzo silna. Znów poczułem się bezradny. Nienawidziłem tego uczucia. 

- Dość tego, zabrać go z powrotem - czarnoskóry skinął głową a dwóch mężczyzn podniosło mnie gwałtownie do góry. 

Zanim wyprowadzili mnie z pomieszczenia spojrzałem na blondyna, który patrzył na mnie ze strachem i smutkiem. Był gotowy do ataku ale rudowłosa nadal trzymała rękę na jego ramieniu. 

Perspektywa Kapitana 

Patrzyłem jak agenci wyprowadzają Jamesa do celi. Chciałem coś zrobić, zaatakować ich. Wiedziałem jednak, że to by nic nie dało. Natasha obiecała mi pomóc go stąd wyciągnąć, ponieważ oboje wiedzieliśmy, że Nick jest nieugięty i nie pozwoli wypuścić Buckiego. 

Nie wiem dlaczego Fury tak się zachował. Straciłem do niego zaufanie. 

Spojrzałem ostatni raz na dyrektora i opuściłem pomieszczenie w pośpiechu, a zaraz za mną Natasha. Skierowałem się do wyjścia z budynku, musiałem przemyśleć całą sytuację. 

- Masz jakiś plan? - spytała nagle Romanoff, która przez cały ten czas dotrzymywała mi kroku. 

- Mam pewien pomysł - zatrzymałem się i stanąłem z kobietą twarzą w twarz. 

Chmury przesłaniały całe niebo. Mocny wiatr uginał korony nawet największych drzew. Drobne krople deszczu zaczęły opadać na ziemię. Zaciągnąłem kaptur na głowę i rozejrzałem się nerwowo na boki. Nikogo nie zobaczyłem ale nadal nie byłem pewien czy ktoś nas nie śledzi. 

- Tego wieczoru, gdy po raz pierwszy spotkałem Jamesa, on nie był sam - spojrzałem na Natashę - była z nim jakaś dziewczyna. Nie wiem kim ona była ale oni się znali, miałem wrażenie że nawet dość dobrze. 

- Ona może nam pomóc go wyciągnąć - Natasha powiedziała to tak cicho, że zagłuszały ją nawet krople deszczu obijające się o dach altanki, która znajdowała się niedaleko nas. 

Mimo wszystko ja usłyszałem jej słowa i pokiwałem energicznie głową. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, jakby kobieta czytała mi w myślach. Cieszyłem się, że mam przy sobie kogoś, kto tak dobrze mnie rozumie. Nie wiem czy sam dałbym sobie radę w tej sytuacji. 

- Dokładnie, tylko jest mały problem. Nie znam jej, nie wiem nawet jak ona się nazywa - rozejrzałem się jeszcze raz na boki, tak dla pewności. 

- Wymyślimy coś, musimy ją znaleźć - rudowłosa uśmiechnęła się lekko pod nosem a ja już wiedziałem, że zrobię wszystko aby uratować Buckiego. 

Nie mogę znowu stracić najlepszego przyjaciela. 

Cold Heart ♦ Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz