Siedziałam na mojej brzydkiej, obdartej ze wszystkich stron kanapie i wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie. Głębia jej błękitnego koloru przemawiała do mnie, jak jeszcze nigdy. Przypominała mi niebo, które w samo południe słonecznego dnia patrzy na wszystkich z góry i uśmiecha się niewidocznie. Był to błękit spokojnego jeziora, które w gorący dzień przynosi ukojenie. Błękit niebieskich oczu, które są zawsze uśmiechnięte, choć czasem są już zmęczone udawaniem i ujawniają swoją wewnętrzną gorycz. Czułam się niezwykle związana z tym kolorem, jakbym przeżyła z nim całe moje życie, jakby towarzyszył mi na każdym kroku. Śledził mnie, ale ja nie miałam nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, dzięki temu mogłam rozkoszować się jego głębią i po kolei odkrywać wszystkie jego warstwy.
Wszystko co miałam w życiu, było mi bez przerwy odbierane. Wspomnienia. Imię. Rodzina. Historia. Przyjaciele. Nie miałam nic, choć pragnęłam mieć tak wiele.
- Miałem nadzieję, że ty pomożesz mi go wyciągnąć - głos Rogersa przerwał tą palącą ciszę w mojej głowie.
Opowiedział mi o wszystkim, co wydarzyło się tamtego wieczoru. Z początku nie mogłam w to uwierzyć ale jego wyraz twarzy wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie ma ochoty na żarty. Wiedziałam, że Tarcza nie jest przyjaźnie nastawiona do Zimowego Żołnierza. Uważali go za wojownika, działającego na korzyść Hydry. Niestety taka była prawda ale teraz oboje razem z Jamesem próbowaliśmy się od nich uwolnić.
- Myślałam, że ty i Fury współpracujecie - powiedziałam i spojrzałam na Kapitana. Był widocznie przygnębiony całą tą sytuacją.
- Też tak myślałem - usiadł na kanapie i przejechał ręką po twarzy - wydaje mi się, że on po prostu się zagubił w tym wszystkim. Nie jest zły, ale coraz trudniej jest mu rozróżnić zło od dobra.
Między nami znów zapadła cisza. Nie była ona jednak niezręczna. Był to czas, w którym każde z nas mogło przemyśleć całą sytuację. Chciałam uratować Jamesa ale nie wiedziałam, czy mogę w stu procentach zaufać Rogersowi. Poza tym zastanawiałam się czy Kapitan wie o tym, kim tak na prawdę jestem. A jeśli nie - to czy gdyby wiedział, prosiłby mnie o pomoc? A co jeśli on również uznałby mnie za przestępcę, którego należy zamknąć i trzymać pod kluczem dla bezpieczeństwa? Na Buckiego patrzył pod pryzmatem starej przyjaźni, znał go bardzo dobrze i wiedział, że James nie jest zły. Mnie jednak nie znał, a więc mógł oceniać jedynie po czynach, które popełniłam. Mimo, iż od dawna już nie działam jako Zimowy Żołnierz, to przeszłości nie da się wymazać. Ona pozostaje i po części kształtuje naszą osobowość. Można próbować się od niej odciąć, odizolować. Jednak nawet gdy my zapomnimy, świat nigdy tego nie zrobi. On jest cholernie pamiętliwy i nie odpuszcza tak łatwo. Wpływa na nas, rozdrapując stare rany i w ten sposób oddziałuje na nas.
Ludzie nie wiedzieli wiele o Zimowym Żołnierzu, a mimo to osądzili go i wydali wyrok. Nie znali prawdziwej historii skrzywdzonych niegdyś ludzi, którym nie pozwolono umrzeć, a zamieniono ich w maszyny do zabijania. Nie wiedzieli o dwóch lodowatych sercach, które pragnęły jedynie wolności. Wystarczyło tylko, aby ktoś uwierzył w to, że należy im się druga szansa.
Wiedziałam, że nie mogę zostawić Jamesa samego. On był jedyną osobą, która rozgrzewała moje zamrożone serce.
- Uratujemy go, za wszelką cenę - odezwałam się nagle co widocznie zaskoczyło Rogersa, ponieważ z początku spojrzał na mnie zdezorientowany i zaskoczony. Po chwili jednak uśmiechnął się delikatnie a w jego oczach dojrzałam coś, co pomogło mi uwierzyć w jego dobre intencje. Jakaś iskra, która przekonała mnie, iż Kapitan Ameryka to prawdziwy bohater z krwi i kości i zrobi wszystko aby uratować swojego przyjaciela.
Perspektywa Jamesa
Siedzenie w małej, wilgotnej celi nie było przyjemne. Każda minuta trwała w moim odczuciu jak nieskończoność. Czułem się bezradny.
Nagle ciężkie drzwi otworzyły się z trzaskiem i stanęło w nich kilku umięśnionych strażników. Wstrzyknięcie mi substancji osłabiającej mój organizm, było już standardową procedurą przed każdym wyprowadzeniem mnie na zewnątrz. Nie miałem pojęcia czym była ów substancja, ale działała na mnie znakomicie. Ledwo starczało mi sił aby utrzymać głowę w pionie, a co dopiero na to aby stawić jakikolwiek opór.
Strażnicy wyprowadzili mnie tylnym wyjściem z bazy Tarczy i wepchnęli do czarnego vana, który czekał podstawiony pod drzwiami. W środku panowała ciemność rozjaśniona jedynie słabą żarówką, która bujała się podczas skrętów pojazdu. Na przeciwko mnie siedział mężczyzna, ubrany w czarny garnitur. Zbliżył się do mojej twarzy i zdjął czarne okulary. Wielka blizna przechodziła po całej długości jego prawego policzka. Była świeża.
- Co Panie James, zachciało się normalnego życia? - jego zachrypnięty głos podrażnił moje uszy - myślałeś, że Hydra cię nie znajdzie? - po tych słowach zacisnął pięść na mojej twarzy.
Poczułem jak ogarnia mnie strach. Dlaczego nie zorientowałem się wcześniej, że mnie namierzyli? Wiedziałem, że z nimi nie wygram w pojedynkę. Oni stworzyli Zimowego Żołnierza, i to im jest on posłuszny.
- Wystarczyło jedynie podsunąć dyrektorowi Tarczy historyjkę o tym, że to ty zamordowałeś jego agentów na północy i popatrz - klasnął w ręce widocznie zadowolony z siebie - podał mi ciebie prosto na tacy.
Fakt, dwa tygodnie temu na północy stanu, baza Tarczy została zaatakowana, a wszyscy broniący jej agenci okrutnie zamordowani. Nie miałem z tym jednak nic wspólnego. Hydra była sprytniejsza niż mi się wydawało.
- Jak mnie znaleźliście? - udało mi się wydusić z siebie tylko to pytanie, choć po głowie krążyło mi ich o wiele więcej.
Po samochodzie rozszedł się paskudny śmiech mężczyzny.
- Myślałeś, że pozwolimy tak po prostu odejść Zimowym Żołnierzom? Zostaliście stworzeni po to, aby wykonywać nasze rozkazy - znów przybliżył się do mojej twarzy.
W tym momencie zrozumiałem, że jest jeszcze gorzej niż przewidywałem.
- Tak, wiemy że zaprzyjaźniłeś się z Obiektem 04 - mężczyzna znów się zaśmiał - to takie urocze. A teraz, gdy ona przyjdzie cię bohatersko uratować, my upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Obiekt 04? - spytałem a mężczyzna jedynie spojrzał na mnie rozbawiony.
Ta nazwa sprawiła, iż poczułem mocne ukłucie w sercu. Traktowali nas jak rzeczy, które nie miały większego znaczenia. Pomyślałem o Emily, która zasługiwała na o wiele więcej niż bycie tylko obiektem. My również byliśmy ludźmi, mieliśmy uczucia i emocje, ale Hydra przez cały czas je tłumiła.
- A co, mieliśmy mówić do was po imieniu, jak w przedszkolu? - mężczyzna powiedział z kpiną i oparł się plecami o ścianę samochodu - 04 była pierwszym obiektem, który przetrwał. Wcześniej testowaliśmy serum ale żadne z osób tego nie przeżyło. Ty byłeś drugim Zimowym Żołnierzem.
Podawali niewinnym ludziom substancję aby zamienić ich w super żołnierzy, a gdy serum było zbyt silne, po prostu pozwalali im umrzeć. Hydra była okrutna.
Mogli mnie zabić, to już nie miało dla mnie większego znaczenia. Chciałem tylko uratować Emily. Nie miałem pojęcia, w którym momencie zacząłem się o nią martwić bardziej niż o siebie. Dzięki niej poznałem nowe uczucia i nie mogłem pozwolić na to, aby Hydra znów mi je odebrała. Jeśli miałem umrzeć, to chociaż ze świadomością, iż ginę w dobrej intencji.
CZYTASZ
Cold Heart ♦ Bucky Barnes
FanfictionBucky Barnes wyrządził wiele zła jako Zimowy Żołnierz, którym stworzyła go Hydra. Co jeśli nie jest on jedyną ofiarą złowrogiej organizacji. Co się stanie, gdy Bucky spotka kogoś, kto skrywa taką samą tajemnicę jak on. Połączy ich chęć zemsty na Hyd...