Rozdział 6

2.7K 180 30
                                    

Przez następne 2 tygodnie wiele się zmieniło. Znalazłam nową pracę w warsztacie samochodowym, gdzie zajmowałam się sprzątaniem. Z wypłaty udawało mi się opłacić czynsz oraz kupić niezbędne produkty. Cieszyłam się, że podczas wykonywania zleceń Hydry zawsze nosiłam maskę, przez co pozostawałam anonimowa. Dzięki temu, mogłam teraz swobodnie chodzić po ulicach i nikt nie wiedział, kim tak naprawdę jestem. 

James w dalszym ciągu mieszkał ze mną. Czuł się już znacznie lepiej ale mimo to nie pozwoliłam mu się wyprowadzić. Chciałam aby doszedł do siebie w stu procentach, poza tym było mi miło, że nie musiałam całych dni spędzać sama. Może i byłam bezlitosnym żołnierzem, który zabijał niewinnych ale czułam się samotna. Bardzo brakowało mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać i spędzić wspólnie czas. Z dnia na dzień, czułam jak coraz bardziej zanika we mnie Zimowy Żołnierz. W dalszym ciągu miewałam koszmary i napady lęku ale moje serce jakby zmiękło. 

Zachowanie Barnesa także się zmieniło, częściej się uśmiechał i stał się bardziej wygadany. Potrafiliśmy przesiedzieć całą noc rozmawiając na nic nie znaczące tematy. Znaliśmy się zaledwie 2 tygodnie ale połączyła nas pewnego rodzaju więź. Mimo to nie wyjawiłam mu mojej największej tajemnicy, bałam się. Gdyby zobaczył moje metalowe ramię, pewnie uznałby mnie za potwora, którym rzeczywiście byłam. Wydawało mi się jednak, że przy Buckim jestem zupełnie kimś innym. W głębi duszy byłam zwykłym człowiekiem. Zimowy Żołnierz był jedynie kokonem, który otaczał mnie ze wszystkich stron i nie pozwalał mi się wydostać.

Wracałam do domu, była godzina 19:00. Tego dnia musiałam zostać dłużej w pracy. Gęste, burzowe chmury przykryły niebo, zerwał się silny wiatr. Przechodziłam przez wąską uliczkę, parę przecznic od kamienicy w której mieszkałam, przez pogodę było w niej jeszcze ciemniej niż zazwyczaj. 

Usłyszałam szybkie kroki za swoimi plecami na co gwałtownie się odwróciłam. Zamaskowany mężczyzna wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym zamachnął się aby zadać cios. Bez większego problemu zablokowałam jego ruch i wykręciłam mu rękę, powalając go przy tym na ziemię. W tym momencie zostałam mocno pociągnięta za ramię, na co zatoczyłam się do tyłu. Uderzyłam kolejnego napastnika z metalowej pięści w twarz a on upadł. Przede mną pojawiło się pięciu umięśnionych i zamaskowanych mężczyzn. 

- Nie szukam kłopotów - powiedziałam odchodząc kilka kroków do tyłu. Zetknęłam się z kolejnym mężczyzną, który spojrzał na mnie prześmiewczo. 

- My też nie - odpowiedział z ironią w głosie. Uliczka na moment rozjaśniła się przez błysk piorunów. Z nieba zaczęły spadać wielkie krople deszczu. Było ich coraz więcej. 

Zacisnęłam pięści i uderzyłam napastnika w brzuch. Kolejny zaczął się do mnie zbliżać ale zwinnie wyminęłam jego cios i kopnęłam go z całej siły w kolano. Reszta mężczyzn otoczyła mnie. Chwyciłam jednego za rękę i pchnęłam go na pozostałych. Poczułam ostry ból gdy zorientowałam się, że jeden z napastników wbił mi nóż w podbrzusze. Wyciągnęłam go pospiesznie i zamachnęłam się na mężczyznę. Dźgnęłam go w nogę i odepchnęłam na ziemię. Pozostali zdążyli już wstać. Zostałam odciągnięta przez jednego mężczyznę do tyłu lecz wywinęłam mu się i uderzyłam go w twarz. Kopnęłam kolejnego napastnika w brzuch. Następny chciał mnie uderzyć ale złapałam jego dłoń w metalowe ramię i zacisnęłam mocno. Usłyszałam chrzęst kości, na co mężczyzna głośno krzyknął. 

Nagle usłyszałam syreny policyjne, zbliżające się do uliczki. Chwyciłam ostatniego napastnika za gardło i pchnęłam go na ścianę. Wszyscy mężczyźni leżeli na ziemi, kilku z nich było przytomnych ale nie wstawali. Pospiesznie przeszłam za budynek i skierowałam się w kierunku mojego mieszkania. Słyszałam w oddali krzyki policjantów oraz zamaskowanych mężczyzn. Uśmiechnęłam się lekko na myśl o tym, że tak naprawdę pomogłam im złapać przestępców. Nie zabiłam ich, tylko obezwładniłam. Nie ogarnęła mnie chęć zabijania, byłam z siebie dumna. Po raz pierwszy w życiu mogłam przyznać, iż ta cholerna metalowa ręka przyczyniła się do czegoś dobrego. 

Poczułam ból podbrzusza i automatycznie ucisnęłam to miejsce ręką. Szybkim krokiem zmierzałam w kierunku kamienicy. Z trudem weszłam na 3 piętro i przekręciłam klucz w zamku. Weszłam do mieszkania i oparłam się o regał, stojący po prawej stronie. Kilka książek spadło na ziemię. Na korytarz wszedł James, w dresowych spodniach i czarnej bluzie z kapturem. Podszedł do mnie, chwycił pod ramię i zaprowadził do salonu. Przyniósł apteczkę i zaczął opatrywać moją ranę. Zaśmiałam się cicho pod nosem na co mężczyzna spojrzał na mnie pytająco. 

- Jakieś dwa tygodnie temu, to ty siedziałeś na tej kanapie a ja opatrywałam twoje rany - James również się zaśmiał. To był chyba był pierwszy raz odkąd się poznaliśmy, gdy widziałam jego szczery uśmiech. 

- Co się stało? - spytał nagle i w tym momencie skończył nakładać opatrunek. Usiadł obok mnie na kanapie.

- Jakieś dzieciaki zaczepiły mnie na przedmieściach, to nic takiego - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok nie chcąc dalej drążyć tego tematu. Kątem oka widziałam, że James przez chwilę wpatrywał się we mnie ale potem odwrócił wzrok. Wiedziałam, że mężczyzna domyślał się tego, iż moja odpowiedź nie była do końca prawdą. 

Siedzieliśmy na kanapie a nasze spojrzenia wędrowały gdzieś po pokoju. W mieszkaniu słychać było jedynie deszcz obijający się o szyby oraz ostre grzmoty, które pojawiały się w akompaniamencie błysków. Cisza, która trwała między nami była kojąca i nie wprowadzała nas w zakłopotanie. Po dłuższym czasie zorientowałam się, że nasze oddechy złapały wspólny rytm. Nabieraliśmy i wypuszczaliśmy powietrze w tym samym momencie. Zwykła rzecz, lub nawet zbieg okoliczności sprawił, iż poczułam nagłą potrzebę powiedzenia Buckiemu kim tak naprawdę jestem. Czułam, że muszę wyznać mu prawdę bez względu na konsekwencje. Miałam wrażenie, że on mnie zrozumie. 

- Muszę ci coś powiedzieć - wypowiedzieliśmy te słowa w tym samym momencie. Nasze spojrzenia spotkały się. Wpatrywałam się w jego oczy jak w nocne niebo, które mieni się milionami gwiazd. Dostrzegłam w nich także kroplę bólu i smutku. 

- Mów pierwsza - James skinął głową ale nie odwrócił wzroku. Żadne z nas tego nie zrobiło. 

- Moje może poczekać, ty mów pierwszy - skierowałam oczy w dół i przejechałam ręką po twarzy.

James podrapał się po głowie i przez chwilę bardzo intensywnie się nad czymś zastanawiał, co wywnioskowałam po jego zmarszczonym czole. W końcu wstał i przeszedł się nerwowo po pokoju. Ja również podniosłam się z kanapy i śledziłam uważnie każdy jego ruch. Po chwili mężczyzna założył ręce na głowę i spojrzał na mnie.

- Emily, ja jestem... - nie usłyszałam reszty wypowiedzi Jamesa, ponieważ poczułam ostry ból podbrzusza. Straciłam równowagę a ostatnim co pamiętałam był głos Buckiego, później widziałam już tylko ciemność.


______________________________________

Dziękuję bardzo wszystkim, którzy czytają moje opowiadanie. Przepraszam za długie przerwy między rozdziałami, postaram się je dodawać szybciej :) 

Cold Heart ♦ Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz