2.

3.1K 245 63
                                    


Mam apel do piszących FF z Teen Wolfa :)

Proszę o więcej Steterów :)

*Sprawdzony

***


 —  Cóż, nic dziwnego, że mam samoloty — mamrocze pod nosem. — Gdyby to chociaż pomogło, to byłoby super, ale nie... Prawdopodobnie będę mieć tylko kaca. — Zastanawia się, co porabia reszta, a głównie myśli o Scottcie. Byłby naprawdę szczęśliwy, gdyby przyjaciel chociaż zadzwonił i zapytał, dlaczego nie było go w szkole, ale czego on wymaga? Pomiędzy poskramianiem wpływu pełni, a wgapianiem się w Allison, to McCall raczej nie znalazł chwili na to, żeby zorientować się, że Stiles jest nieobecny.

Nieświadomie podnosi telefon z poduszki i kilkakrotnie obraca go w dłoni, zanim decyduje się na odblokowanie go. Przez chwilę gapi się na zdjęcie Lydii, które ma na tapecie. Czuje się trochę jak zboczeniec, bo ona nie jest zainteresowana i dała mu to do zrozumienia wystarczającą ilość razy, żeby to do niego dotarło. Bez chwili zastanowienia usuwa wszystkie fotki Martin, jakie tylko znajdują się na jego karcie pamięci. Teraz po wpisaniu kodu blokady – który również zmienił – wita go standardowe niebieskie tło. Nie wie, dlaczego ten kolor, ale wywołuje on u niego jakiś spokój i dlatego stwierdza, że to najlepsza opcja. Zrównoważenie psychiczne jest niezbędne, żeby jakoś funkcjonować w społeczeństwie, a przebywanie z włochatymi przyjaciółmi i kilkakrotne bliskie spotkanie ze śmiercią odrobinę zachwiało jego umysłem.

Jeszcze przez chwilę rozmyśla o Lydii, zastanawiając się, co jest w niej takiego, że zatrzymała na sobie jego uwagę na tak długi czas? Fakt, jest ładna, a umysł ma jak żyleta, tylko szkoda, że na co dzień udaje pustą idiotkę... Kupowanie dla niej biżuterii, której nigdy nie miała dostać, było jeszcze dziwniejsze... teraz żałuje, że nie wydał tych pieniędzy na naprawę samochodu albo komiksy, czy chociażby dobre jedzenie. Nie chce wyrzucać tych rzeczy do śmieci, bo to byłoby marnotrawstwo, co prawda nie były jakoś strasznie drogie, ale jednak zawsze kupował je u znajomego jubilera. Proste ozdoby ze srebra... nigdy żadnej plastikowej tandety. Myśli, że może dobrym pomysłem byłoby sprezentowanie prostego kompletu: kolczyki, wisiorek i bransoletka, Erice, która za tydzień będzie miała osiemnaste urodziny. Czasami wzdryga się na to, jak blondynka uwydatnia swoją urodę. Peter ma rację: za grosz nie ma wyczucia... jej stroje mogłyby być odrobinę mniej wyzywające, a makijaż delikatniejszy. Rozumie, że przez lata czuła się nieatrakcyjna i słaba, ale trochę przesadza. Widzi, jak próbuje odbić Scotta Allison i Stilinski zastanawia się, kiedy brunetka starci cierpliwość. Reyes ma bardzo mocny charakter i lubi czuć się silna, a bycie w centrum zainteresowania tylko dodaje jej siły i pewności siebie. Tak więc jest całkowitym przeciwieństwem jego samego i może nie darzą się zbyt dużą sympatią, ale jednak wypadałoby dać jej drobny upominek. Tak... przynajmniej pozbędzie się kilku błyskotek. Tylko co, do cholery, zrobi z resztą?

Przegląda listę kontaktów na swoim smartfonie, zastanawiając się, do kogo mógłby zadzwonić, ale jakoś nikt nie wydaje mu się odpowiedni i znowu te pierdolone łzy napływają mu do oczu. Czuje się jakby cofnął się o dziesięć lat w czasie i znów stał się małym, beczącym dzieckiem... Tylko że wtedy miał mamę, która go uspokoi i przepędzi potwory spod łóżka. Teraz został całkiem sam i kompletnie sobie, kurwa, nie radzi z tą świadomością. Scott na pewno jest z Allison, więc oboje odpadają, a nikt inny jakoś nie przychodzi mu do głowy... Może P...

 — Nie — warczy na samego siebie. Uderza głową w ścianę i zagryza wargi, powstrzymując kolejną falę bólu. Najgorsze, co może ci się przydarzyć to, gdy masz pełną listę kontaktów, a kiedy naprawdę potrzebujesz do kogoś zadzwonić, okazuje się, że nie masz do kogo. Patrzy za okno i wzdryga się na widok księżyca, który jest doskonale widoczny na bezchmurnym niebie.

— Nienawidzę cię  — mamrocze, patrząc na naturalnego satelitę Ziemi. Tak jakby to on zabrał mu wszystko, co miał do tej pory dobrego w życiu. Osoby, które były dla niego niezastąpione i dla których Stiles też był w jakimś stopniu ważny. — Jebać to — mamrocze ponownie i sięga kolejny raz po butelkę whisky. Jednak zanim jest w stanie jej dosięgnąć, ona ucieka od niego. Chłopaka marszczy brwi w zdezorientowaniu, bo od kiedy to alkohol spierdala o własnych siłach z nocnych szafek?! Podnosi spojrzenie wyżej i wszystko staje się jasne.

  — Myślę, że już ci wystarczy — mówi pewnym głosem Peter Hale i nastolatek zastanawia się, skąd on się tu, do cholery, wziął. Nie chodzi nawet konkretnie o samą jego sypialnię, ale raczej o całe Beacon Hills. Nie ma pojęcia, gdzie był starszy wilkołak, bo przecież nikt nie raczył go o tym poinformować, ale nawet jemu nie umknął fakt, że wujaszka nie było przez jakiś miesiąc.

  — Spadaj — mamrocze cicho i wyciąga rękę po swoją własność.

  — Oj, nieładnie... zero szacunku dla starszych i silniejszych. — Hale cmoka z dezaprobatą, chyba chcąc utrzymać swój wizerunek suki, co całkiem nieźle mu wychodzi. — Poważnie, młody, i tak wyczuwam w twoim organizmie sporo procentów... to mocny trunek — mówi i nalewa do szklanki odrobinę. Upija łyk i siada w fotelu przy biurku. — Twój ojciec ma całkiem niezły gust co do alkoholi... — Powieki wilkołaka opadają, a Stilinski dopiero teraz zauważa, że jego gość jest ranny. Rękaw koszuli jest poszarpany, a z gojącej się rany wciąż kapie krew.

  — Co ci się stało?! — Stiles krzywi się na swój wysoki głos.

  — Przejmujesz się? — pyta Peter, unosząc brew, i chyba dalej chce grać swoją rolę, ale nie szczególnie mu to wychodzi. Widać po napięciu mięśni, że naprawdę czeka na odpowiedź nastolatka.

 — Pewnie oznacza to, że jestem największym idiotą na świecie, ale tak. — Stiles odrobinę bełkocze przez alkohol płynący w jego żyłach, ale mimo to Hale doskonale rozumie każde słowo i aż na chwilę wstrzymuje oddech, kiedy wsłuchuje się w równy rytm bicia serca chłopaka i uświadamia sobie, że młodszy nie kłamie. — No dalej, powiedz, co jest grane? – Wilkołak przez chwilę się waha, bo nie wie, ile może zdradzić.

 — Do miasta przyjechali... hm... starzy znajomi i oni doskonale wiedzą, jak zranić wilkołaka, żeby tak szybko się nie zagoiło. Ostrze było zatrute i weszło naprawdę głęboko, ale bez stresu, kilka godzin i się zrośnie, a za dobę nie zostanie nawet ślad.

 — Tak, a w międzyczasie zostawisz kilka kałuż na moim dywanie... — Nastolatek wzdycha. — Jeszcze ojciec pomyśli, że się tnę. — Peter warczy na ostatnie słowa chłopaka i Stilinski patrzy na niego ze zmarszczonymi brwiami. — O co ci chodzi?

  — Nie robisz tego —  Stiles nie wie do końca, czy to pytanie, czy stwierdzenie i chyba Hale sam tego nie wie. Dla pewności mocno zaciąga się powietrzem i przez chwilę analizuje wszystkie zapachy. Wyczuwa intensywny aromat alkoholu i drażniący odór z kosza w kącie pokoju, na co krzywi się z obrzydzeniem. Jest także w stanie wyczuć słabą woń konwalii, ale ona zawsze towarzyszy chłopakowi. Jednak to, co zaskakuje starszego, to wyraźny zapach łez, tak mocny, że praktycznie może wyczuć słonawy posmak wdychanego powietrza. To, że chłopak był zraniony i smutny, rusza go bardziej niż sam by chciał i wie, że powinien już dawno przestać walczyć z oczywistymi rzeczami. Peter potrząsa głową i odpędza natrętne myśli. 

Gorszy Dzień/SteterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz