21.

2.1K 145 13
                                    


*Sprawdzony


***

Budzą się kilka minut po siódmej, a Stiles stara się jak tylko może wyrzucić z głowy wczorajszy wieczór. Teraz potrzebuje przede wszystkim skupić się na bieżących problemach, jakimi są dla nich darach i stado alf. Całą tę sprawę z Peterem i tym, co siedzi w jego głowie, musi odłożyć na dogodniejszy czas. Na przykład na kolejny tydzień, gdy nic nie będzie próbowało ich zabić.

– Wychodzimy, jak tylko mój ojciec zniknie w swoim pokoju – mówi. – Nie mogę teraz się z nim widzieć... zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny i od razu poznałby, że coś jest nie tak.

– W porządku. – Hale zbiera do jego plecaka wszystko, co będzie im niezbędne do zrobienia pułapek na daracha i Deucaliona. – Wciąż nie podoba mi się twój plan.

– Peter! Naprawdę muszę ci kolejny raz tłumaczyć, że nie mamy innego wyjścia?

– Nie mówię, że się nie wywiąże ze swojej części... tylko że jakoś nie cieszę się wizją upuszczenia ci krwi – cedzi Hale przez zaciśnięte zęby.

– Nic mi nie będzie... – mamrocze pod nosem, ale oczywiście super słuch wilkołaka nie działa na jego korzyść.

– A możesz mi to zagwarantować?

– Ummm, nie bardzo. – Hale nic na to nie mówi, ale jego oczy przez ułamek sekundy stają się wilcze, a z gardła wyrywa się ostre warknięcie.

***

Szeryf na szczęście nie próbuje dobijać się do jego pokoju, by opieprzyć go za to, że po raz kolejny spóźnia się na zajęcia. Prawdopodobnie jest tak zmęczony po całonocnej randce i próbach przygotowania śniadania dla Abigail, że nawet nie orientuje się, że jego nastoletni syn powinien być od jakiejś godziny w szkole. Rodzic roku... ale ten jeden raz Stiles nie zamierza na to narzekać. Tak dla pewności odczekują jeszcze dziesięć minut. I dopiero gdy Peter, korzystając ze swojego super słuchu, stwierdza, że John zasnął, wychodzą. W mniej niż dwie minuty odjeżdżają z podjazdu i nawet jeśli ryk silnika obudził szeryfa, to i tak już nie ma to znaczenia.

Kierują się na zachód miasteczka, do starych magazynów, które znajdują się na granicy Beacon Hills i ciągnącego się wiele kilometrów rezerwatu. Stiles wpatruje się w szary asfalt przed nimi, bo wie, że oczy wilkołaka skupione są na nim i za nic w świecie nie chce teraz odwzajemnić tego spojrzenia. Cokolwiek między nimi się dzieje, nie wpływa dobrze na ich i tak wybrakowany plan działania.

Oddycha z ulgą, kiedy w umówionym miejscu dostrzega Scotta i Deatona. Zatrzymuje się na chwilę, bo musi wiedzieć, czy wszystko u nich dobrze.

– Do zaćmienia zostało mniej niż cztery godziny – mówi Alan zamiast przywitania. – Musicie się pospieszyć.

– A gdzie Derek? – pyta Peter, przechylając się lekko w stronę otwartego okna, co nie jest raczej koniecznością, skoro Scott słyszy równie dobrze, co on. Może to ma coś wspólnego z tym, jak twarz Deatona zmienia się w nieprzeniknioną maskę, a McCall wpatruje się w Stilesa, jakby go nie znał lub nie wierzył, że można być tak głupim. A to bardzo nie podoba się Stilnskiemu, bo takie wzrokowe okazywanie dezaprobaty powinno być zarezerwowane tylko i wyłącznie dla niego.

– Spotkał się z Jennifer – odpowiada emisariusz.

Stiles może poczuć ciepły powiew powietrza, gdy Hale oddycha z ulgą. Peter może nabierać wszystkich dookoła, że wciąż jest zimnokrwistym skurwielem, ale Stiles wie, że to tylko taki teatrzyk. Odruchowo zerka w jego stronę i dopiero to uświadamia mu, jak blisko są. To może być przyczyną tego, że pozostała dwójka wciąż wpatruje się w nich jak w jakieś dziwaczne stworzenie. Nie do końca będąc pewnym, co to dokładnie jest, i czy aby na pewno nie wyrządzi jakichś szkód. Cóż... to mają mały kłopot, bo tak się składa, że nastolatek sam do końca nie wie, czym są, i jak to wszystko się skończy.

Gorszy Dzień/SteterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz