5 - clint

109 23 2
                                    

Barton postanowił zwolnić trochę swoje tempo, dając Wandzie chwilę na złapanie oddechu. Pamiętał oczywiście, że jest ranna, ale te czworonożne skurczybyki były szybkie. Clint słyszał już trzask rozdeptywanych krzewów i łamanych gałęzi.

Byli zbyt blisko.

- No chodź - chwycił dziewczynę za zdrową dłoń, ciągnąc dalej do przodu.

Próbując nie potknąć się o któryś z wystających korzeni, kamieni ukrytych pod grubą warstwą opadłych liści czy grubych, ułamanych gałęzi, manewrowali pomiędzy konarami wiekowych drzew. Już dawno stracili strumień z oczu, teraz tylko zdając się na instynkt i umiejętności survivalowe Clinta.

A że łucznik lata młodości spędzone na łonie natury w towarzystwie skautów miał już daleko za sobą, szło mu to dość średnio. Poza tym, słońce już prawie zniknęło, a jego promienie powoli chowały się za horyzontem, pozostawiając uciekinierów zdanych na łaskę losu.

Na ich szczęście teren opadał łagodnie w dół i choć ich łydki groziły strajkiem w postaci bolesnego skurczu, a zdarte gardła krzyczały o wolniejsze tempo oddychania, biegli dalej. I mogliby tak truchtać przez całą noc, gdyby nie ogromne stworzenie, które wyskoczyło na nich spomiędzy drzew naprzeciwko.

Clint zareagował od razu, strzelając mu prosto między ślepia.

- Otaczają nas!

- Tak? No co ty nie powiesz - łucznik mruknął pod nosem, ani trochę przejęty faktem, iż Wanda wyprzedziła go o dobre kilka kroków.

Ale zdziwił się dopiero wtedy, kiedy na nią wpadł.

Przewracając się boleśnie na wystający korzeń, wypuścił łuk z ręki. Stare rany łącznie z kręgosłupem zawyły głośno. Barton jęknął i zamrugał, szukając dziewczyny wzrokiem.

Ona z kolei wpatrywała się w ciemny las przed sobą. Gdyby nie przerażenie, malujące się wyraźnie na jej bladej twarzy, to Clint nawet by go nie zauważył.

Bo dwa kroki od trzęsącej się Wandy, skryty w ciemnościach, stał niedźwiedź.

Gdyby to była jedna z goniących ich bestii, to młoda Maximoff leżałaby już martwa na chłodnej ziemi z rozszarpanym gardłem. Cichy, ostrzegawczy pomruk wydobył się z gardła zwierzęcia, gdy Clint spojrzał w stronę łuku, znajdującego się na wyciągnięcie jego ręki.

Wanda wstrzymała oddech i zacisnęła powieki, gdy nos niedźwiedzia musnął jej ranne ramię.

- Spokojnie, spokojnie - szepnął Clint, powoli się podnosząc. - Nie ruszaj się.

Maximoff odetchnęła głęboko, próbując schować głowę między skulone ramiona. I wtedy, nagle, tak po prostu, niedźwiedź parsknął, odsuwając się.

A Wanda spojrzała mu prosto w oczy. Nie ślepia, oczy.

Barton zerwał się z ziemi, nakładając strzałę na cięciwę. Nie wycelował jednak, powstrzymany uniesioną dłonią czarownicy.

- To nie jest niedźwiedź - szepnęła.

Jakby wyczuwając idealny moment na atak, spomiędzy drzew wyskoczyły wilczuro-podobne bestie.

Ogromny Puchatek rzucił się im na spotkanie, a Clint zasypał przybyłych strzałami, gdzie każda trafiała swojego celu ułatwiając zadanie ich dziwnemu... sojusznikowi. Czworonożnych, śliniących się potworów nie było dużo.

Gdyby tylko Barton wiedział, że wargowie nie są zwykłymi, tępymi zwierzakami, to pewnie by się obejrzał przez ramię.

- Clint?

Cichy, delikatny głos przedarł się przez głośne wycie i chrzęst łamanych kości. Usłyszeć w nim można było nutkę zaskoczenia i ogromny szok razem z odrobiną bólu.

- Jestem trochę zajęty, ale... Wanda!

Dziewczyna upadła na ziemię. Z jej boku sterczała czarna strzała o grubym drzewcu.

VANQUISH |✪| avengers&hobbit crossoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz