Medytując, odzyskiwała równowagę. Siedziała w ogrodzie Beorna, wsłuchując się w delikatne odgłosy żyjącej natury i pozwalała wszechobecnej energii na swobodny przepływ przez swoje ciało. Czasem zapominała o świecie, zaszywając się gdzieś w głuszy, gdzie próbowała zrozumieć magię Śródziemia.
Wbrew jej wszystkim lękom nie było to takie straszne. Przynosiło to spokój i otwierało oczy na wiele więcej rzeczy, niż na Ziemi. Wyczuwała wokół siebie łagodne stworzenia, których aury drżały jak liście, gotowe w każdej chwili oderwać się od życia i odpłynąć w dal na falach delikatnego wiatru. Z kolei te Clinta i Beorna były spokojniejsze, wyczuwalne z odległości kilkudziesięciu kroków.
Niedźwiedź był dzikim człowiekiem z przeszłością, która nie pozwalała mu spać spokojnie. Dlatego czasem się budziła i wyglądała przez okno, szukając ogromnego zwierzęcia, który pilnował swojego domostwa.
Nikt jeszcze nie wytłumaczył jej, kto - i co - ich zaatakowało oraz dlaczego została postrzelona.
Podniosła się z ławki, słysząc rżenie, dochodzące spomiędzy drzew. Las otaczał dom od strony Gór Mglistych i północnych pól, gdzie natknąć się można było na pojedyncze wioski. Clint, jako człowiek normalnych rozmiarów, zdobywał tam wszelkie najpotrzebniejsze rzeczy (jak materiały, czy nawet gotowe ubrania dla nich obu).
Dwa srokate koniki wybiegły na polanę, pędząc w stronę domu. Ale łucznika nigdzie nie było widać.
Wanda przestąpiła parę kroków do przodu, instynktownie otwierając myśli na brakującą obecność. Beorn pojawił się tuż obok niej i zmrużył oczy, obserwując uciekające zwierzęta.
- U stóp wzgórza, przy strumieniu. Naprzeciwko Niedźwiedziej Skały - powiedziała szybko i zamrugała gwałtownie.
Mężczyzna zdjął tunikę przez głowę, rzucając ją niedbale za siebie.
- Zostań i zajmij się końmi - warknął przez zaciśnięte zęby, przygotowując się do przemiany.
Czarownica przełknęła ślinę i objęła się ramionami.
- On nie jest sam! - zdołała jeszcze za nim krzyknąć, kiedy przeszedł przez otwór służący za wejście w żywopłocie.
Nie odpowiedział jej, zmieniając się w niedźwiedzia.
✪
Kiedy oboje wyskoczyli spomiędzy drzew, uciekając, była gotowa. Clint był bezużyteczny z pustym kołczanem, więc próbował już tylko nie zostać zjedzonym przez znane im już, wilczuro-podobne bestie.
Beorn natomiast, z głębokimi zadrapaniami na boku, wykrwawiał się bardzo szybko.
Wanda poczuła gniew i frustrację, spotęgowane strachem o ich życia. Uczucia wypełniły jej żyły ogniem zamiast krwią, a czerwień zabłysnęła w oczach czarownicy.
Złamała karki wielu z nich, kilku rzuciła o ziemię, powstrzymując lot czarnych pocisków. Jeźdźcy wargów, orkowie, wyszczerzyli zęby.
Wanda odwzajemniła uśmiech.
Myśli tych okropnych stworzeń przepłynęły przez nią, przyprawiając dziewczynę o zimny dreszcz. Zabić. Zniszczyć. Pan się ucieszy. Rozkazy. Zabić.
Bestia nie może uciekać wiecznie. Zabić żywe ścierwo, a orkowie będą mogli przejąć jego ziemie. Posłać po więcej wargów, bestia słabnie.
Ich zwiadowca nawet nie zdążył odłączyć się od grupy.
Clint zwolnił, zerkając przez ramię. Wanda machnęła jeszcze raz swoimi dłońmi, posyłając czerwone promienie gniewu wprost do nieświadomych swego końca oprawców. Łucznika jakoś nie zdziwił widok czarnych ciał, porozrzucanych po polanie niczym kamyki, wypuszczone z zaciśniętej dłoni czarownicy.
Beorn upadł na progu swojego domu.
- Pomóż mu - Maximoff spojrzała na Clinta z dzikim błyskiem w oku. - Ja zajmę się resztą.
Barton przełknął ślinę i skinął głową. Usłyszał jeszcze głośne chrupnięcie któregoś z kręgosłupów, a głośne wycie umierającego warga przecięło śmiertelną ciszę.
Został gwałtownie uciszony pstryknięciem palców.
CZYTASZ
VANQUISH |✪| avengers&hobbit crossover
Fanfic[vanquish - ang. zwyciężać, pokonać] ✪ Jeżeli chodzi o wszelkie kolizje światów, przenikanie się nawzajem i tak dalej, to jest to właściwie całkiem proste. Wystarczy tylko wkurzyć jakiegoś starego, przedwiecznego demona, na przykład przez zbudzenie...