Rozdział 15

311 29 32
                                    

Na tej postaci był wzorowany wygląd Lukasa XD... następny rozdział to będzie opis WSZYSTKICH bohaterów tego gówna :DD

Manga z tą postacią: Hirunaka no Ryuusei

postać; Mamura Daiki

*** ***

Chłopak otworzył powoli drzwi i wyszedł na zewnątrz. Słyszałem jak z cichym śmiechem podchodzi do mnie i usiadł obok.

- Masz zamiar tak tu siedzieć Kumplu Śmierci? - zapytał cicho zakłócając ciszę, która od dłuższego czasu zalegała między nami.

- Lubię deszcz - wyznałem beztrosko wzruszając ramionami, wlepiając przy tym swoje błyszczące brązowe tęczówki w ciężkie krople kapiące z daszku werandy, która chroniła nas przed zmoknięciem.

- Chodź do środka - mruknął złotooki szturchając lekko moje ramie. Próbował jakoś podtrzymać naszą rozmowę, ale ja jak na złość pokręciłem w milczeniu głową i podciągnąłem kolana pod brodę, opierając na nich głowę. Czułem lekko zaniepokojony wzrok przyjaciela, który spoczywał na mojej pozbawionej wyrazu twarzy.

- Możesz zostawić mnie samego? - zapytałem, w końcu tym swoim cienkim głosem. Mimo, że na zewnątrz było zimno to ja I tak siedziałem w piżamie•

- Nie - odparł spokojnie i powoli ściągnął swoją jaskrawo różową bluzę w jednorożce. Po chwili poczułem przyjemnie puchaty materiał zawieszony na moich ramionach.

- Lukas? - zapytałem zaskoczony spoglądając na wyższego blondyna. Chłopak w odpowiedzi posłał mi jeden ze swoich uroczych uśmieszków i poczochrał moje rozczochrane włosy.

- Uroczo wyglądasz w tym różu - zaśmiał się idąc w stronę wejścia do domku swojej boskiej matki. Westchnąłem i powoli założyłem na siebie dużo za dużą bluzę swojego przyjaciela i zasunąłem jej kaptur na głowę. Mój wzrok z nów utkwiłem w ognisku, które paliło się przy domku Apolla. Sama konstrukcja budynku sprawiła, że wszystkie moje wspomnienia powróciły. Sama myśl o obozie Półkrwi przywodziła mi na myśl jedno imię, które tak bardzo chciałem zapomnieć, a jednocześnie... nawet po upływie roku sprawiało, że mój umysł i emocje po prostu szalały. Gdy przed moimi oczami pojawił się obraz tego cudownego uśmiechu. Do moich oczu napłynęły łzy. Powoli wstałem z ziemi i wyszedłem na deszcz, by jego krople zamaskowały moje słone łzy, których tak bardzo nienawidziłem. Nie cierpiałem okazywać słabości, więc stałem twardo moknąc w deszczu.

***

Ciężkie, duże krople deszczu nie przestawały spadać z ciemnych nisko położonych chmur. Na samo wspomnienie tego co przed chwilą zrobiliśmy na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Gdy rozbrzmiał pierwszy grzmot podskoczyłem w miejscu z lekkiego przerażenia. Stałem tak blisko starszego chłopaka, że byłem niemal pewne, że na jego jasnej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.

- SYN HADESA BOI SIĘ BURZY!? - zapytał radośnie wyższy odwracając w moją stronę głowę, przez co mogłem zobaczyć te jego złote tęczówki, w których zawsze dostrzec można było wrodzoną pewność siebie... nie tracił jej nawet w chwilach, gdy jego życie było zagrożone.

- Nie wystawiaj swoich mocy na próbę - poprosiłem rozglądając się nerwowo dookoła wypatrując jakiegoś zagrożenia. *Wiedziałem by nie zadzierać z Bogami Wiatrów... szczególnie gdy podróżuje się rydwanem, do którego przypięte są Pegazy * pomyślałem czując jak przez moje ciało przechodzą dreszcze spowodowane kolejnym uderzeniem pioruna.

- LUKAS!! - wrzasnąłem odruchowo łapiąc go za ramię. Złotooki zdawał się ignorować moje prośby i tylko popędził stworzenia do jeszcze szybszego lotu. Kilka sekund później błyskawicę z nów oświetliły niebo, ukazując nam tym samym, że lecieliśmy znacznie niżej niż nam się wydawało... gdy mój towarzysz skierował skrzydlate istoty w górę, podwozie rydwanu otarło się o konary drzew przez co straciłem równowagę i spadłem w dół. Przed oczami dostrzegłem jeszcze blondyna, który wychylił się by zobaczyć czemu krzyczę, po czym sam zaczął mnie wołać.

Mój lot trwał z dobre dziesięć sekund, gdy nagle zamiast dość przerażającego uczucia spadania, poczułem ostry ból. Moje ręce odruchowo zasłoniły twarz gdy jakimś cudem zamiast na ziemie wpadłem w obszerne konary starego dębu. Gałęzie drzewa były spróchniałe, więc łamały się pod wpływem prędkości mojego lotu. Po kolejnej chwili moje ciało niemal bezwładnie wylądowało na ziemi, a ostateczny upadek sprawił, że niemal wyplułem całe powietrze znajdujące się w moich płucach. Przy każdej próbie wzięcia oddechu czułem ból w moich poranionych plecach...
* Mogło być gorzej... * pomyślałem z trudem łapiąc kolejny oddech...•

***

- FUCK! - krzyknąłem wściekły tym, że pozwoliłem by syn Hadesa, mój przyjaciel i jednocześnie towarzysz podróży, spadł z tego cholernego rydwanu wprost na ziemię. Z wielkim trudem zmusiłem wierzchowce do wyższego lotu, rozglądając się przy tym na boki w poszukiwaniu jakiegoś dobrego miejsca do lądowania . Mój wzrok utkwiłem na małym jeziorku... * skok przeżyje, a Pegazy polecą dalej... * pomyślałem i niepewnie przełknąłem ślinę. Złapałem pewniej wodzę i przesiadłem się na pierwszego z brzegu rumaka, po czym szybko zacząłem odpinać wszystkie uprzęże, pozwalając by rydwan spadł na ziemię, a trzy inne konie rozpierzchły się w różne strony. Wplątałem palce w idealnie białą grzywę skrzydlatego potwora i zawróciłem go. Zanim znalazłem leżącego na ziemi, nieprzytomnego herosa minęło może z dziesięć minut... dzięki mojemu wielkiemu szczęściu wszystko co powinno być ciężkim zadaniem, okazuje się bardzo łatwe. Pegaz wylądował na ziemi, a ja od razu z niego zeskoczyłem i podbiegłem do leżącego na ziemi chłopaka.

- Apollinie! Miej go w opiece!! - krzyknąłem przerażony i przyłożyłem palce do szyi nieprzytomnego syna Hadesa, by sprawdzić czy ma puls. Odetchnąłem z ulgą czując pulsowanie pod skórą młodszego. Szybko zlustrowałem wzrokiem poturbowane ciało czarnowłosego, po czym ostrożnie wziąłem go na ręce i przeniosłem na Pegaza. Burza ustała, lecz deszcz dalej padał ograniczając lekko moje pole widzenia. Nico leżał z głową opartą na moim ramieniu, a ja tym razem trzymałem go mocno jedną ręką... tyle razy ratował mi życie, a ja doprowadziłem go do wręcz krytycznego stanu. Byłem na siebie tak wściekły, że w ogóle nie zwracałem uwagi na drogę. Cała ta wyprawa była kiepskim żartem., który polegał tylko na tym by dostać się na olimp i obgadać coś ważnego! Ale oczywiście jak to na mnie przystało, musiałem coś spartolić i znalazły nas potwory...

•Nico jest ubrany w czarne bokserki i dużo za dużą Koszulkę Lukasa<3

• ała....

*** ***

Wyjeżdżam jutro do Wrocławia i wracam dopiero we wrotek :* więc nie będzie rozdziałów

JESTEŚ BLIZNĄ ||| Solang/Jasico { YAOI }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz