Rozdział 14

263 36 11
                                    

Klęczałem na podłodze z ciemnego drewna i upychałem kolejno swoje ubrania do leżącego czarnego plecaka podróżnego. Zacisnąłem dłonie na materiale wymiętych ubrań, kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy.

- Przepraszam... - wymamrotałem ocierając wilgotne smugi z policzków. Byłem tchórzem, który boi się powiedzieć co czuje. Moje serce było przepełnione bólem, a łzy zaczęły spływać potokiem po moim podbródku, kapiąc na usłaną ubraniami podłogę. Powoli uniosłem się z klęczek i chwyciłem plecak, po czym położyłem go na łóżko. Chwilę stałem przy moim posłaniu i w końcu ruszyłem by poszukać innych potrzebnych do podróży rzeczy. Przez ostatnie dwa tygodnie miałem duże problemy z zaśnięciem, więc miałem wątpliwości, czy mam dość sił by podróżować cieniem z obozu Półkrwi do obozu Jupiter. Zarzuciłem plecak na ramię i ostrożnie opuściłem domek Pana Umarłych. Jako, że były wakacje zamiast swojej ukochanej kurtki pilotki miałem założoną czarną bluzę z kapturem. Gdy wkroczyłem między drzewa miałem pewność, że nikt nie był by w stanie odróżnić mnie od panującej w okół ciemności. Planowałem ten wypad od dłuższego czasu, ale mimo to nie mogłem pozbyć się przeświadczenia, że robię źle.
* Nie możesz sobie pozwolić na popełnienie tego błędu raz jeszcze. Nie możesz mu tego powiedzieć, bo zniszczysz mu tym samym życie... * pomyślałem z goryczą, uświadamiając sobie, że wcale nie chce opuszczać obozu... Westchnąłem i ostatni raz obejrzałem się za siebie. Grecki obóz nocą wyglądał tak pusto i martwo.

- Gdybym tylko mógł cofnąć czas i sprawić byśmy nigdy się nie poznali... - wyszeptałem wpatrując się w pogrążony w śnie domek Apollina. Na wspomnienie tych błękitnych oczu, które zawsze patrzyły na mnie z głęboką troską, z moich oczu zaczęły z nów płynąć słone krople, których tym razem nie miałem zamiaru ocierać czy powstrzymywać. Musiałem dać jakoś upust swoim potarganym emocją.

***

,,Zapomnij o mnie" te właśnie słowa wypowiedział di Angelo gdy po raz ostatni go widziałem. Na samą myśl, że z nów uciekł z obozu wypełniała mnie wściekłość. Minął dopiero tydzień od czasu, kiedy zniknął bez śladu, a na dodatek nikt nie wie gdzie się podział.
* Co on sobie myślał!? Przecież to wszystko wina tego cholernego Jacksona! Zawsze ten idiota krzywdzi MOJEGO Nico!! * pomyślałem i z furią rzuciłem swój łuk na ziemię. Przeczesałem włosy, a mój wzrok powędrował do jak zawsze ćwiczącego Syna Posejdona. Na sam jego widok poczułem jeszcze większą wściekłość, zacisnąłem dłonie w pięści i wyprostowałem się.

- Percy! - zawołałem podchodząc do zadyszanego chłopaka, z wymuszonym uśmiechem na ustach. Gdy nasze spojrzenia się spotkały coś w środku mnie pękło i niewiele myśląc uderzyłem go z całej siły w lewy policzek. Brunet z zaskoczenia nie zablokował ciosu, a impet nim spowodowany sprawił, że chłopak przewrócił się na plecy. Wszystkie zaskoczone spojrzenia ćwiczących herosów spoczęły na mnie, a ja jakby gdyby nigdy nic stanąłem nad leżącym na ziemi i wbiłem w niego swoje przepełnione nienawiścią oczy.

- To TWOJA wina Jackson - warknąłem przez zaciśnięte zęby po czym puściłem morskookiego i z satysfakcją ruszyłem do domku Pana Słońca. Gdy odchodziłem słyszałem jeszcze szepty oniemiałych półbogów, którzy najwyraźniej nie spodziewali się po mnie czegoś takiego.

*** ***

Będą dwa rozdziały dziś opublikowane... to ten sam moment w historii, ale w dwóch wariantach XD więc macie do wyboru co wam bardziej pasuję :*

JESTEŚ BLIZNĄ ||| Solang/Jasico { YAOI }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz