Miniaturka

232 22 137
                                    

Z moich oczu leciały łzy, a zęby boleśnie zacisnęły się na dolnej wardze. Czułem jak po mojej brodzie powoli spływa krew z rozciętych ust.
*Idiota* pomyślałem gorzko przypominając sobie jak bardzo Solace kleił się do tej cholernej córki Afrodyty. Na samo wspomnienie tego co wydarzyło się na śniadaniu moje palce zacisnęły się jeszcze mocniej na przegubie lewej ręki, lekko naciągając skórę na nim. Sekunda przerwy i głęboki wdech by uspokoić szarpiące mną nerwy. Dłoń przestała się trząść, a ostrze pewnie rozcięło moją skórę. Syknąłem i odruchowo wypuściłem żyletkę, która spadła gdzieś na dywan. Spojrzałem na świeżą ranę i z lekkim przerażeniem przełknąłem ślinę... była głęboka... za głęboka...  Przetarłem czoło, po którym spływały krople potu i zamknąłem oczy. Tak bardzo nie chciałem widzieć rozcięcia na ręce... tak bardzo chciałem zmienić zdanie i nie wyładowywać się w ten sposób. Ująłem ręcznik i przyłożyłem go do krwawiącej rany, po czym sennie opadłem na łóżko... obróciłem twarz w stronę kołdry i ukryłem w niej słone łzy. Po raz kolejny podjąłem złą decyzję, ale chyba pierwszy raz w życiu nie żałuję jej... Niemrawo zakryłem swoje rozdygotane ciało kołdrą i pozwoliłem sobie na niespokojny sen.

***

Powoli uchyliłem powieki i powoli podniosłem się do siadu. Rozejrzałem się po pogrążonym w mroku pokoju, a moja twarz skrzywiła się z bólu, gdy ruszyłem lewą ręką. Moje brwi lekko się zmarszczyły gdy przypomniałem sobie moje wczorajsze zachowanie... Jak zawsze okazałem słabość w stosunku do syna Apollina... Powoli wstałem z posłania i udałem się do łazienki. Wszedłem do dość małego pomieszczenia i bez zbędnych ceregieli od razu wszedłem pod prysznic. Odkręciłem zimną wodę i zsunąłem się po kafelkach na ziemię.
Gdy wyszedłem z łazienki z moich mokrych włosów wciąż kapały krople wody... w samych bokserkach i czarnym T-shercie podszedłem do okna i lekko rozchyliłem zasłony. Na dworze mogłem dostrzec nieliczne grupki herosów, którzy snuli się bez celu po obozie. Słońce chyliło się ku zachodowi, powoli chowając się za drzewami. Ten widok wpływał na mnie kojąco, a jednocześnie szarpał moje i tak już zszargane nerwy.

- Czemu zawsze gdy o tobie myślę nie potrafię zachować tego całego spokoju? Czemu musiałem zaufać, że wszystko będzie dobrze!? - zapytałem sam siebie, ale moje słowa tylko odbiły się cichym echem po pustym pomieszczeniu... *Te promienie słońca wyglądają jak pewne blond włosy...* pomyślałem i z goryczą zasłoniłem z powrotem okno.

*** ***

Można to traktować jak zakończenie? XD chyba napisze jeszcze jedną część z tego czegoś...

JESTEŚ BLIZNĄ ||| Solang/Jasico { YAOI }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz