Rozdział 13

277 34 65
                                    


Odkąd wyszedłem z lecznicy cały swój wolny czas, który miałem zawsze spędzałem siedząc samotnie w domku nr. trzynaście. Percy obwiniał mnie o śmierć swojej dziewczyny Annabeth, przez co moje i tak poranione serce dosłownie krwawiło z bólu. Moje dłonie zacisnęły się jeszcze mocniej na czarnym materiale poduszki, która zawsze leżała na moim łóżku. Westchnąłem okrywając się szczelnie kołdrą i powoli usiadłem na materacu, przytulając jasia do klatki piersiowej i schowałem w nim twarz. Promienie słońca wpadały do ciemnego wnętrza domku Hadesa, oświetlając delikatnie ciemno brązowe ściany. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a na moje usta wstąpił lekki uśmiech, gdy przypomniałem sobie dzień, w którym do trzynastki wpadł Solace z tym swoim uśmiechem na twarzy i oświadczył, że nie może do mnie codziennie przychodzić skoro mój domek jest taki... ciemny. Przyniósł ze sobą kilka puszek farby i wraz z Aleksym zaczęliśmy... a bardziej oni zaczęli renowacje domku Pana Umarłych. Piękne wspomnienia zakłóciły głośne krzyki dobiegające z zewnątrz. Przetarłem oczy i niemrawo odsunąłem zasłony, by sprawdzić co takiego dzieje się niedaleko mojego domku. Rozszerzyłem ze zdziwienia oczy i szybko zerwałem się ze swojego posłania. Wybiegłem z trzynastki bez kołdry kompletnie ignorując fakt, że miałem na sobie tylko bokserki.

- DLACZEGO TAK GO BRONISZ!? - wrzasnął wściekle Jackson zaciskając palce na swoim niebieskim mieczu, wpatrując się wściekle w oczy syna Jupitera, który swoją drogą wydawał się być spokojny. Chodź miałem wrażenie, że zaraz z tych jego ślepi zaczną płynąć łzy. Sam Percy również płakał, rozglądając się po obozowiczach, który zebrali się już w pobliżu całej sceny.

- nikt nie wiedział, że Ann tam jest- powiedział spokojnym, ale jakże stanowczym głosem Jason, podchodząc powoli w stronę przyjaciela z zamiarem zabrania mu niebezpiecznego przedmiotu.

- NIE ZBLIŻAJ SIĘ! - rozkazał syn Pana Mórz wymachując niebezpiecznie ostrzem, przez co blondyn musiał się cofnąć... kontem oka zauważyłem, że nikt nie pobiegł do Wielkiego Domu● więc najwidoczniej byliśmy skazani na uspokojenie WIELKIEGO herosa samemu. Zacząłem się powoli przemieszczać, tak by stanąć za plecami Percy'ego i spróbować go obezwładnić. Syn Boga Piorunów chyba zauważył mój manewr bo również zaczął do niego podchodzić, mówiąc przy tym różne uspokajające rzeczy, by ten nie zwrócił na mnie uwagi. Doskoczyliśmy do zdezorientowanego chłopaka w tym samym czasie. Ja objąłem Jacksona od tyłu z całej siły starając się unieruchomić jego ręce, a Grace w tym czasie wyrwał mu z dłoni miecz. Percy pod wpływem całej sytuacji dostał zastrzyku adrenaliny i wyrwał mi się po czym uderzył mnie w twarz z łokcia. Odsunąłem się parę kroków w tył łapiąc się za lewy policzek i uniosłem wzrok... Grace siedział okrakiem na plecach Percyego, przyciskając tym samym przyjaciela do ziemi, przez co nie było opcji by ten z nów się wyrwał.

- NICO? - krzyknął zdziwiony blondyn wpatrując się we mnie w osłupieniu

- Pewnie dopiero co się obudził - zaśmiał się cicho Aleksy podbiegając do nas z lekkim uśmiechem na twarzy. Uniosłem lekko kąciki ust słysząc jak Jason i Aleksy zaczęli się jąkać podczas rozmowy ze sobą... kontem oka zobaczyłem jak dzieci Apollina zabrały Percyego ze sobą do lecznicy.

***

- Dobrze słyszałeś! - zaśmiał się brązowo włosy wpychając głowę do środka mojej ,,jaskini" przez otwarte na oścież okno, od całego zdarzenia minął już tydzień, Percy się uspokoił, a Will odzyskał przytomność. Moje blade policzki pokryły się lekkimi wypiekami słysząc, że ,,Bóg seksu", który mnie uratował wypytuje się o mnie każdego dnia... Mimo, że Al widział moją reakcję to nie za bardzo się tym przejmowałem, bo w końcu reaguje tak na każde wspomnienie imienia ,,Will"●

- Ubieraj się i chodź na śniadanie! - zaśmiał się rozbawiony chłopak siadając na parapecie tak, że jego jedna noga zwisała wzdłuż zewnętrznej, a druga wewnętrznej strony ściany. Burknąłem coś i ściągnąłem z siebie koszulkę, w której spałem po czym podszedłem do szafy i wyjąłem z niej coś czystego (czarne poobcierane jeansy założyłem tuż po wyjściu spod prysznica) wyjąłem czarną koszulkę i mając głęboko gdzieś, że gdzieniegdzie ma dziury, założyłem ją i wyszedłem z domku.

- Czekaj! - zawołał syn Apollina, który najwyraźniej miał problemy z zejściem z parapetu. Przystanąłem i odwróciłem się w jego stronę, cicho chichocząc gdy ten próbował zejść.

Do pawilonu jadalnego wkroczyliśmy wyraźnie spóźnieni. Wszyscy obozowicze zebrali się już przy swoich stołach i zaczęli jeść, przez co nasze wkroczenie było dość zauważalne... Atmosfera w obozie nie była napięta, ale wyraźnie inni herosi obwiniali mnie po części za śmierć Annabeth. Westchnąłem i spuściłem głowę idąc w stronę mojego stolika, Aleksy natomiast przysiadł się do Jasona. Ukradkiem spojrzałem w stronę syna Posejdona... siedział sam ze spuszczoną głową i dźgał swoje niebieskie naleśniki widelcem. Jedyny stolik, przy którym siedzieli roześmiane Herosi był stolik Apollina... dzieciaki jak zawsze śmiały się i dyskutowały.

● Dionizosa nie było w obozie :P
● Al jak na złość BARDZO często używa tego imienia

*** ***

... no... zszywali mnie dziś... rozcięłam sobie udo i mam dwa szwy... boli jak cholera ;=; jutro jak zmienię opatrunek to mogę wam zdjęcie wysłać XDDD polecam. Z nudów dźgałam w karton i bum! Trafiłam w udo xD rana tak z 2-3cm na 1,5cm, głęboka ledwo do mięśnia XDDD jej

JESTEŚ BLIZNĄ ||| Solang/Jasico { YAOI }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz