Pogadanki Polsko-Amerykańskie

1.9K 189 183
                                        

Polska uśmiechnął się do siedzącej naprzeciwko personifikacji Stanów Zjednoczonych Ameryki. Alfred popijał herbatę, co pewien czas dosładzając ją. Feliks natomiast od cukru wolał miód, jednak fakt, iż Jones obecnie go nie posiadał sprawił, że Łukasiewicz zadowolił się gorzką.

- Miło, że jednak do mnie wpadłeś. - powiedział z uśmiechem Alfred. - Jak powiedziałem Meksykowi, że cię zapraszam, to mnie wyśmiał.

Polska uniósł brew, patrząc na rozmówcę ze zdziwieniem. Chociaż też gorzki wyraz twarzy spowodowany był równie gorzką herbatą.

- Dlaczego?

W odpowiedzi Alfred jedynie wzruszył ramionami.

- A dlaczego Ziemia się kręci? - zapytał ironicznie. - Nie wiem, ciężko jest zrozumieć Meksyk. Dlatego stawiam mur. Chyba, że nie starczy pieniędzy, wtedy będzie musiał wystarczyć płot.

- Nie masz czegoś do jedzenia? 

- O, mówił, że o to zapytasz. - odparł nieco zaskoczony, jednak wciąż uśmiechnięty Alfred. Podniósł się z miejsca, kierując się do kuchni. - On chyba uważa, że jesteś niedożywiony.

- Trochę racji w tym ma, ostatnio schudłem.

Po chwili, USA wrócił do pokoju, trzymając w dłoniach pudełko ciasteczek. Postawił je na stoliku przed nimi.

Znajdowali się w sporej wielkości salonie o błękitnych ścianach i jasno-brązowej podłodze. Alfredowi trzeba było przyznać, że miał gust do mebli, a przynajmniej w ocenie Łukasiewicza. Siedzieli na skórzanych, ciemno-brązowych fotelach, a po środku stał szklany stolik. Na ścianach wisiało mnóstwo fotografii. Zarówno te przedstawiające Alfreda z przyjaciółmi i rodziną, tak i postaci historycznych. Feliks uśmiechnął się siłą woli na widok portretu ich wspólnego bohatera, Tadeusza Kościuszki.

Zielonooki wziął jedno ciasteczko, po czym z uśmiechem je zjadł. Alfred natomiast wciąż popijał herbatę, która będąc już nieco chłodniejszą, nadawała się do picia dużymi łykami.

- A co tam u sąsiadów? - zapytał po chwili Alfred. - Ivan żyje? Co u niego?

- Super, Węgry ciągle was shipuje.

Słysząc to, USA uśmiechnął się mimowolnie. Prawdę mówiąc, sam ich trochę shipował.

- A jak ma się Kanada? - zapytał Feliks. - Zauważyli go w końcu?

- Można tak powiedzieć. Chyba znalazł sobie dziewczynę.

- Tak?

- No, aż sam byłem w szoku. Znasz ją, jak jej tam... Ukraina!

Na te słowa, Łukasiewicz zakrztusił się ciasteczkiem. Alfred przypatrywał się ze zdziwieniem, jak jego gość wypluwa okruszki pokarmu.

Po chwili mu przeszło, jednak twarz Łukasiewicza była cała czerwona.

- Wszystko gra? - zapytał Jones.

- Jak to chodzi z Ukrainą?

- No nie chodzi oficjalnie, po prostu on ją trochę lubi, ale czy ona jego to nie wiem. Ja tam byłbym za tą parą, gdyby nie te jej widły. Ona je ciągle ze sobą nosi, to jest straszne, bez kitu. No i sam rozumiesz, jestem po stronie Ivana... Nie żeby coś.

Feliks odetchnął na tyle cicho, że jego rozmówca tego nie usłyszał.

Nastała krótka cisza, którą po niedługim czasie przerwał gospodarz.

- Hej, a właściwie to jakim cudem dostałeś się tu bez wizy?

- Ja bym nie znalazł sposobu? - zapytał ironicznie, uśmiechając się przebiegle. - Trochę ciężarówką, trochę użyłem lewego dowodu i gra! No do ciebie miałbym nie wpaść?

W jakimś stopniu, Alfred poczuł się zaszczycony.

- To miłe, - odparł Jones z uśmiechem - ale mogłeś powiedzieć, że masz z tym trochę problemów, to sam bym do ciebie wpadł. Zwłaszcza, że moje wojsko u ciebie stacjonuje.

- Jaki problem? - Feliks machnął lekceważąco ręką. - Jak ja na całym świecie walczyłem za wojny, to miałbym się zmęczyć oszukiwaniem patroli granicznych? Swoją drogą, zmień ludzi na granicach, bo są beznadziejni. 

- Dzięki. A właśnie, jak opozycja?

- Tak samo jak u ciebie, ale nie palą jeszcze flagi.

- Weź. - westchnął ciężko Alfred, a jego twarz pokrył grymas. - Gdybym nie był i po części ich personifikacją, to bym powystrzelał. A mógłbym, bo u mnie broń legalna.

- Zazdroszczę. 

- Czego? Palenia flagi?

- Nie, broni. - odparł z lekceważącym uśmiechem Feliks. - Też bym taką chciał. Mógłbym postrzelać do Ludwiga.

Słysząc to, Ameryka uśmiechnął się.

- Nie ma czego, tylko same z tym problemy. Ej, a zmieniając temat. Słyszałeś, że Anglia i Francja ten teges?

Polska wytrzeszczył szeroko oczy, a kąciki jego ust poszerzyły się jeszcze bardziej. Nachylił się lekko, będąc gotowym na najnowsze ploteczki od Alfreda.

- Nie gadaj! - krzyknął entuzjastycznie.

Alfred również nachylił się, na skutek czego oboje siedzieli lekko przygarbieni, jednak wyjątkowo radośni.

- No bez kitu! On mówi, że nic między nimi nie ma, ale ja swoje widziałem! Myślisz, że to nie jednoznaczne, jak z jego domu wychodzi Francis z rozpiętą koszulą? Matthew też mówił, że Francuz jakiś szczęśliwszy, niż zawsze. Ja ci mówię Felek, oni ten teges.

- Niby nie toleruję homo, ale kurcze, ich shipam! 

- A ja toleruję największe dewiacje, więc tym bardziej ich shipam! - zapiszczał niczym dziewczyna Alfred. -A słyszałeś, że Szwedek jest już muzułmaninem?

- No, nawet widziałem. Zajrzałem z ciekawości do niego i wiesz co? - zapytał, na co USA rozchylił lekko wargi. - To Szewedestan! Nie ma tam czego szukać poza meczetami. 

- Pomożesz mu?

- Ta, chyba się spakować i oddać mi to, co zagrabił podczas Potopu Szwedzkiego. Debil.

Alfred wziął w dłonie niedawno co odstawioną filiżankę. Feliks zrobił podobnie.

- To jak? - zapytał Jones. - Za ploteczki i sojusz?

- Oby lepszy, niż ten za wojny. - odparł z uśmiechem Łukasiewicz, po czym oboje stuknęli się filiżankami. - I za miód. Stary, kupię ci go na urodziny. Jak można pić herbatę z cukrem?

Słowiańskie one shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz