Rozdział V

2K 132 82
                                    

   Słońce już dawno zaszło, a w zamian na ciemno-granatowym niebie wznosił się księżyc.
— Jeszcze jedną szklankę Ognistej! — Zawołała Tonks.
— Już się robi — po pubie rozniósł się głos Rosmerty.
— To już czwarta szklanka — odezwał się Lupin.
— Też potrafię liczyć, Remusie — zaśmiała się Dora.
— Nie o to mi chodziło.
— Proszę — wtrąciła się Madame Rosmerta, podając szklankę Whiskey.
   Tonks wzięła ją do ręki, która się nieco trzęsła.
— Dziękuję — uśmiechnęła się do niej. —Nie martw się, mam mocną głowę — zwróciła się do Remusa.
   Gdy upiła łyk napoju, odłożyła go na drewnianym stole.
— Idziemy — powiedział nagle czarodziej.
   Wstał, podszedł do baru i zapłacił, po czym wyszedł. Dora również wstała i nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji, ruszyła nieco chwiejnym krokiem do drzwi. Lupin stał przy drzwiach, Tonks podeszła do niego i oparła się o ścianę, bo zakręciło jej się w głowie. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
— To nie był dobry pomysł, żeby tutaj przychodzić — odezwał się nagle starszy mężczyzna.
— Dlaczego?
— Nie chciałem cię upić — odpowiedział z wyrzutem.
— Nic mi nie jest — oburzyła się.
— Więc chodźmy — powiedział prowokująco.
   To dopiero nie był dobry pomysł, jednak Dora nie chciała przyznać racji czarodziejowi, więc stanęła prosto i zrobiła jeden krok w przód. Remus złapał ją za rękę.
— Powoli, bo się przewrócisz — powiedział podchodząc bliżej i obejmując dziewczynę jedną ręką, żeby mogła normalnie stanąć.
   Pod wpływem jego dotyku, Tonks przeszły dreszcze i gwałtownie się od niego odsunęła.
— Jest dobrze. Przepraszam, miałeś rację, że wypiłam za dużo — Remus już jej nie obejmował, jednak nadal trzymał jej dłoń.
— Odprowadzę cię — zaproponował.
— Nie trzeba, tele... — Kobieta zaczęła wymiotować.
   Lupin bez chwili zawahania ponownie ją złapał. Wolną ręką grzebał w kieszeniach płaszcza.
— Proszę — podał jej chusteczke.
   Dziewczyna wytarła twarz i spojrzała na niego.
— Dziękuję. Nie czuję się najlepiej. Zazwyczaj mam mocną głowę — starała się wytłumaczyć swoje zachowanie, a mężczyzna złapał ją mocniej.
   TRZASK. Poczuli delikatne szarpnięcie w okolicy pępka. Gdy ziemia z powrotem się pojawiła pod ich stopami, Dora poczuła okropne nudności.
— Wybacz — powiedział mężczyzna.  — Nie mogłem cię tam zostawić, a sama byś nie dała rady się teleportować do domu.
   Tonks uniosła głowę i rozejrzała się wokół, jednak nie rozpoznała okolicy. Zobaczyła przed sobą stary dom.
— Gdzie jesteśmy?
— Przed moim domem.
   Tonks przeklnęła w myślach samą siebie. Przez swoją głupotę znalazła się w domu Lupina.
— Wejdźmy — ruszył mężczyzna, wciąż podtrzymując Nimfadore.
   Gdy doszli do drzwi machnął różdżką, a te się otworzyły. Weszli do środka. Było to niewielkie pomieszczenie. Po prawej stronie były stare meble kuchenne i kwadratowy stół, a wokół niego stały trzy krzesła. Po lewej stronie był przedpokój, którym szli. Prowadził do salonu, w którym była kanapa i kilka przestarzałych mebli.
— Usiądź — mężczyzna wskazał na kanapę, a Dora zrobiła tak jak kazał. — Zaraz przyniosę ci coś do picia — wyszedł z pomieszczenia.
   Po lewej stronie od kanapy było okno. Nie było nic przez nie widać z powodu ciemności, która zagościła jak co noc. Pomimo, że podwórko nie było widoczne to Tonks patrzyła przez okno, nie myśląc o niczym konkretnym.
— Proszę — Remus wrócił z kubkiem herbaty.
— Dzięki — odezwała się lekko zdezorientowana czarownica.
— Możesz zostać na noc — powiedział, a Tonks miała wrażenie, że serce na kilka sekund się jej zatrzymało. — Mam pokój gościnny. W drodze do kuchni wszedłem do niego i zmieniłem pościel — dodał, siadając obok.
— Dobrze — wymruczała, pochylając się nad napojem.
   Kobieta była zła na siebie. Nie lubiła się narzucać innym, a ostatnimi czasy robiła to nieustannie.
— Przepraszam, to moja wina. Nie powinienem ci proponować tego drinka — spojrzał się na nią.
— Nie, to nie twoja wina. Miałam ochotę się napić, więc nawet jakbyś tego nie zaproponował to i tak bym poszła, a wtedy skończyłabym w jeszcze gorszym stanie — zaprotestowała szybko, na co Remus się uśmiechnął. — Nie wiem czemu akurat dzisiaj mam taką słabą głowę — zaśmiała się.
   Poczuła ulgę, gdy zobaczyła rozbawioną twarz Lupina.
— Dobrze ci się tu mieszka?
— Wygodnie — odpowiedział mężczyzna.
— Długo?
— Kilka lat — uśmiechał się delikatnie. —  Skąd pochodzisz?
— Mieszkam z rodzicami w Whileton.
— Więc mieszkasz wśród mugoli.
— Mój ojciec jest mugolem. To do niego należał dom — odstawiła pusty kubek po herbacie na niskim stoliku. — W kogo się zmieniłeś w Hogsmeade, gdy wykonywaliśmy misje?
— Zanim się deportowałem do Hogsmeade urwałem kilka włosów chłopakowi, który przechodził obok — odpowiedział. — A co z tobą? W kogo się zmieniłaś?
— W moją przyjaciółkę z czasów szkolnych. Gdy byłam w wagonie wpadłam na pomysł, żeby zmienić wygląd i usiąść w tym samym przedziale co Harry. Ona jako jedyna mi się przypomniała, więc zmieniłam się w nią i poszłam do Harry'ego i jego przyjaciół.
— I jak tam wycieczka Ekspresem Londyn–Hogwart po tak długiej przerwie?
— To było coś wspaniałego. Gdy z nimi jechałam to rozmawialiśmy, śmialiśmy się, jedliśmy słodycze i się wygłupialiśmy. Tak jak wtedy, gdy jeździłam do Hogwartu, żeby się uczyć. Dla mnie Hogwart był jak drugi dom.
— Nadal jest. Dla mnie również — powiedział cały czas się przyglądając młodej czarownicy.
   Tonks nagle złapał niekontrolowany śmiech, co zapewne było spowodowane alkoholem.
— Stało się coś? — Zapytał zaskoczony.
— Przypomniało mi się coś — odpowiedziała ledwo łapiąc oddech. — Wiesz, że jestem niezdarna.
— Nie da się tego nie zauważyć, jednak dodaje ci to uroku — przerwał jej.
— W Hogwarcie przebijałam wszystko — kontynuowała.
— Opowiesz?
— Podczas pierwszego razu, gdy pojechałam do Hogwartu to wszyscy pierwszoroczniacy płynęli łódką, a w tym ja — ledwo powstrzymywała śmiech. — Gdy wypłynęliśmy to pomyślałam sobie, że byłoby fajnie, gdybym mogła lepiej przyjrzeć się zamkowi, więc wstałam. Stałam tak przez chwilę na kołyszącej się łódce. Prawda była taka, że byłam chudziutką, drobną dziewczynką i gdy zawiało, wiatr mnie porwał. Przeleciałam kawałek w powietrzu, a następnie wpadłam do wody — Remus zbliżył dłoń do twarzy dziewczyny i przetarł jej łzę, która spływała po policzku.
   Tonks na ten czas przestała mówić, a jej serce przyspieszyło (co zdecydowanie było winą zbyt dużej ilości alkoholu). 
— Jednak to nie koniec — odchrząknęła, gdy przestała czuć jego dotyk. — W tej wodzie żyje ogromna kałamarnica — wróciła do wcześniejszego tonu. — Nie spodobał jej się fakt, że jakiś uczeń zanurkował w jeziorze — zaczęła się ponownie śmiać. — Jak teraz tak o tym myślę to szkoda mi jej, bo gdy ta do mnie podpłynęła byłam bardzo wystraszona. Wyciągnęłam różdżkę, jednak nie znałam żadnego zaklęcia. Wsadziłam ją w oko tej kałamarnicy, a ta w zamian połamała moją różdżkę. Okazało się, że nie jest ona niebezpieczna, bo zaraz po tym wyciągnęła mnie z wody i wsadziła z powrotem do łódki. Spędziłam cały wieczór w Wielkiej Sali mokra.
— Jesteś niezwykła — zaśmiał się Remus.
— Przez całe siedem lat nauki chodziłam na błonia i rzucałam jej jedzenie w ramach rekompensaty i w podziękowaniu — spojrzała na Remusa cała rozpromieniona od ciągłego śmiechu. — Twierdzisz, że jestem niezwykła? — Zapytała retorycznie, uśmiechając się. — Nie uwierzysz, co zrobiłam na piątym roku.
— Co takiego? — Zapytał z zainteresowaniem mężczyzna.
— Napisałam list do Dumbledore'a — powstrzymywała śmiech. — Miłosny list — dodała i zaczęła się śmiać. — Wyznałam mu swoje uczucia, ale mnie odrzucił — twarz Tonks przybrała kolor dojrzałej śliwki.
— Naprawdę to zrobiłaś? Dlaczego? — Zapytał Remus, próbując powstrzymać śmiech.
— Od pierwszego spotkania bardzo polubiłam Profesora Dumbledore'a — odpowiedziała, a Remus się zaśmiał.
— Przykro mi.
— Mnie również — zrobiła smutną minę, po czym oboje zaczęli się ponownie śmiać, jednak Remus robił to dość spokojnie.
   Nastała cisza, jednak tym razem nie przeszkadzała ona Tonks. Remus i Nimfadora patrzyli na siebie. Kobieta szeroko uśmiechnięta, natomiast on z ledwo widocznym uśmiechem. Dziewczyna miała wrażenie, że czas zaczął płynąć wolniej, a przynajmniej taką miała nadzieję, dopóki Lupin nie spojrzał na zegarek.
— Jest już późno! Pokaże ci pokój.
— Tak — pokiwała głową niepewnie.
   Wstali w tym samym momencie i Remus ruszył przed siebie, a Tonks poszła za nim.
— Tutaj — wskazał na drzwi. — Dobranoc — uśmiechnął się.
— Dziękuję — podeszła do nich. — Dobranoc — weszła do środka i je zamknęła.
   Pokój był trochę mniejszy od kuchni. Stało w nim łóżko i stara komoda, a na ścianie była beżowa tapeta w kwiatki. Położyła się na łóżku zamykając oczy i biorąc kilka głębokich wdechów. Zapach psa roznosił się po całym domu i nie wiedząc czemu, działał na kobietę jak Eliksir Słodkiego Snu.

W Blasku Patronusa || Remadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz